Krzyczeć?! Nie byłam taka głupia. Aż taka. Bo wszystko co działo się na powierzchni przeczyło mojej mądrości i inteligencji. Pakowałam się idealnie z jednej kabały do drugiej, bez ustanku. I pomyśleć, że to przez zignorowanie swojego szóstego zmysłu. Dlaczego teraz mnie nie ostrzegł?! On też jest głupi. Nie starałam się wyrywać. Zastygłam wręcz w bezruchu, moje mięśnie zastygły, z przerażenia zbyt wielkiego, bym była w stanie nad nim zapanować. Bo ileż można…
- Jestem Lena - odpowiedziałam takim samym szeptem. To było pierwsze co przyszło mi do głowy, nie najmądrzejsze. Ale hej, spróbuj sam myśleć w takich warunkach! - Oni zaatakowali nas, bez powodu! - wyżaliłam się. Mój otępiały umysł dopasowywał skrawki wiedzy o życiu na powierzchni. Nie było rządu, pewnie panowała anarchia. I jedne grupy zwalczały inne. Wróg mojego wroga niekoniecznie musiał być moim przyjacielem.
- Kogo nas? - głos stał się głośniejszy, ze zdziwieniem stwierdziłam, że mówi do mnie kobieta. Miała mocny uścisk, od razu skojarzyła mi się z Beth.
- Mnie i moich towarzyszy… Keitha zabili od razu, ale mają pozostałą dwójkę… - mówiłam urywanie, szybko, szczerze i bez większego sensu dla tej kobiety.
- Powinniście wiedzieć, że tędy się nie chodzi... - warknęła, jakby to ją bezpośrednio dotknęła tragedia. Głupia, ona też była głupia! Miałam ochotę wyć z frustracji, złości, smutku i miliona innych odczuć. I ciągle jej nie czułam, jak gdyby nagle mój szósty zmysł zniknął. Ale nie, czułam innych. Zbliżali się.
- Idą następni - szepnęłam, przerywając jej.
- Szlag.
Pchnęła mnie, z zaskoczenia aż się potknęłam. Uwierzyła mi, to zdziwiło mnie najbardziej. Rzeczywiście szli, teraz już ich słyszałyśmy. Nieznajoma pociągnęła w głąb budynku. W miejscu, gdzie nic nie widziałam, zatrzymała się i nachyliła, unosząc w górę klapę.
- Nie znają tak dobrze tego miejsca. Wchodź!
Mogłam się wreszcie jej przyjrzeć. Ładna, starsza ode mnie
kobieta sprawiała wrażenie smutnej i gotowej w razie konieczności zabić. Miała czym. Musiałam czytać z twarzy, nie wiedziałam tego od razu. To wręcz dziwne. Spojrzałam w dół, w panującą tam ciemność i niepewnie wyglądającą drabinę. Nie miałam przecież wyjścia. Zdecydowała, że lepiej się chować niż uciekać. Oby miała rację. Ruszyłam w dół.
- Szybciej - pogoniła, odwracając się z niepokojem w stronę ulicy.
Szybciej już nie mogłam. Z kilku ostatnich stopni i tak zleciałam ze zduszonym okrzykiem, przewracając się i obijając sobie tyłek i szorując dłonią po czymś wyjątkowo nieprzyjemnym. Na dole było prawie całkiem ciemno, bo kobieta już schodziła, zamykając za sobą klapę.
Randka w ciemno. Haha.
Nie, wcale nie było mi do śmiechu. Strach ciągle dusił mnie od środka, ściskając za gardło i brzuch z siłą imadła.