Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2016, 15:59   #96
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
– Nieładnie Panie Arturo. Bardzo nieładnie. – powiedział Bertrand sprawdzając, czy znaleziony obrzyn jest nabity. Był.
– Niech Pan siada. – wskazał kanapę – A teraz skoro nikt nam nie przeszkadza … Proszę powiedzieć, czy zna Pan niejakiego Gonzagę? Prowadzi w Carcassonne hotel i restauracje Le Grande.

Spojrzenie Arturo powiedziało więcej, niż zwięzłe słowa. Lęk, obawa oraz zwierzęcy spryt - to wszystko pojawiło się nagle gdzieś w głębi jego oczu, zamaskowane udawanym, lekceważącym półuśmieszkiem.
- Owszem. Znam. Dla Luisa był to główny podejrzany. Ale zweryfikowałem jego podejrzenia i muszę powiedzieć, że pan Gonzaga okazał się być dla mnie niezwykle pomocny w samym Carcassonne.

– Pomocny? W jakim sensie? – spytał Bertrand.

- Pomógł w poszukiwaniach. Załatwił wejście do tamtejszego komisariatu. Był bardzo zaangażowany w sprawę, tym bardziej, że podejrzewaliśmy mojego wspólnika o współudział w morderstwie.

– O jakie morderstwo podejrzewaliście go razem z Gonzagą? – spytał uprzejmie Bertrand. – I co chciał w zamian za pomoc?

- Morderstwo antykwariusza z Carcassonne. Najpewniej na tle rabunkowym ponieważ zginęło wtedy kilka cennych przedmiotów. Gonzaga zgłosił sprawę w prefekturze i z tego co wiem prowadzone jest w tej sprawie stosowne śledztwo. Jako, że pan Gonzaga i zamordowany byli przyjaciółmi, a ja udałem się do Carcassonne w celach odszukania Luisa, nasze drogi przecięły się.

– Nigdy wcześniej Pan go nie spotkał? Czy słyszał Pan kiedyś o Bractwie Krwi? – Prunier uśmiechnął się lekko, lecz jego oczy pozostały zimne.
Arturo kłamał, to wydawało się Bertrandowi oczywiste, lecz chciał go pogrążyć w jego kłamstwach.

W czasie gdy Bertrand przesłuchiwał coraz bardziej podejrzanego Arturo, Luis okrążył biurko pod którym schowana była strzelba i przyjrzał się przedmiotom na nim leżącym. Spojrzał jeszcze na reakcję Arturo i powoli otworzył jedną z szuflad, zaglądając do srodka. Drugą ręką poprawił rewolwer przy pasie, upewniając się że nic go nie blokuje.

- Bractwo krwi - Arturo uśmiechnął się z ulgą i podkręcił wąsa. - A więc panowie wiecie, co ułatwia sprawę. Pozostaje tylko pytanie, co panowie z tym macie zamiar zrobić. Czy posłuchacie głosu rozsądku, czy ... - zawiesił głos.

Przeszukiwanie nie wykazało niczego podejrzanego - ot - rzeczy, które powinny znajdować się w biurze i w biurze się znajdowały. Notatnik z telefonami, pudełko z amunicją, jakieś dokumenty i umowy.

– Na ogół jestem rozsądnym człowiekiem. Rozumiem, że Pan niejako … również okazał się … rozsądny? Co zatem mówi Panu głos rozsądku? – spytał Prunier.

- Byście nie walczyli z czymś, czego nie rozumiecie i czego nie macie szans powstrzymać, czy nawet pojąć swoimi … - zakręcił wąsa, zamilkł. - No w każdym razie, może rozważycie… zaniechanie nierozważnych działań. Monsieur Gonzaga wynagrodzi wam to zaniechanie. Finansowo czy jakkolwiek inaczej. Nie musi ginąć już nikt więcej. Tak jak Louis, który był głupcem i mnie nie posłuchał. Rozumiecie…
Spojrzał na nich ze zrodzoną z fanatyzmu pasją neofity. Niedawnego nawróceńca, który doznał religijnej ekstazy i której to ekstazie oddał się z pełną pasją i szaleństwa.

– Proszę mi wytłumaczyć, co takiego wyjątkowego jest w tym bractwie? Jak Pan do nich dołączył? Wprowadził Pana Gonzaga? Kto jest jego szefem? – Prunier starał się stworzyć wrażenie zaciekawionego i życzliwego.

- Gonzaga pokazał mi rzeczy. Rzeczy wielkie i przerażające zarazem. Otworzył mi oczy na prawdę i obdarł inne religie z kłamstw. Bo bractwo to nie kult, jak zapewne sądzicie, lecz prawdziwa religia. Religia, która oddaje cześć prawdziwemu bogu. Takiemu, który nie jest obojetny na błagania swych wiernych. Takiemu, który zstąpił pośród nich. Pośród nas. Was. Mnie.
Słowa detektywa coraz bardziej zmieniały się w jakiś pseudo-mistyczno religijny bełkot. Oczy traciły czujność wypełniając się mętnym fanatyzmem neofity.

- Bogu, który bez armii poddanych byłby niemal bezsilny? Deullin przestał przeglądać biurko. Wyglądało na to że w tym miejscu nic ciekawego nie znajdzie. Na pewno nie po tym jak Arturo posprzątał dokładnie biuro. - Bogu, który może być powstrzymany przez zwykłych ludzi, co już historia pokazała. Mówił spokojnie, niemal wyliczając. - Z punktu widzenia szczura, człowiek jawi się istotą boską, lecz czy ten punkt widzenia sprawia że jesteśmy czymś więcej? Może i to coś jest potężne, ale to bardziej potwór niźli bóg. Luis miał nadzieje że zbytnio nie sprowokuje Arturo. Szamotanina to ostatnie czego potrzebowali.

Arturo spojrzał gniewnie. Zraniony konwertyta mógł być nieobliczalny. Milczał jednak zaciskając zęby i nerwowo szarpiąc wąsiska.

– Proszę mi wierzyć, daleki jestem od żartowania, czy kpienia z Pańskich przekonań. – powiedział Prunier starając się załagodzić sytuację – Co więcej uważam, że po tak wielkiej traumie, jak Wielka Wojna stare religie zużyły się i nic dziwnego w tym, że ludzie szukają nowych dróg. Często nie do zaakceptowania, przez ludzi o węższych horyzontach.
Bertrand starał się mówić po przyjacielsku.

– Ale w jaki sposób ów bóg miałby zstąpić na ziemię. Jak go zamierzacie przywołać? I spełni pragnienia swych wyznawców? – ostatnie zdanie wypowiedział z niedowierzaniem, by sprowokować Arturo do zwierzeń.

- Nie wiem - oznajmił konwertyta z rozbrajającą szczerością. - Powiedziane jest jednak, że powracający do nas bóg naznaczy swych wrogów, których pożre zaraz po powrocie. Naznaczy ich symbolem swej siły i swego gniewu. Podczas wybranej nocy zostaniemy zawezwani do pierwszej świątyni na tych ziemiach, gdzie odprawiony zostanie rytuał połączenia przez czterech wielkich kapłanów pod okiem najwyższego z wyniesionych Braci. Wtedy to, co zostało rozerwane i osłabione, znów się połączy i odzyska moc, a my, wierni będący świadkami i inicjatorami jego powrotu, staniemy się najważniejszymi spośród ludzi w nowym świecie, jaki nastanie.
Mówił z przekonaniem, wyraźnie nadrabiając braki w wiedzy pasją nawróceńca.

Choć Prunier bardzo się starał mimowolnie wzdrygnął się, gdy usłyszał, iż naznaczeni wrogowie zostaną pożarci. Pomyślał o tajemniczych znakach jakie mieli na przedramieniu.
– Zechce Pan mnie oświecić, czy prócz Carcassonne i Nantes jeszcze gdzieś działa bractwo? Z kim mielibyśmy się skontaktować, by zgłębić tajemnicę Waszej wiary?

- Moim mistrzem oświecenia jest monsieur Gonzaga. Innych osób nie znam. Ale wiem że są i czekają na noc, w której odmienią oblicze tego świata.

Gdy padło imię Gonzagi, Luis odkaszlnął delikatnie zwracając na siebie uwagę Bertranda. Następnie postukał palcem w prawe przedramię, co dla większości ludzi oznaczało przypomnienie o godzinie, lecz w ich przypadku Deullin zadawał inne, nieme pytanie.

– Ładne spinki Panie Arturo. Od kogo je pan dostał? – spytał Prunier.

- Podarunek od monsieur Gonzagi. Na początek dobrej znajomości. Symbol naszego pana i władcy. I mój znak pojednania z nim.

– Interesujące. – Prunier wyciągnął z kieszeni kartkę z rysopisem domniemanego zabójcy Carollyn – Widział Pan kiedyś tego człowieka? – spytał.

- Tak. - Odpowiedział po chwili namysłu. - Nie wiem jak się nazywa, lecz wiem że pracuje z monsieur Gonzagą.

– Może Philipe Gastange? A czy zna Pan niejakiego Joachima Lacoste?

- Może. Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Joachim Lacoste? Nie. Chyba ze chodzi o Joachima La Costę? To owszem. Bardzo bogaty człowiek i bardzo wpływowy.

– Dobrze Panie Arturo, ale trochę mało. Jest właścicielem hotelu i restauracji Le Grande, gdzie pracuje Gonzaga. La Costa jest jego przełożonym. Przynajmniej w biznesie.
Prunier przystawił sobie krzesło i usiadł na nim nie spuszczając broni z Arturo.

– Chce mi Pan wmówić, że nie zna nikogo więcej z Bractwa Krwi i że zdradził Pan wspólnika, bo Gonzaga był przekonującym rozmówcą? Uwierzył Pan jemu, a nie Louisowi? Co obiecał Panu w zamian Panie Arturo, jak Pana przekonał? Od jak dawna naprawdę Pan dla niego pracuje?

Przesłuchiwany mężczyzna zamrugał powiekami i nerwowo skubnął wąsa. Zbyt nerwowo. Przez chwilę obaj spadkobiercy myśleli, że zaraz sobie oderwie tą imponującą ozdobę twarzy. Ponownie zamrugał.
- Ja… ja nie wiem… - odparł w końcu, z wyraźnym wahaniem i nutką zagubienia lub paniki w głosie.

- Wie Pan przynajmniej kogo szukał Louis w Carcassonne. – spytał Prunier uważnie przyglądając się mężczyźnie.

- Kilka osób, z tego co mi wiadomo. Nie znam szczegółów.
Zakręcił wąsa.

– Powiedzmy ... panie Arturo, jak Pan sam widzi jesteśmy praktycznymi ludźmi i gotowi jesteśmy, jak Pan się był łaskaw wyrazić “zaniechać nierozważnych działań”. Nasze stosunki z Panem Gonzagą stały się jednak ostatnio delikatne i wdzięczni bylibyśmy za Pana pośrednictwo. Proszę przekazać, że za sumę 50 tysięcy franków gotowi jesteśmy zapomnieć o całej sprawie.
Prunier uśmiechnął się najmilej jak umiał.
– Proszę nas nie szukać. Zgłosimy się do Pana.

Przesłuchiwany detektyw uśmiechnął się i zakręcił dziko wąsa, tak dziko, ze przez chwilę wyglądało tak, jakby miał zamiar go urwać.
- Cieszę się, że pojęliście panowie sytuację, w jakiej jesteście. Przekaże mistrzowi wasze oczekiwania i zaręczam, że zapewne dojdziecie do porozumienia.


***



Powrót do posiadłości upłynął Luisowi na rozmyślaniach. Natrafili w końcu na sprawę która okazała się być większa niźli mogli przypuszczać. Czy te pare przypadkowych osób może skutecznie przeciwstawić się rozbudowanej i silnej grupie fanatyków? Nie wiedział. Jeszcze...

Gdy na powrót spotkali się całą grupą w domu Castora, przekazali reszcie wyniki ich małego śledztwa. Nie były one może zbyt optymistyczne, choć mogły dawać cień szansy. Otwierać możliwości.

- Pewnie teraz będą chcieli nas kupić, lecz dalej nie wiem w jaki sposób się do nich dobrać. Zdają się mieć zbyt wiele wpływów i władzy żeby można było zrobić to konwencjonalnymi środkami. Może trzeba by pomyśleć o przeniknięciu w ich szeregi? Ryzykowne, lecz jakie opcje nam pozostały? Zafrasował się i sięgnął po kolejne cygaro.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline