Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2016, 19:56   #2
Ziutek
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Kiedy ogólna sytuacja i życie prywatne Henry'ego zdawało się powoli poprawiać bo w końcu otrzymał stanowisko młodszego inżyniera, a nie kopacza, a przeżarty ideologią panującą w krypcie ojciec przestał mieć wpływ na rodzinę to znów los musiał rzucił mu kłodę pod nogi, aby egzystencja miała jakiś smaczek. On osobiście podchodził do tego nieco mniej pozytywnie. Akurat musiał paść system oczyszczania powietrza i niestety tego nie dało rady naprawić tak od ręki jak poprzednie awarie. Już wtedy domyślał się, że po poszukiwanie części wyślą między innymi niego. Nowy pracownik, tak naprawdę teoretyk w zawodzie, ale z potencjałem, młody i silny. Na pewno jego śmierć będzie mniej bolesna dla ogółu niż śmierć któregoś z Niezbędnych. Dlatego kiedy wezwano go na konsultację i przedstawiono sprawę nie wzruszył się jakoś bardzo z tego powodu. Miał możliwość odmowy, ale wtedy również znalazłby się na powierzchni z tą różnicą, że nie miałby po co tu wracać.
Wszyscy wokół niego byli podnieceni albo zmartwieni całą tą ekspedycją. Znajomi i młodszy brat gratulowali Henry'emu i życzyli powodzenia oraz ciekawych przygód, wyrażali zazdrość że to on dostąpił zaszczytu. Zauważył nawet lekką poprawę w popularności u płci przeciwnej, zwłaszcza z nieco młodszego rocznika, którym imponowali starsi, którzy mieli przyjemność lub nieprzyjemność wyjścia z krypty, nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, nie miał zamiaru tracić głowy i cennego czasu dla jakiś dziewuch. Współpracownicy i personel z innych działów mówili o ideach, dobru wspólnym i poświęceniu za każdym razem kiedy schodzili na temat wyprawy. A matka i młodsza siostra jak to matka i siostra – kręciły głową i błagały by na siebie uważał, żeby wrócił cały i zdrowy. Natomiast on sam był na zewnątrz i wewnątrz wygaszony, jakby jeszcze przetwarzał chwilę kiedy oficjalnie mu powiedziano, że jest członkiem drużyny i nie zdawał sobie sprawy, że niedługo będzie mierzył się z nowym światem po wielkiej wojnie. Jego stanem zainteresowała się Emily, rudowłosa dziewczyna rok młodsza od niego, kończyła edukację w kierunku sekcji oczyszczalni wody. Henry nie mógł powiedzieć, że coś do niej czuje, ani nie mógł w stu procentach odczytać jej zamiarów względem niego. Ale coś mu mówiło, że jeśli w całej krypcie jest osoba, której mógłby zaufać bezgranicznie i powiedzieć o wszystkim po czym liczyć na zrozumienie i nie umoralnianie to była to właśnie ona. Jeszcze jak byli smarkami to podobała mu się i ciekawiła swoim specyficznym charakterem. Niby niewinna i przyjazna, ale jak trzeba to ukazywała stereotypową wredność i złośliwość. Henry uważał to ostatnie za słodkie na swój sposób, ale co tu dużo mówić, dostał kosza. Jednak czas pokazał, że mogą być zgranymi przyjaciółmi.
Ostatniego wieczora jaki Henry miał spędzić Emily postanowiła go odwiedzić. Mężczyzna leżał na swoim łóżku w swoim „pokoju”, który był po prostu oddzielonym kilkoma meblami i parawanami fragmentem pomieszczenia, który w normalnych warunkach powinien służyć za salon dla jednej rodziny, aktualnie prócz niego i matki mieszkało tutaj małżeństwo. Młodsza siostra i brat Henry'ego oraz dwójka dzieci owego małżeństwa zostały umieszczone w sypialni również na podobnych zasadach. Nawet zamyślony potrafił zauważyć owalną, piegowatą buźkę z burzą rudych włosów, która wychyliła się zza parawanu.
- Hej, panie inżynierze. Mogę Cię wyrwać na spacer? - zapytała swoim miłym, niskim głosem wzbogaconym o charakterystyczne wyciszanie ostatnich sylab po czym uśmiechnęła się szeroko.
Henry kiwnął jej lekko głową i ociężale podniósł się z pościeli, oboje wymknęli się sprawnie z pokoju i ruszyli korytarzem.


– Jak tam nastroje przed wyprawą? – zagaiła ciekawym tonem patrząc swoimi brązowymi oczami na strutego towarzysza idącego obok z rękami w kieszeniach niebieskiego, jednoczęściowego kombinezonu.
– Sam nie wiem jak mam się czuć. Jednocześnie cieszę się, że zobaczę powierzchnię, boję się tego co tam mogę spotkać, jestem zdeterminowany bo w sumie to w naszych rękach leży wasze życie i zdrowie, a przy okazji mam głupie myśli żeby przy najbliższej okazji prysnąć gdzieś w dal i nie wrócić tu już nigdy. Ale przypominam sobie, że nie mogę bo mam rodzinę na utrzymaniu. Matka nie będzie pracować całe życie, chociaż niech Clark dorwie jakąś lepszą fuchę bo z odgruzowywania krypty nie wyżyje – najwyraźniej męczyły go te myśli bo momentalnie słowa wylały mu się z ust i bez dłuższej pauzy wyznał przyjaciółce wszystko tylko kiedy znaleźli się w jednej odnodze głównego korytarza gdzie zazwyczaj sobie rozmawiali nie bojąc się o podsłuchiwanie. Już dzięki temu poczuł się odrobinę lepiej. Zniknęli w ciemności gdyż przez pewien odcinek kilka lamp przestało działać dawno temu. Henry ręcznie otworzył drzwi automatyczne, do których nie docierał prąd i po przejściu przez nie znaleźli się na schodach prowadzących do jeszcze nie do końca oczyszczonych z gruzu dolnych partiach krypty. Lecz nie było tam nic co mogło przyciągać większość mieszkańców przez co dwójka miała tu zapewnioną względną prywatność. W każdym razie na pewno większą niż w przeludnionych pokojach mieszkalnych. Oboje usiedli na metalowych stopniach.
– Możesz mnie wyśmiać i kazać spadać – odparła Emily – Ale potrafię sobie wyobrazić co czujesz. Nie powiem Ci, że wszystko będzie dobrze, nie powiem Ci, że nic się po drodze nie spieprzy albo że ktoś nie umrze. Jesteś inteligentny na tyle by zdawać sobie z tego sprawę - – dziewczyna zrobiła przerwę wycierając wnętrza dłoni o skórzane nogawki swojego stroju, takiego samego jaki miał Henry i założyła rudy kosmyk za ucho wlepiając wzrok w swoje czarne robocze buty – Nie powinieneś teraz martwić się o kryptę i o rodzinę, Póki co jesteśmy tu bezpieczni, mamy co jeść, gdzie spać, na głowy jeszcze nam nie kapie. Skup się na sobie. Z resztą nie idziesz tam sam. Twojego tyłka będą pilnować dwaj goście, którzy bywali już na górze. Wieeeeem, Frank to buc i w ogóle – zaśmiała się krótko – Zawsze możesz użyć go jako przynęty, nie wiem jak Ty i reszta, ale myślę że wtedy okaże się najbardziej przydatny.
Henry słuchał jej wyginając sobie palce dłoni we wszystkie strony.
– Tak, tak. Już z przyzwyczajenia się o nich martwię. A oni nie martwią się za to o wiele różnych spraw, którymi ja się gryzę. Na przykład o to, że żyjemy tu jak jakieś dzikusy. Wiesz co? Obiecuję Ci, że jak tylko zobaczę, że jacyś ludzie tam na górze potrafią żyć tak jak my to wracam z filtrami czy bez, zabieram was stąd – oznajmił dziarsko Henry.
Emily złączyła razem nogi i podkurczyła je pod siebie po czym odchyliła głowę do tyłu pozwalając by rdzawe włosy spływały w dół niczym wodospad.
– No nieźle to sobie obmyśliłeś. I co? Zbudujesz nam tam ładny dom i będziemy kąpać się we własnym naturalnym blasku? Co tam, że wyrośnie nam trzecia ręka w miejscu pępka, będzie wesoło! – rzekła złośliwie z głupim uśmiechem, ale oparła się ostatecznie o ramię swojego towarzysza – No dobraaaaa, ale najpierw wróć w jednym kawałku. I znajdź jakieś ładne miejsce. Takie jak mamy tu na obrazkach. Takie coś bym chciała – poprawiła się i przełożyła swój łokieć na bark mężczyzny i ułożyła na dłoni głowę.
Teraz Henry się zaśmiał. Zawsze się dziwił jak ona to robi, że potrafi mu poprawić nastrój samą obecnością.
– Henry, wiesz co? – zapytała po dłuższej chwili rudowłosa – Mam pomysł. Wiem co Cię postawi na nogi, złotko – jej ton zmienił się na taki… Inny, bardziej mruczący i podniecający. Aż musiał na nią zerknąć i wtedy ich spojrzenia się spotkały. Patrzyła też na niego tak jakby miała ochotę go zjeść w całości. Dłonie rudej powiodły po jej kombinezonie od dołu do góry i zatrzymały się na zamku na dekolcie. Dziewczyna nie zawahała się ani chwili i ciągle utrzymując z nim kontakt wzrokowy powoli rozpięła kombinezon do połowy i wyjęła z rękawów ręce. Miała na sobie jeszcze szara podkoszulkę, którą złapała za dolne krawędzie i podniosła zdejmując przez głowę dosyć szybko.
– Ruda… Jesteś szalona – wydyszał zaskoczony bowiem po raz pierwszy zobaczył ją kompletnie topless, aż odsunął się od niej w komiczny sposób jakby bał się, że złapie od niej jakąś chorobę. Jego oczy latały od jej oczu do drobnych nagich piersi - Znaczy… Łał… Wiesz, dzisiaj już mnie chyba nic nie zszokuje.
– Kochanie moje… – mruknęła wywracając oczami. Podniosła ręce w górę i poruszyła biodrami w lewo i w prawo z rozmarzonym uśmiechem [i] - Nie gadaj tyle jak dziecko, które nie wie o co chodzi bo się rozmyślę i będziesz miał potem pretensje…

Przez kolejne kilkadziesiąt minut czuł się jakby przeniósł się do alternatywnej rzeczywistości, gdzie nie musi sypiać z kilkoma osobami w jednym pokoju, jeść glutowatej pasty odżywczej i błagać by kochany dom nie zawalił mu się na głowę. W sumie nie myślał o niczym szczególnym. Prócz wielu ciekawych doznań zapamiętał także trzask jakiejś naruszonej już wcześniej barierki, która nie wytrzymała naporu ich ciał oraz słowa Emily zanim rozeszli się do swoich pokojów: „Kolejny etap będzie po twoim powrocie więc się kurczę postaraj dla kobiety!”. Część nocy również była nieprzespana, ale nie ze strachu tylko z triumfu, dumy i szczęścia jakie go wypełniało.

*****

Został obudzony przez matkę, która najpewniej nie spała już od kilku godzin z nerwów. Po zjedzeniu skromnego śniadania w postaci pasty odżywczej udał się do magazynu, gdzie mieli stawić się wszyscy członkowie ekspedycji by odebrać swój ekwipunek. Nie było fajerwerków. Nawet wprawiony w robocie Davis nie otrzymał nawet głupiego pistoletu, zaś wręczono mu jakiś mały pakunek. Czarnym markerem na wieczku Henry dojrzał koślawy napis „Stimpaki”. On sam miał przyjemność otrzymać model Pip Boy'a 2000s na wyłączność. Poza tym na głowę wręczono symboliczne i mało wyszukane racje żywnościowe i manierkę z wodą. Żadnych strojów ochronnych, wypuszczają ich w samych kombinezonach z numerami krypty oraz własnych ciuchach w przypadku Franka i Thomasa. Wyekwipowanych mężczyzn poprowadzono do przedsionka skąd był tylko kawałek do głównych wrót wejściowych krypty. Czteroosobową ekipę ustawiono w okolicy nadzorcy, który wygłosił przemówienie jak to zwykle miał w zwyczaju podczas specjalnych okazji. Henry tylko splótł ręce na brzuchu w dłoni cały czas ściskając swój komputer osobisty i patrzył po ludziach. Dojrzał swoją rodzinę, uśmiechającą się słodko Emily i kilku bliższych znajomych. Dopiero teraz zrozumiał, że Ci wszyscy tu zgromadzeni są na ich łasce. To dodało mu energii by się zmobilizować do działania. Po przemówieniu pozwolono na ostatnie pożegnania, przytulenia, pocałunki i uściski dłoni. Jak do tej pory był zwykłym szarakiem tak teraz czuł się jak prawdziwy bohater. Matka i siostra wyściskały go już nic nie mówiąc, brat poklepał po ramieniu i ścisnął dłoń z pojednawczym uśmiechem. Zaś Emily objęła go nieśpiesznie na dłuższą chwilę dosłownie przyklejając się do niego przez co słyszał jej oddech i bicie serca. Ostatnie spojrzenie na jej twarz i oczy spowodowało lekkie ukłucie w jego własnym sercu, ale wytrzymał dzielnie.
– Pamiętaj o naszej umowie, panie inżynier – mruknęła tym swoim powalającym głosem, mrugnęła na koniec do niego i odsunęła się wtapiając w tłum reszty mieszkańców. Henry zaś zrobił kilka kroków do tyłu by stanąć ramię w ramię z nowymi towarzyszami i ostatecznie wymaszerować do komory wejściowej krypty. Jeszcze przez chwilę czuł na swoich plecach spojrzenia kilkudziesięciu par oczu dopóki nie zatrzasnęły się za nimi ostatnie drzwi. Część personelu ochrony obstawiała pomieszczenie, jeden z funkcjonariuszy stojący przy panelu otworzył właz, który z głośnymi odgłosami ocierania się betonu o metal uchylił się na bok otwierając przejście do niewielkiego korytarza w jaskini.


Czwórka mężczyzn wymaszerowała gęsiego po wąskim pomoście i schodkach prosto do owego korytarza. Właz za nimi zasunął się do pewnego momentu rozpoczynając swojego rodzaju odliczanie. Nie zwlekając otworzyli furtkę na drugim końcu wykutego w górze przejścia i wtedy oślepiła ich jasność słońca. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do światła Henry ujrzał powierzchnię. Zwały piachu i kamieni, praktycznie zerowa roślinność, w promieniu paru kilometrów brak śladów ludzkości. Czas zaczynać. Sto dwadzieścia dni do końca misji, cel: Znaleźć filtry powietrza. Mając teoretyczne obeznanie z Pip Boyem z kilku przedwojennych publikacji mniej więcej wiedział co to ustrojstwo potrafi. Poszukał więc opcji odpowiadających za mapę satelitarną licząc, że jakaś aparatura odpowie na sygnał z komputera.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 01-06-2016 o 02:10.
Ziutek jest offline