Z ust Mikołaja wydobyło się jedynie przekleństwo. Na nic więcej nie było stać jego umęczonego umysłu. Chłopak powiódł bezwiednie ręką w okolice bolącego oka, syknął z bólu, gdy dotknął opuchniętego oczodołu. Czaszki, która "wycięła mu z bańki" nigdzie nie było, tak samo jak lasu. Był w swoim śpiworze, w namiocie, który dzielił z Connorem. Jednak jego współlokatora nigdzie nie było.
Mikołaj usłyszał wtedy jakiś hałas na zewnątrz. Wyjrzał i zobaczył Mayfield'a, który stał naprzeciw zamaskowanego napastnika, który ubrany był w taki sam strój jak wcześniej... Mikołaj widział? Mikołajowi się przyśnił? Sam nie wiedział.
Chłopak cicho wstał na nogi, ocenił sytuację. Bał się, że jeśli wyskoczy teraz z namiotu to bardziej zaskoczy Connora, co rogacz wykorzysta. Czekając na odpowiedni moment wyciągnął ze swoich rzeczy nóż wojskowy i mocno zacisnął na nim dłoń. Liczył na to, że Mayfield zauważ go i będą w stanie skoordynować swój atak. Tak - Mikołaj mimo tego, że absolutnie nie potrafił się bić nie mógł przecież zostawić Connora sam na sam z napastnikiem - musiał mu pomóc, zaatakować, zaskoczyć rogacza.
__________________ Może jeszcze kiedyś tu wrócę :) |