Dzikus odprowadził wzrokiem Łapkę, po czym skupił wzrok na dziewczynie.
-
My? - zdziwił się
-
Nie jesteś zwykłym człowiekiem... - szepnęła, starając się panować nad mimiką.
Mężczyzna milczał przez chwilę, po czym uśmiechnął się nieznacznie.
-
Nie, zwykłym nie. Przynajmniej w tych stronach. A Ty? Jesteś zwykłym człowiekiem? Dla nich?
To pytanie zdziwiło Shirę. Czy było w niej coś niezwykłego? Nie była ani wybitnie zdolna, ani silna, ani tym bardziej nie miała szponów jak bestia. Szczerze w to wątpiła, by ktoś mógł zwrócić na nią uwagę z innego powodu niż szrama na twarzy.
-
Jestem normalna. - zagryzła wargi -
Nie wiem czego ode mnie chcą…
- A jednak Magowie są gotowi za ciebie słono zapłacić… - mężczyzna spojrzał znów w stronę lasu i zamyślił się. -
Może jednak chodzi tylko o to, że jesteś kobietą.
Przełknęła ślinę.
-
A Ty? Czemu tu jesteś?
-
W zasadzie… z tego samego powodu co ty. Magowie chcą mnie mieć.
Nadal patrzył gdzieś w dal. Głos miał spokojny, niemal beztroski. Wydawało się, że nadal się uśmiecha kącikiem ust.
-
I się nie martwisz tym? Nie chcesz uciec?
Dziewczyna zmarszczyła brwi, zupełnie niczego już nie rozumiejąc.
-
Nie. - oparł głowę o tył wozu i przymknął powieki. -
Muszę zobaczyć Magów. To może być jedyna okazja.
W sumie to samo tyczyło się jej samej. Chciała przecież spotkać Maga, by ten pomógł jej siostrze. Tylko czy w takim razie miała zachować się jak baran prowadzony na rzeź? Chłód zbliżającego się poranka sprawił, że dziewczyna zadrżała. Gdyby tylko pozwolili zachować jej kurtkę...
-
Tamten nazwał cię...- Shira próbowała sobie przypomnieć -
Kirgańskim pomiotem. Co to znaczy? Czy wy... potraficie zmieniać się w potwory?
Mężczyzna znów się uśmiechnął.
-
Jestem Kirganem. W ich oczach to to samo co być potworem.
-
Wytłumacz…
-
Nie - mężczyzna pokręcił głową -
Właśnie dlatego się nas boicie. Nie opowiadamy o sobie. Nie wiecie, czy zmieniamy się w potwory. Niech tak zostanie.
Dzikus wziął głęboki oddech i zamknął oczy.
-
Prześpij się. Przed nami jeszcze daleka droga.
Shira zmarkotniała. Wciąż miała te odruchy wysoko urodzonej panny - nie lubiła, gdy nie dostawała tego, czego pragnie.
-
Zimno mi. Tobie nie? W ogóle... może... coś mogę zrobić dla ciebie? Te więzy... są paskudne.
Mężczyzna znów zaprzeczył ruchem głowy.
-
Więzy są potrzebne. Czują się bezpieczni. I są mniej czujni.
Pokiwała głową. Wciąż tak niewiele rozumiała, ale senność mąciła myśli. Drewniane deski podłoża nagle stały się nadzwyczaj zachęcające, by złożyć na nich głowę. Gdyby tylko nie ten ziąb...
-
Jak mogę cię nazywać? - zapytała, siadając pod ścianą.
Wahał się przez chwilę, zanim odpowiedział, wyraźnie artykułując głoski.
-
Danaekeshar.
Shira położyła się na boku i podciągnęła kolana, starając zwinąć w kulkę niczym kot. Teraz, gdy nie było już nic do sprawdzenia, zebrało jej się na płacz. Samotność uderzała w nią wraz z kolejnymi podmuchami chłodu. Dziewczyna zacisnęła jednak usta i powieki, czekając na sen, który przyniesie jej nieco ukojenia.
*****
Obudziła się przemarznięta. Jej ciało było obolałe od leżenia na twardych deskach i zesztywniałe z zimna. Skrzywiła się z bólu chcąc się rozprostować. Za szybko... Musiała powoli rozruszać mięśnie i minęło kilka minut nim udało jej się podnieść do pozycji siedzącej. Dopiero wtedy, gdy pocierała dłońmi zziębnięte ramiona, zauważyła co się stało.
Wciąż była noc, a jednak było niezwykle jasno. Księżyc w pełni zalewał swym blaskiem całą polanę, a do wnętrza wozu dostawał się przez wielką dziurę w bocznej ścianie. Połowa desek ze środka została połamana lub wyrwana z wielką siłą. Niektóre deski leżały daleko od wozu, pod drzewami. Na połamanych fragmentach trzymających się jeszcze skrzyni dostrzegła coś, co przypominało ślady pazurów. Każdy z nich był szerszy od jej kciuka. Spojrzała w przeciwległy bok swego więzienia. Mężczyzny tam nie było. Na podłodze leżały zerwane więzy i przełamana na pół belka, do której był przywiązany.
Shira wyjrzała ostrożnie na zewnątrz. Nie dostrzegła ani nie usłyszała nikogo z ludzi, którzy ją porwali.