Gerhard bawił się szylingiem do czasu, aż złota, bretońska moneta nie zadźwięczała na stole. Momentalnie znieruchomiał i patrzył ja poklei wędruje z rąk do rąk. - Znaczy mamy pobawić się w krety? Dojść do szyi i głowy a następnie dać znać gdzie są byśmy mogli ich wyeliminować raz a dobrze?- Przetłumaczył sobie i innym na język prostej ulicy. Mimochodem przełknął ślinę. Ta banda to krwawe bestie i najmniejsza pomyłka i nikt nie pozna żadnego z nich.
Kiedy moneta dotarła do Żmii ten przyjrzał się jej uważnie. - Czy ta moneta może dla Ranalda ofiarowana została?- Zapytał i rozpoczął sprawdzanie jak dobrze zastąpi szylinga. - Szefie. Aż mnie korci by udowodnić wszystkim, że spryt i intelekt są potężniejsze od beznadziejnej przemocy. Czuję, że sam Ranald tego chce dając mi taką szansę. Na chwałę boga oczywiście wchodzę w to, a gildia powiększy wpływy by nieść tego przykład.- Przemówił i wiedział jak to robić. Głowy pozostałych patrzyły na niego jak przemawiał i widać było, że pasja i coś jeszcze przez Żmiję przemawia. |