Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2016, 11:01   #99
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
BERTRAND i LUIS

Jeszcze przed wyjazdem, po wieczornym telefonie, Bertrand miał już skrzętnie odnotowany w kajeciku adres Joachima La Costy. Bogaty biznesmen, potentat handlowy, kory dorobił się majątku stosunkowo niedawno dostarczając odzież, buty i skórzane utensylia armii francuskiej na froncie Wielkiej Wojny. Skokiem w jego interesach było pozyskanie intratnego kontraktu na produkcję masek przeciwgazowych, szczególnie kiedy broń chemiczna stała się koszarem żołnierzy w okopach. To pozwoliło Joachimowi podjąć się jeszcze kilku dość ryzykownych lecz lukratywnych kontraktów i w przeciągu trzech lat po zakończeniu wojny, dorobić się fortuny stawiającej go na liście dwudziestu pięciu najbogatszych ludzi we Francji. W 1925 roku La Costa sięgnął po politykę, ale szybko się z niej wycofał po dość bulwersującym skandalu obyczajowym dotyczącym jego niespotykanych preferencji seksualnych. Nie powiedziano niczego wprost, ale chodziło o to, ze został przyłapany w dość jednoznacznej sytuacji z nieletnimi chłopcami. Pieniądze pozwoliły zmienić wyrok na społeczny ostracyzm i Joachim La Costa wycofał się z polityki, co jednak nie przeszkodziło mu w robieniu skutecznych biznesów. Teraz jednak stał się mistrzem działań „z drugiego siedzenia” i swoje interesy w wielu przypadkach prowadził dzięki właściwemu lokowaniu kapitału w młode, dobrze się zapowiadające inwestycje i spółki. To pozwoliło mu w zeszłym roku wejść na dziesiątą pozycję najbogatszych ludzi we Francji.

Zdobycie adresu było nieco trudniejsze, bo La Costa najwyraźniej nie ma jednego domu. Swój czas i swoją obecność dzieli na rezydencję w Bordeaux, na posiadłość pod Tulusą, na letnią rezydencję w Beziers na kamienicę w Paryżu (tę ostatnią odwiedza jednak dość rzadko) i na willę w Barcelonie (w Hiszpanii). Bertrand od razu zauważył że poza Paryżem wszystkie lokalizacje mieszczą się w zachodnio lub południowo-zachodniej części Francji. Nie było też trudno zdobyć zdjęcia La Costy .

I chociaż życiorys Joachima La Costy nie różnił się, poza incydentem pedofilskim, z życiorysami wielu innych bogaczy, Bertrand intuicyjnie wyczuwał w nim jakieś drugie dno, jakąś ukrytą tajemnicę, być może wiążącą się ze sprawą, nad którą obecnie pracował – jeżeli śledztwo, które prowadził on i reszta spadkobierców, można było nazwać pracą.

Nie chcąc pozostawać w Nantes dłużej, niż to było konieczne, wsiedli do samochodu i wyruszyli rankiem do Marsylii. Kolejna podróż, która zamiast dać wyjaśnienia, zbliżała ich … donikąd, przynajmniej tak to odczuwali.
Został im jeden ślad i mnóstwo poszlak, niesprawdzonych hipotez. Oczywiście mogli iść za znalezioną receptą, dowiedzieć się czegoś więcej. Mogli też zagrać innymi kartami. Próbować przekonać kult, że chcą się do niego przyłączyć. Musieli doprecyzować swoje plany i wcielić je w działanie, jeżeli chcieli jakichkolwiek efektów.

MARC i SOPHIE

Sophie milczała, podobnie jak starzec konający w łóżku. Mówił Marc. A jego słowa musiały być niezwykle celne ponieważ staruszek ożywił się wyraźnie. Otworzył powieki a zamglone z bólu i starości oczy spojrzały jakoś tak jaśniej, bardziej przytomnie.

Słowa wypowiedziane przez Marca zdawały się być kotwicą, której starzec uczepił się. Liną, która pozwoliła mu podciągnąć się bliżej życia.

- Więc wiesz… rozumiesz – wychrypiał kierując słowa wyraźnie w stronę Marca, lecz potem przeniósł wzrok na Sophie. – Wiecie… rozumiecie… To dobrze… To znak… Szukajcie… w rezydencji… pod… znakiem krwi… on wskaże wam drogę… do celu… Inaczej… nastaną mroczne czasy…

Zamilkł, oddychając ciężko, chrapliwie, jak chory na płuca, który wspiął się na wysoką górę.

- Zakonu… już nie ma… Nie ma… ludzi wiary… którzy wiarę … potrafią … zrozumieć… Demony krwi… ich król… ich władca… znów są tutaj… czuję … ich… cuchnący śmiercią… oddech…

Zakasłał. Zarzęził.

- Robiłem… złe rzeczy… bardzo złe rzeczy… Wszyscy je … robiliśmy… wierząc. I do czego… to … doprowadziło…. ?.... Do czego?

Nie wiedzieli co powiedzieć, więc milczeli dając się wygadać starcowi.

- Castor… był najmądrzejszy … z nas… Najuczciwszy… Rozumiał…. Więcej… Robił… tyle… dla nas… dla ludzi… niedoceniony… okrutnie potraktowany przez…. Boga… Los… życie. Ale on wiedział…. Przeczuwał to…. Przewidział?... Ukrył pod śladem krwi… to… co może… pomóc… w …rezydencji… pod … śladem … krwi… inaczej… nastaną mroczne czasy…

Zakaszlał raz jeszcze. Tym razem dłużej, mocniej, aż przyciągnął tym odźwiernego, który czekał na zewnątrz celi.

- Nastaną… mroczne… czasy…

Wyszeptał starzec a potem zamknął oczy. Oddech stał się bardziej rzężący, straszny, aż w końcu ucichł zupełnie. Wychudzona, rachityczna klatka piersiowa przestała się poruszać pod zgrzebną koszuliną. Starzec nie oddychał. Umarł.

- Musicie odejść… - powiedział odźwierny.
 
Armiel jest offline