Cisza dudniła w uszach. Szmer gdzieś w kącie. Delikatne dźwięki ostrożnie schodzącej po szczeblach drabiny kobiety. Ciemność niemal całkowita, rozpraszana w bardzo niewielkim stopniu przez mikroskopijne szpary w drewnie nad nimi. Świadomość czyjejś obecności tam na górze i zupełna pustka w najbliższym otoczeniu. Trudno było się odzwyczaić po tylu latach niezawodnego wyczuwania każdego. Wysokość nie była duża, znajdowałyście się po prostu piętro niżej. Nawet tobie nie udało się w takich okolicznościach skręcić kostki, ból szybko przechodził. Pod pupą miałaś beton, ktoś dobrze przygotował to miejsce. Schronienie? Może zwyczajnie - piwniczkę. Bez światła nie potrafiłaś określić jak duże to pomieszczenie i czy jest puste. Nieznajoma przystanęła przy drabinie, słyszałaś jej oddech.
Po kilkunastu sekundach obie usłyszałyście to, o czym ty wiedziałaś już od jakiegoś czasu. Szukający weszli do ruin budynku, ich stopy stawiały ostrożne kroki na zbutwiałych deskach podłogi. Co i raz któraś zaskrzypiała, ale oni nie ustawali. Być może uznali, że uciekinierka ze strachu nic nie usłyszy, albo wręcz odwrotnie, że to zachęci ją do próby ucieczki. Nic z tych rzeczy. Oddech nieznajomej na moment przyspieszył, ale szybko go uspokoiła. Jeden z bandytów nagle znalazł się tuż nad nimi, zasłaniając sobą te ułamki światła. Ciężkie buty prawie niezauważalnie odginały podłogę. Posypało się kilka ziarenek ziemi, piachu i kurzu. Nie dostrzegł klapy, przechodząc po niej. Kobieta powoli wypuściła powietrze.
Ciężko powiedzieć ile trwałyście w bezruchu, starając się jak najciszej nabierać i wypuszczać zatęchłe powietrze piwnicy, kiedy na górze rozległy się dźwięki stłumionej przez ścianę i odległość, ale też przyciszonej rozmowy.
- Nie ma jej tu.
- Ta suka nie mogła odejść daleko. Idziemy do następnego domu.
- Mogła się zagrzebać w każdej dziurze, nie mamy wiele czasu…
- Szef kazał, chciał ją mieć dla siebie. Wiesz jak lubi takie małe. Wypłoszymy ją.
- Kurwa, niech…
Dalszych słów już nie rozróżniałaś, szukający cię mężczyźni oddalili się za bardzo.
Po chwili usłyszałyście głośniejsze nawoływania, lecz tamci najwyraźniej naprawdę uznali, że w tym miejscu już jej nie znajdą. Po jakimś czasie wszelkie dźwięki ucichły. Za to poruszyła się nieznajoma.
- Czego szukaliście w tej okolicy? - niespodziewanie zabrzmiał jej szept, prawie tuż przy twoim uchu, jak gdyby cię dobrze w tych ciemnościach widziała. A ty rzecz jasna jej nie wyczułaś, co pogłębiło zaskoczenie. Ciepło oddechu kobiety zgrało się z nieprzyjemnym dotknięciem pleców w okolicach krzyża. Coś twardego naciskało na skórę. Pewnie pistolet, kobieta musiała go wyjąć, nie wiadomo kiedy. |