Amed przyzwyczaił sie do obelg ale teraz poczuł sie dobitnie urażony. Nikt z niego aż tak nie kpił... Nikt poza tym grubym karczmarzem. -Zabije świnie zabije go!!! pomyślał nie bacząc na konsekwencje. Jeszcze nigdy w życiu sie tak nie czuł. Był taki pewny siebie... taki odważny a zarazem głupi. Podszedł do karczmarza w pogotowiu trzymając swój mały nożyk. On był cichym światkiem wyzwisk i kpin których celem był jego posiadacz. Szedł powoli. Kierowała nim nienawiść. Te wszystkie rozczarowania i złości na tych co obrażali musiały znaleśc ujście. Tu i teraz. Więc szedł powoli by zadać jeden śmiertelny cios. Choć ten gruby pacan nie zasługiwał na nią.Już był blisko, tuż tuż... |