Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2016, 11:20   #11
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację

Zafara udał się w dalszą drogę.
Opuścił jaskinię, w której stoczył sukcesywnie walkę z niechcianym umysłowym lokatorem. Powietrze było wilgotne; nie przepadał za taką aurą.
Stawało się ono coraz cięższe, czym bardziej oddalał się od groty.
Zjechał po błotnistym pagórku, przybrudził poły płaszcza ziemią. Cieszył się jednak upragnionym spokojem tak bardzo, że dyskomfort związany z kontaktem z wodą i wilgotnym podłożem nie dawał mu się we znaki.
Telefon zaczął mu dzwonić. Nieco zainteresowany duch sięgnął po brzęczące urządzenie.
Jednooki.
Od niechcenia dżin odebrał sygnał.
Właśnie przypomniało mu się, że miał mu coś przekazać.
- Tak? - spytał sucho Zafara, po czym orzekł bez większego wahania. - Miałem właśnie przekazać panu, że nie jestem już zainteresowany pana pomocą. Sam uporałem się z Ar Afazem - po czym rozłączył się.
Nie zamierzał się już wplątać w jakieś dziwne afery. Po tych niemiłych przygodach nabrał rozumu, na tyle, by nie ładować się w kolejne kłopoty.
Odszedł swoją drogą.
Miał swoje sprawy do załatwienia.
Chciał odnaleźć Soni.
Jednak po kilkunastu krokach telefon ponownie zaczął dzwonić. Mniej zadowolony Zafara spojrzał na ekran.
Nie znał tego numeru.


=***=
Quen Xun
Ciemność. Ciemność widzę, czyli ciemno mi.

Chłopak uporał się z odmrożeniami stóp. Załatwił jeden problem z głowy.
Następnego dnia, to jest obecnego dnia i ranka, miał poszukać więcej informacji. Chciał się dowiedzieć o tym domku na drzewie i o grobie, jakie tajemnice skrywały. No i Ansarze trzeba było pomóc załatwić pracę.
Problem kolejny polegał na tym, że tego ranka, Quen wyjątkowo zdrowie nie dopisywało.
Bolała go głowa. Nie pomagał ani zimny prysznic ani szklanka wody. Cały świat dookoła kołysał jak na statku na morzu podczas sztormu. W dodatku nie miał na nic apetytu, a jak coś zjadł, to zwracał, jakby żołądek mu się zbuntował na amen. Chłopak postanowił się położyć, ledwo do łóżka się doczłapał. Kiedy tylko się na nim położył, zamknął oczy i niemal od razu odleciał.
Miał wrażenie, że spada w dół.
Daleko stąd.



Yeon-in
Bębnienie dzięcioła, czyli cisza przed burzą

Po zaciętej walce z upierdliwym Kostkiem, Yeon-in wyruszył po dziewczynkę, która została na dole. Na jego widok poruszyła się; rada była, że mężczyźnie nic poważnego się nie stało. A widać było, że Lola się martwiła o swojego towarzysza, że nie wyjdzie cały z walki. Pobiegła w jego kierunku i przytuliła się do niego, obejmując go w pasie rączkami.
- Yin! jesteś cały! wygrałeś walkę? - zapytało dziecko, wpatrując się w twarz mężczyzny.
Zaś Yin nie dość, że wyszedł cały (może za wyjątkiem nielicznych niegroźnych okaleczeń), to najpewniej ją wygrał, lecz Kostek nieoczekiwanie uciekł z prowizorycznej areny i nie raczył się dostosować do warunków gry, które sam ustanowił. Jego ucieczka była nader podejrzana i jak przeczuwał latarnik - nieprzypadkowa.
Lola niebawem zerknęła w dół, Yin również usłyszał nieznaczny szelest, który przypominał mu skradanie się jakiegoś sporego zwierzęcia. Jakiś stwór kierował się w ich stronę. Wojownik dostrzegał w dali coś na kształt wielkiego wilka, który zaczął biec w ich stronę.
Bydle wielkości małego słonia. Głodne, żądne mięsa i krwi.


Dan
I’m singing in the police, czyli pasowanie na “psa”

Dan był w wyśmienitym humorze.
Całe otoczenie temu wtórowało.
Po drodze z jednego domku wypływała muzyka. Ptaszki śpiewały, jakiś kot [lub regularny] właśnie przed nim zwiał z tej radości. Dan po drodze z gracją przeskoczył kilka sporych kałuż… żeby wstąpić do salonu po nowy telefon. Sprzedawca wyglądał doprawdy oryginalnie i… bardzo adekwatnie do profesji, bowiem Dan natrafił na robota-telefon! Głowę i korpus w jednym stanowił wielki telefon komórkowy. Na ekranie wyświetlała się łysa głowa starego, pikselowego sprzedawcy noszącego okrągłe okulary i grubymi szkłami, lecz nogi i ręce - choć długie i bardziej cybernetyczne aniżeli organiczne - działały podobnie jak u wielu humanoidów. Sprzedawca choć uprzejmy, patrzał momentami dość dziwnie na Dana - to chyba przez ten banan na jego gębie.Albo to zdziwione spojrzenie chłopaka.
Niemniej białowłosy zakupił telefon, którego potrzebował. Uszczupliły mu się zapasy kredytów, niemniej to co ubyło, zostało spożytkowane pożytecznie.
I z głową.
A teraz po robotę.
Najpierw “znajomy” komisariat.
Tam naboru żadnego nie ogłaszali, więc Dan z kwitkiem został odprawiony.
Tak samo działo się w czterech innych pobliskich.
Chłopak nałaził się po cholerę i na nic.
Ale wciąż posiadał determinację!
Liczył na to, że tym razem szczęście mu dopisze.
I dopisało. Bowiem jak w wielu światach powiadano - kto szuka, ten znajdzie, a nawet dostanie.
Czasem był to wpierdol w ryj, kosa w żebra, ale czasem życie dało łaskawie dupy.
Tym razem rekrutacja do ochotniczych oddziałów policyjnych była otwarta, z czego Dan [i nie tylko on] skorzystali. Dan pogadał z ładną króliczką w mundurze, która poinformowała go, gdzie i jak ma się stawić do poboru.
Teraz problem był… z kandytaturą.
Było ich wszystkich N, łącznie z samym Danem.
A ta rekrutacja była zbyt mało zasobna dla (N-1) ochotników.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline