Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2016, 15:42   #5
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Park oraz Davis rozmawiali między sobą o sprawach, jakie mieli w Krypcie i o swoich rodzinach, ogólnie można to było nazwać plotkowaniem. Niezbyt to było interesujące żeby się przysłuchiwać, ani też żeby się w rozmowę włączyć. Robert za to trzymał się z tyłu, czasami się zrównywał z mężczyznami, po spotkaniu pierwszego trupa ciągle się rozglądał i uważał gdzie stąpa, jakby nie ufał podłożu i w każdym miejscu coś mogło wyjść spod zwodniczego piasku lub roślinki. Widać pałał pełnym zaufaniem do betonowej posadzki z Krypty i bardzo chciał do niej wrócić, jednym czym się tam musiał przejmować to racje żywnościowe.

Droga się dłużyła, a nikomu nie chciało się pod koniec drogi rozmawiać. Każdy szedł przed siebie pogrążony w swoich prywatnych myślach. Na wyświetlaczu pib-boya zmieniła się pewne wartości, które jak się zorientowałeś odpowiadały za godzinę i datę. Z tego wynikało że zbliżała się godzina 19:00, a zmęczenie dawało się we znaki każdemu. Maszerowaliście około 9 godzin, w tym czasie odpoczywaliście zaledwie dwa razy. Davis i Park byli zahartowani już w marszrucie, niestety Frechettowi oraz Fieldsowi nogi coraz bardziej odmawiały posłuszeństwa. Jaka była radość, kiedy na horyzoncie wyrosły pierwsze zabudowania, jak się okazało później jedyne jakie pozostały z miasteczka Winnemucca. Lokalizacja została oznaczona na pib-boyu.


Kiedy się zbliżaliście, Thomas złapał Franka za ramię i przyklęknął. Wam dłonią kazał zrobić to samo. Rewolwer z jedną kulą pchnął w twoim kierunku, bowiem byłeś najbliżej.
- Ktoś jest w miasteczku. – zakomunikował, wskazując na dym unoszący się z centrum – Albo wrogowie, albo przyjaciele. Pójdę to sprawdzić, a wy poczekajcie tutaj.
Frank skinął mu głową na znak aprobaty, miło było również wiedzieć że Thomas wziął misję na poważnie, z pewnością poważniej niż sam Davis. Najmłodszy z was ruszył poruszając się wśród nieco większych, pustynnych krzaków, aż nie zniknął wam z oczu. Pozostało czekać.

W tym czasie sami przenieśliście się za nieco większe kamienie i tam czekaliście. Dym nadal się unosił, ale co napawało nadzieją nie było słychać strzałów oraz krzyków. Najbardziej zdenerwowany był oczywiście Frechette, który ciągle kłapał dziobem i dzielił się ze wszystkimi swoim pesymizmem.
- On nie wróci, zabiją go tam. Wracajmy do Krypty póki możemy, wyślą kogoś innego po to gówno. Próbowaliśmy, nie udało się, wracajmy… – próbował was przekonać.
- Zamknij mordę albo nie wrócisz już nigdzie, rozumiesz czarnuchu? – dopiero Frank uciął jego wywody.

Thomas wrócił po połowie godziny.
- Uff… To jakaś karawana, obserwowałem ich jakiś czas, a potem podszedłem. Nie dzielą się dobytkiem, ale możemy pohandlować i spędzić z nimi noc przy ognisku. Dwie kobiety, czterech mężczyzn. Z tego co wiem kierują się w stronę jakiegoś RNK, ale najpierw zaczerpną nieco wody w Kryptopolis. To też nie wiem gdzie jest.
- Raz tam byłem. – westchnął Frank – Miasto otoczone murem i automatycznymi wieżyczkami strażniczymi, bardzo ciężko tam o jakąkolwiek, przyjazną osobę. Z resztą… Dostałem się tylko na podmurze, dalej było trzeba zorganizować sobie jakąś przepustkę albo inny świstek, nie wiem… Ale faktycznie, może tam udało by się kupić jakieś filtry, o ile mielibyśmy coś na wymianę lub… Lub dowiedzieć się o położeniu innych krypt.
- Są jakieś miasta na powierzchni? – zdziwił się Robert.
- Są, albo jest. Nie byłem w żadnym innym, ale słyszałem od ludzi że jest ich całkiem sporo na zachodzie. Broken Hills, RNK, Redding, Nowe Reno… Nie wiem gdzie leżą, nie wiem gdzie są położone, ale podróżnicy tak mówią.
- To czemu my do cholery siedzimy w tej walącej się Krypcie, a nie zamieszkamy na powierzchni!? – Robert trafił w sedno, bowiem Thomas również zrobił minę jakby się nad tym interesował.
- Mutanty, supermutanty, łowcy niewolników, bandyci… – westchnął Davis – Wymieniać dalej? A myślisz czemu tylu szabrowników nie wrócił nigdy do Krypty, myślisz że pobudowali domy i żyją szczęśliwie gdzieś w mieście. Zżarło ich jakieś paskudne zwierzę, albo zostali zabici przez innych ludzi, Ci którzy nie mieli tyle szczęścia by przetrwać w bezpiecznej Krypcie.
Mężczyźni wydali się zadowoleni tą odpowiedzą.
- Park, prowadź do tej karawany. – ten tylko skinął głową.


Tak jak mówił Park, w centrum miasta płonęło ognisko, a wokół niego siedziało trzech mężczyzn i dwie kobiety ubrane w różnorodne stroje dominujące w tej okolicy. Czwarty mężczyzna uzbrojony w karabin maszynowy krążył po miasteczku, zapewne miał za zadanie pełnić wartę i dopilnowywać bramin, dwugłowych krów które ciągnęły dwa wozy które wcześniej z pewnością były tylnymi częściami samochodów, a za miejsce do woźnicy stanowiły tylna kanapa. Same bagażniki wypełnione były różnymi pakunkami i skrzynkami. Jeden z mężczyzn widząc was zbliżających się do ognia wstał.

- Witajcie podróżnicy przy naszym skromnym ognisku. – zaczął – Niech Jezus Chrystus was pobłogosławi, ogrzejcie swoje zmęczone ciała przy naszym ogniu. Jestem Pablo, a to jest Charles, Andrew, Phyllis oraz Verna. Tamten z karabinem to Floyd. Podróżujemy z Nowego Kanaan do RNK, co was sprowadza w te strony?
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline