Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2016, 21:58   #5
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację



Podjechali pod samo wejście jedynego dwupiętrowego w Detroit klubu. "Lush", klub aspirujący niegdyś do luksusu i ekskluzywności, pod rządami nieporadnego właściciela zmienił się w obszerną spelunę o podejrzanej klienteli. Choć w sumie ciężko było znaleźć porządny klub w Detroit. No, może poza "Nefretete" w centrum miasta, ale tam za wejście buliło się dwie stówy, a drinki trzeba sączyć przez całą noc, żeby przypadkiem się nie zrujnować.

Pomimo miejscami nieciekawych gości, "Lush" przynajmniej nie wyglądało tak obskurnie jak większość tego typu miejsc i, z tego co kojarzyła, łączyło ideę klubu z pubem. Może właśnie dlatego było względnie popularne. A może dlatego, że posiadało kilka pokoi, w których można było spokojnie odlecieć po sprzedawanym na miejscu towarze.


Jak podpowiadała jej rozszerzona rzeczywistość, właścicielem był facet nazywany Jonem Lee. W rzeczywistości to zwykły Hugo Fahrenheit przypominający nieco Bruce'a Willisa z okresu, gdy miał jeszcze jakieś włosy na głowie.

Było tajemnicą poliszynela, że w jego lokalu dealuje się herą, amfą i innymi świństwami, lecz Hugo podobno o niczym nie wie. Oczywiście to bajka dla wyjątkowo naiwnych dzieci. Wyjątkowo, wyjątkowo naiwnych. Może był nieudacznikiem w kwestii tworzenia ekskluzji, ale był jak alfons w burdelu. Żadna dziwka nie pogłaszcze się po wargach bez jego wiedzy. Istniały podejrzenia, że to on jest dealerem i to jednym z największych w Detroit. Nic dziwnego. Zaopatrzenie "Lush" to niezły interes. Jednakże dowodów na poparcie tezy brak, a skurwysyn ma jeszcze układy z policją, więc nawet nie ma jak mu się do dupy dobrać. Legalnymi metodami.

Nie, żeby w innych klubach nie można było dostać towaru, ale własność Fahrenheita uchodzi za miejscówkę, w której właściwie odmierzony strzał nie będzie złotym. W pozostałych... cóż... należało się zastanowić raz, dwa albo... dwadzieścia.

Gdy weszli do środka, w jej rozszerzonej rzeczywistości pojawiła się mapa z zaznaczonymi najważniejszymi miejscami. Z zewnątrz wydawał się większy.
Po lewej stronie znajdował się parkiet eksplodujący wszelkimi odcieniami fioletu i różu przy każdym ruchu. Tancerze wywołujący ów spowici byli nierzeczywistą, fantazyjną mgłą strzelającą pod sufit abstrakcyjnymi wzorami.
Na jego środku, w konstrukcji przypominającej zdobioną bramę tańczyły holograficzne kobiety. Prawdopodobnie nagie, lecz to nie miało najmniejszego znaczenia. Były jedynie niebieskimi, bezosobowymi kształtami. Miejsce ów, prócz wielkiego napisu "Lush", było źródłem laserowego widowiska.


Po prawej stronie znajdowały się stoliki jako wstęp do tej spokojniejszej części, czyli części pubowej z barem na planie sporego koła w centrum.
Madison zauważyła, że schody ruchome dzielą przestrzeń na trzy części. Znajdowały się skrajnie pod obiema przeciwległymi ścianami oraz na środku pomieszczenia stanowiąc granicę.
Na górze położone były pomieszczenia z rozległymi holami. Przynajmniej tak mówiła mapa.

Cytat:
Witamy w "Lush" - najlepszym klubie w Detroit.
Tylko u nas najlepsza muzyka i najlepsze drinki.

Życzymy dobrej zabawy.
Komunikat zniknął. Gry weszli nieco głębiej kilka twarzy przy stolikach zwróciło się w ich kierunku. Część z nich Cherry poznała.


Bill London, drobny złodziejaszek specjalizujący się w kradzieży kieszonkowej. Mimo wszystko był na tyle duży, by być rozpoznawalnym. Nieszczególnie groźny, trochę amatorski. Utrzymuje się na rynku, bo nie zdążył zaleźć nikomu za skórę na tyle, by wystawił nagrodę. Wkrótce powinno się to zmienić.
Właśnie kupował prochy. Nigdy nie wiadomo kiedy takie nagranie może się przydać, więc wylądowało w archiwum.


Jordan Hayes, złodziej większego kalibru z rodzaju tych nietykalnych, w białych rękawiczkach. Ekonomista innymi słowy. Z uśmiechem na facjacie kantował ludzi patrząc im w oczy, a ci jeszcze mu dziękowali. Przynajmniej takie chodziły głosy w niektórych środowiskach. Te same ptaszki ćwierkały, że jest nietykalny. Nawet jakby fiskus wsiadł mu na majątek i dokładnie obejrzał każdego centa, to nie znajdzie żadnego nielegalnego, bo spryciula dorobił się na kruczkach. Facet spokojnie mógłby pozwolić sobie na "Nefretete", bo podobno podczas takiego posiedzenia nie jest w stanie wypić tyle, by wyjść na minus. Tylko co w takim razie robił tutaj?


Ton Phellps był nazywany Frisbee. Potrzeba kuriera? Bierz Frisbee. Ten facet to pieprzona legenda Detroit. Bardzo, bardzo droga legenda. Powiadają, że dostarczy z miejsca A do miejsca B przez miejsce Z cały czołg, a nikt tego nie zauważy. To oczywista bzdura, ale musiało w tym być ziarno prawdy w szczególności, że facet miał kontakt niemal z każdym przestępcą w mieście, niezależnie od strony konfliktu. Często pracował dla konkurencji, co akurat bardzo łatwo było wykryć poprzez miejsca i towarzystwo, w jakim się pojawiał.

Cherry dostrzegła wściekłe spojrzenie Nicka. On również zauważył Phellpsa. Nic dziwnego, że jej towarzysz żywił takie uczucia do dostrzeżonego kuriera. Wielokrotnie tuż po spotkaniach policja przeszukiwała samego podejrzanego jak również jego pamięci przenośne. Nigdy nic nie znaleźli, choć zawsze była całkowita pewność, że jest w trakcie transportu czegoś. Tyle, że Frisbee się nie wygada za żadną cenę. On gra w niebezpieczną grę. Póki nic nie mówi nikt mu nic nie zrobi. Jest zbyt cenny dla wszelkiej maści przestępców, przez co jest nietykalny. Gdyby ktoś coś mu zrobił, to wszyscy ścigaliby się w próbach znalezienia sprawcy. W końcu taka śmierć wiąże się z ogromnymi stratami pieniężnymi.
Tak na prawdę River podejrzewała, że policja też się go boi. Przynajmniej jedną rzecz Detroit miała najlepszą. Szkoda tylko, że był nią Frisbee.

Wyraźne zgrzytnięcie zębami Nicka było wystarczającą odpowiedzią na salut z drinkiem w ręku w ich kierunku.


Tę laskę skądś znała. Przynajmniej miała jej zdjęcie i dane w aktach. Ginger Adams, kasjerka w warzywniaku. Jej matka to Sara, zaś ojciec ma na imię Dean. Ma starszego brata Ronalda oraz bliźniaczkę Hannę.
Tylko co, u diabła, robiła w jej aktach? Wyglądała na czystą. Być może była pozostałością jednego z zamkniętych zleceń, ale nie kojarzyła jej.


Był też człowiek, którego wcale nie znała i nie miała w aktach, ale patrzył wyjątkowo uporczywie z niejasnym, delikatnym uśmiechem na twarzy. Odwrócił od nich wzrok, odchylił się na krześle i odpowiedział swemu rozmówcy.

- Idziesz? Zaraz dostanę skrętu dupska jak się nie napiję - warknął policjant.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 13-06-2016 o 22:27.
Alaron Elessedil jest offline