Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2016, 13:58   #51
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wspólny tekst z GDoca: Warlock, Nami, Asderuki, Hazard

- Pomóż mi! - Zwrócił się do Joanny półork, wyciągając Rolanda na brzeg, kładąc go tuż obok Shade’a. Oboje byli nieprzytomni; siła uderzenia mogła połamać im kończyny, kark czy kręgosłup, ale na szczęście dla nich tak się nie stało.
Rognir przyłożył ucho do piersi Rolanda nasłuchując bicia serca. Upewniwszy się, że ten żyje, półok przeszedł do udzielania pierwszej pomocy, licząc na to, że ten w końcu zdoła wypluć wodę z płuc, lecz mimo jego starań, wcale tak się nie stało. Chciał zapytać o coś Joannę, kiedy nagle zrozumiał, że nie ma wśród nich Bazylii.
- Gdzie jest Bazylia?! - Zerwał się na nogi, rozglądając się dookoła. Spojrzał w stronę morza, przez dłuższą chwilę uważnie przyglądając się falom, jakby miała ukrywać się za nimi rogata kobieta, lecz tej nie było w zasięgu wzroku.
- Płynęła przed nami - odpowiedziała mu tyle, ile sama wiedziała, wciąż kontynuując zaczętą wcześniej czynność ratującą Shade’a.
Nie wiedząc co innego może zrobić, Rognir rzucił się w morskie fale i zaczął płynąć przed siebie, po drodze nurkując kilka razy, aby lepiej przyjrzeć się dnu akwenu, na wypadek gdyby Bazylia utonęła. Mimo usilnych prób i starań, nie mógł jej odnaleźć. Będąc pod wodą zdołał dostrzec wiele szkieletów zdobiących dno, jednak niemożliwym było, aby któryś z nich należał do Bazylii, bowiem nie mogłaby przecież umrzeć w tak zastraszającym tempie i ulec rozkładowi. Woda była wystarczająco przejrzysta, aby mógł dostrzec jakiś obiekt na dnie bez konieczności nurkowania. Niestety, żadna z jego prób nie przyniosła oczekiwanych efektów. Gdzieś dalej na piaszczystym dnie dostrzegł blask jakiegoś niewielkiego przedmiotu.
Rognir zaczerpnął powietrza i zanurkował raz jeszcze, płynąc w kierunku owego znaleziska. Pochwycił zabrudzony piachem przedmiot, po czym wypłynął na powietrze by lepiej się mu przyjrzeć. Był to złoty amulet, który w świetle słońca mienił się tysiącem barw, zdradzając magiczne właściwości. Rognir uśmiechnął się pod nosem i raz jeszcze zanurkował w poszukiwaniu kolejnych łupów.
Płynąc dalej w kierunku dna, wojownik widział wiele szkieletów poległych tutaj osób, które najprawdopodobniej umarły poprzez utonięcie. Na szczątkach wciąż była część ich ekwipunku. Ten zwykły zdążył zardzewieć i zniszczyć się, jednak było tam coś więcej niż zwykłe stare szmaty. Półork z nowym pokładem nabranego powietrza zaczął wyszarpywać ze zwłok szal, z którym ponownie się wynurzył.
Mężczyzna uniósł głowę, aby złapać brakujące powietrze, kiedy to dostrzegł na ścianie z wodospadem, gdzieś bardzo wysoko przy samym ujściu wody, jakiś poruszający się kontur. Nie zwlekając chwili dłużej, Rognir popłynął w tym kierunku. Szybko okazało się, że była to kobieta, którą przez cały ten czas poszukiwał…

Bazylia ostrożnie stawiała kopyta na kolejnych występach. Hakiem usilnie się wbijała w ścianę. Schodziła. Bardzo powoli. Woda ciągle ochlapywała jej twarz i skały których tak bardzo starała się uczepić. Nie miała siły odejść w bok, a i gdyby spadła wolała spaść do wody niźli na ziemię. Przez pewien czas zdawało jej się, że dotrze na ziemię bezpiecznie. Pokonała ponad połowę drogi. Ta chwila pewności ją zdradziła. Nagle kopyto się obsunęło, lina z hakiem naprężyła, a metalowy kolec zamiast się zaczepić ześlizgnął po krawędzi. Bazylia spadła z głośnym krzykiem i pluskiem do wody. Po niedługiej chwili wypłynęła parskając wodą na lewo i prawo. Ledwo utrzymując się na powierzchni dopłynęła do plaży. Ciężko dysząc przeczołgała się po piasku aż padła pod ciężarem ekwipunku wszystkich osób. Chwilę leżała bez ruchu po czym unosząc tylko przedramię pomachała do osób na plaży poznając Rognira i Johannę. Była wycieńczona.
Johanna widząc półprzytomną Bazylią oderwała się chwilowo od Rolanda i Shade’a, którym próbowała pomóc odzyskać zmysły. Podbiegła do Diabelstwa i zabrała od niej wszystkie rzeczy, odkładając gdzieś na bok. Był dopiero wczesny ranek, słońce ledwo wyszło zza nieboskłon, a oni już znaleźli się w stanie skrajnego wyczerpania. Upłynie sporo godzin, nim znowu będą mogli ruszyć dalej i nim nieprzytomni mężczyźni się ockną. Pewne było, że już po południu, kiedy słońce najmocniej grzało, będą mogli pomyśleć, jak się stąd wydostać, albo może jak zbudować sobie przemiły dom, wioskę lub miasto i zaakceptować życie po życiu?
- Martwiliśmy się o ciebie, Rognir poszedł cie szukać - powiedziała cicho, jakby była przerażona. Potwierdzało to drżenie jej chudych dłoni, które wskazały na półorka nurkującego w wodzie.
- Rognir, Bazylia się znalazła! - krzyknęła do wojownika i powróciła do prób wymuszenia na nieprzytomnych wypluciu wody - A Ty gdzie byłaś? Nie wyrzuciło cie z nami? W sumie głupie pytania, przecież widać… Znalazłaś na górze inne przejście niż ten wylot? - spytała, aby utrzymać kontakt ze zmęczoną kobietą.
- Nie… wróciłam pod prąd i zabrałam rzeczy - sapnęło dziabelstwo czując jak piasek przykleił się do skóry.
- To trochę dziwne… - mruknęła Johanna sprawdzając, czy mężczyźni jeszcze oddychają.
- Płytki oddech - stwierdziła krótko ze smutkiem w głosie. Westchnęła głośno spoglądając w górę, na niebo oraz wydostającą się ze ściany wodę
- Strasznie wysoko… Cieszę się, że nic ci się nie stało i udało ci zejść. No i że w ogóle chciałaś tutaj wracać - kącik jej ust lekko drgnął ku górze, jednak ciężko było nazwać to uśmiechem. Johanna zdawała się być strasznie melancholijną, smutną i zahukaną osobą.
Po chwili Rognir wypłynął z wody i wydostał się na piaszczysty brzeg. Ociekając wodą, umięśniony półork podszedł do rozmawiających kobiet i zwrócił się do Bazylii:
- Przestraszyłaś mnie, wskoczyłem do wody myśląc, że utonęłaś… - powiedział, krzyżując ramiona na piersi i obdarzając kobietę udawanym złowrogim spojrzeniem.
- ...i zobacz co znalazłem - dodał po chwili z uśmiechem na twarzy, po czym uniósł dłoń przed sobą pokazując coś co wyglądało jak strzęp szat.
- Wiem, że nie wygląda to imponująco, ale jestem przekonany, że wplątana została w to magia. Znalazłem to przy nieszczęśnikach, którzy połamali sobie kark skacząc do wody. Proszę, przymierz to.
Bazylia dźwignęła się na łokcie. Spojrzała na półorka odrobinę sceptycznie.
- Och, tak jakbyś ty mnie nie przestraszył nie wypływając ze stawu - powiedziała oskarżycielsko stając w końcu na nogi. Chwila leżenia przywróciła część sił, na tyle aby wstać.
- Dzięki. Oddałeś mi zbroję, teraz to… Nie zapominaj o sobie.
Johanna milczała, nie chcąc się nawet wtrącać. Starała się ponownie kontynuować uciskanie klatki piersiowej Rolanda, aby obudzić go do życia. Była bardzo przejęta, że mężczyźni tak długo są nieprzytomni.
Bazylia odwróciła spojrzenie od Rognira. Ludziom należało pomóc. Przynajmniej spróbować. Dlatego też diabelstwo podreptało do leżących machając do półorka aby poszedł z nią. Uklękła przy obojgu sprawdzając czy oddychają i nasłuchując ich serc. Nie specjalnie wiedziała co zrobić gdyby było inaczej, ale zawsze mogła czegoś spróbować.
Uciskanie przez Johannę klatki Rolanda poskutkowało sukcesem. Mężczyzna nagle zakasłał i odwracając się na bok wypluł spore pokłady wody. Poczuł, że w końcu może normalnie oddychać, nic nie uciska jego torsu. Nawet ból zęba całkowicie ustał, a gdy przejechał w jego okolicy językiem zorientował się, że nie ma już po nim dziury, a ząb tak jakby… Odrósł.
Shade zaś wciąż nie mógł się obudzić. Coś było nie tak.
- P-pamiętam - wydusił w końcu oszołomiony mężczyzna. Wypowiedział te słowa z niedowierzaniem, a jego przekrwione oczy rozwarte szeroko wgapione były w ziemię. Zaraz jednak na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Pamiętam. Nareszcie sobie przypomniałem! - Niemalże wykrzyknął ostatnie zdanie.
Mimo potwornego upadku i utraty przytomności, Roland wyglądał jakby był w lepszym stanie niż przed wskoczeniem do zdradzieckiej studni. Najpoważniejszy ból ustał, utracony ząb odrósł (co w obecnej chwili wcale go nie zastanawiało), a uśmiech na jego twarzy zdradzał rozszalałe w nim emocje. Nie wiedzieć czemu, najpewniej w przypływie entuzjazmu, Roland chwycił dłoń Johanny, nakrywając ją obiema swoimi i spojrzał dziewczynie w oczy. Ta przeraziła się nieco, odchylając głowę w tył, jednak nie wyrwała się. Patrzyła ciemnymi oczami, a jej tętno przyspieszyło. Słuchała go nic nie mówiąc.
- Pamiętam. Lękałem się swojej przeszłości od tak dawna… Lękałem się czynów, które mogłem popełnić... A to wszystko co ujrzałem… Było straszne i potworne ale… Ale nie zrobiłem niczego złego… Ja po prostu... - Umilkł, zbierając skołowane myśli.
- Co? Co po prostu? - Spytała ponaglając, jakby bała się odpowiedzi i chciała jak najszybciej się z nią uporać. Poza tym, powracające wspomnienia zawsze ją fascynowały. Jej własne jeszcze nie zdążyły powrócić.
Roland jakby zbladł przypominając sobie ostatnią chwilę przed śmiercią. “Oddanie duszy, w wybranym przez wezwanego czasie.” Tylko komu oddał tę duszę? Piekłu? Jego największemu władcy? Czy może jednemu z demonów zamieszkującego je? Czy to oznaczało, że pewnego dnia ktoś może...
- Chciałem odpędzić armię nieumarłych i… w zamian sprzedałem swoją duszę.
Bazylia oglądała w zaskoczeniu Rolanda i jego niezwykłe zachowanie. Radość i emocje oraz całkowite zapatrzenie w Johannę. Wstała uznając, że nie musi pomagać Rolandowi.
- Nie chcę specjalnie psuć humoru, ale Shade wciąż się nie obudził… - diabelstwo nie skomentowało sprzedawania duszy. Wolała z tym poczekać, aż Roland stwierdzi co z Shadem.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline