Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2016, 22:52   #6
Ziutek
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Skoro oficjalnie potwierdzono, że grupka obcych nie jest bandytami to Henry nieco wyprzedził grupkę, ruiny budynków dodały mu otuchy bo to właśnie pomiędzy nimi będzie mógł odpocząć po wyczerpującym marszu. Tak wyszło, że był najbliższą osobą, która mogła odpowiedzieć mężczyźnie przedstawiającemu się jako Pablo:
- Cześć. Ja jestem Henry. Ten wysoki kozak to Frank, ten młodszy to Tom i Robert - na czarnoskórego nawet nie wskazywał palcem gdyż pozostawał nieznany jako ostatni.
- Szukamy zapasowych filtrów powietrza do systemu wentylacji i uzdatniania powietrza. A ogólnie to miło poznać i dzięki za zaproszenie - od razu podreptał do ogniska witając się z resztą poprzez uniesienie prawej ręki i klapnął sobie gdzieś z brzegu bo miał wrażenie, że nogi zaraz mu wejdą do dupy przez te ciągłe maszerowanie.

Pozostali z drużyny Fieldsa również dołączyli i usiedli w okolicy. Jedynie Thomas się wyłamał.
- Idę przeszukać budynki - poinformował.
- Nic tam nie znajdziesz, już dawno zostały pewnie przeszukane - odpowiedział Pablo.
- I tak się rozejrzę, nic na tym nie stracę - Pablo tylko wzruszył ramionami.
- A więc po waszym ubraniu sądzę że jesteście z Krypty. Nie jesteście z Kryptopolis? W Nowym Jeruzalem mieszkańcy mają takie same uniformy - zagaił towarzysz Pablo, Andrew - Niestety, wszystko z tamtejszej Krypty zostało wymontowane i dawno już wykorzystane.

Henry nie wcinał się w sprawy Toma więc zignorował go:
- Tak, jesteśmy z krypty. Niestety przynajmniej ja nie mam pojęcia gdzie jest Kryptopolis ani co to jest Nowe Jeruzalem czy nawet Nowe Kanaan - tu spojrzał na Franka licząc, że wspomoże w jakiś sposób swoim rozeznaniem - Jesteśmy z Krypty 16 - odwrócił się plecami do rozmówców prezentując żółty numer - A nie znacie położenia jakiś innych krypt? Przyznam, że zależy nam trochę na czasie i lepiej dla nas byśmy jednak szybko znaleźli potrzebne rzeczy. Ewentualnie jakąś osadę, gdzie można takie filtry na coś wymienić.

Ta przedstawiona jako Phyllis odezwała się pierwsza.
- W Kryptopolis mają jakaś kryptę. Nie wiem jaką, ale na pewno jakąś. RNK też wyszli z Krypty, tak samo jak ludzie z Salt Lake City. Ale czy mają jakieś filtry... Nie wiem…
- Bóg wam pomógł! - oznajmił Pablo - Będziemy jechać przez Kryptopolis, możecie zabrać się z nami. W grupie zawsze raźniej, a do Kryptopolis to już tylko cztery dni drogi.

- Bóg? To ksywka dla tego Jezusa? - zapytał nieco mrużąc oczy i po raz kolejny rzucił okiem na Franka. W końcu to on był przywódcą, znał teren i sytuację najlepiej. Henry nie wiedział czy ta grupka nie próbuje ich wpuścić w maliny:
- Przemyślimy to, na razie zanosi się na to, że razem tu przenocujemy.

Frank skinął inżynierowi głową, widać nie miał ochoty gadać z szaleńcami.
- Bóg to ojciec Chrystusa Jezusa, nie wierzę że nie mieliście Pisma Świętego w swojej Krypcie! - wyjaśnił łagodnie Pablo - Jeżeli chcesz, opowiem Ci o nim, o całej Trójcy Świętej.

- Noo... Dobra. Jezus to imię, ta? Bóg Chrystus i Jezus Chrystus - powtórzył jakby chciał to sobie wbić do głowy. Nad odpowiedzią o Piśmie chwilę się zastanowił. Nikt nigdy nie mówił, że idzie czytać Pismo Święte - Nie no, mieliśmy trochę książek, ale żadnej o tych Chrystusach chyba.

Pablo uśmiechnął się jak do małego dziecka.
- Ja miałem Pismo Święte - pochwalił się Robert - Wiem o czym mówisz.
- A ja mam to w dupie, idę spać - odpowiedział Frank wstając - Mogę się położyć koło waszych wozów? - otrzymał od Pabla niemy gest przyzwolenia.
- Bóg, to nie imię. Bóg to Bóg, powinieneś znać to słowo - powiedział Robert.

Zaś Henry pojrzał na Pablo z kwaśną miną - Nie czaję. To co znaczy Bóg? - teraz to Frechette stał się ekspertem skoro miał to całe pismo więc oczekiwał odpowiedzi również i od niego.

Pablo go wyręczył.
- Bóg to stworzyciel, stworzył cały świat w sześć dni. Stworzył też ludzi, obdarzając ich wolną wolą, przez którą stworzyli atomowe piekło - wyjaśnił.
- A, pisało tak. To prawda - odpowiedział Frechette

- Skoro potrafił stworzyć świat, stworzyć Pierwszych to nie mógł ich też powstrzymać? No i czemu teraz nam nie pomoże i nie naprawi świata? Ja wiem, że może się na nas wściekać, ale kurde. To było chyba dawno. Normalny człowiek już by zapomniał o sprawie - wzruszył ramionami Fields.

- On nie jest człowiekiem, jest istotą ponad nasze człowieczeństwo. Jesteśmy dla niego robakami i powinniśmy go wielbić, albowiem On pomaga, ale nie może pomóc każdemu. Nie może też ingerować w nas, ludzi bowiem mamy wolną wolę. To jego największy dar, od nas zależy jak go wykorzystujemy.

Henry mruknął cicho zastanawiając się nad sensem całej opowieści. Jak na razie wszystko wydawało się w miarę logiczne - A po co w ogóle nas stworzył? Wychodzi na to, że mógł mieć wszystko. Więc po cholerę mu banda idiotów, którzy srają sobie we własnym domu i nie zastanawiają się nad konsekwencjami?

- Tego nie wiemy - odpowiedział - Może ze złości, może ze smutku, a może z miłości? Wiadomo że stworzył nas na swoje podobieństwo.

- Czyli jednak ma coś z człowieka. Znaczy… - Henry zaczął wykonywać ruchy okrężne i posuwiste rękami z wyprostowanymi palcami wskazującymi by pomóc sobie w sformułowaniu zdania - My mamy coś od niego, więc my jesteśmy podobni do niego, więc on jest podobny do nas. Ale można go tu gdzieś spotkać? Jakbym go chciał na przykład przeprosić, albo poprosić o coś?

- Oczywiście. On jest wszędzie, w kamieniu, w tobie. Ale tylko wiarą i żarliwą modlitwą można zwrócić na siebie jego uwagę - odpowiedział gorliwie Pablo.

Inżynier spojrzał więc z niepokojem na pobliski głaz i uniósł ręce w geście obronności dając Bogu znać, że w żadnym wypadku nie chciał nikogo obrażać:
- Modlitwą? A jak to się robi?

- Tu jest większy problem, bowiem każdy modli się na swój sposób. Ja osobiście nie uważam aby to miało znaczenie, ale większość mormonów zaleca wykonanie znaku krzyża, zakończenie słowem amen, są też specjalne formuły. Mam gdzieś na wozie starą książeczkę do nabożeństw, poczekaj chwilę - Pablo znikł w ciemnościach, wracając po chwili i wręczając Henry’emu małą książeczkę.


Gdy Pablo zniknął Fields narysował palcem na piasku krzyż równoramienny, a na dole napisał po prostu "Amen". Zastanawiał się też czy ten Amen to nie jest jakiś kolejny symbol. Jak matematyce chociażby - Tak? - wskazał na swoje dzieło i zawahał się przed wzięciem książeczki - A ile za nią chcesz bo pewnie nie ma nic za darmo, nie? A i jak będę robił tą modlitwę to moi przodkowie się nie zirytują, że zamiast ich wspominać to proszę Boga o pomoc?

- Przeczytaj, tam wszystko jest napisane. Twoi przodkowie z pewnością są u Boga. No widzisz, człowiek posiada duszę… - Pablo opowiedział teraz o duszach.

A Henry słuchał z racji, że ma naturę sceptyka więc zanim obierze jakieś stanowisko to chce dostać sensowne argumenty.
- No dobra. Mam jeszcze jedno pytanie - rzekł do Pabla gdy ten skończył mówić.
- Miałem okazję poczytać trochę książek o nauce - nie chciało mu się tłumaczyć o czym konkretnie - I w żadnej nie było ani słowa o tym Bogu. Przypadek?

- Wielu naukowców mocno wierzy, ale nie wyraża się o Bogu wprost bowiem mogliby zostać ośmieszeni. A to nie jest żadna śmieszność, wierzyć w Boga. Wielu filozofów uznało że za stworzeniem czegokolwiek musiało coś stać, coś pchnąć to wszystko w ruch. Nie uważasz? Jak bardzo wierzysz w dzieło przypadku, w Wielki Wybuch który sam się ziścił.

- Wielki wybuch pewnie nie był przypadkiem. Nic nie dzieje się przypadkiem, tak myślę. Ale uwierz, że ciężko to przełknąć tak od razu. Muszę się z tym przespać. To ile liczysz za książeczkę?

- Nie jestem tylko handlarzem, jestem również misjonarzem. Andrew i Floyd to handlarza z krwi i kości. Weź ją jako prezent na znak przyjaźni Nowego Kanaan oraz twojej Krypty. Dobrze?

- Za dużo powiedziane. Nie wiem czy moja krypta byłaby w stanie zaprzyjaźnić się z wami. Wolałbym na razie opcję przyjaźni między mną a Nowym Kanaan. Dzięki - małą książeczkę schował do wewnętrznej kieszeni kombinezonu na lewej piersi - Będziemy mieli czas na pogadanie jeszcze o tym. Zapoznam się w wolnej chwili - poklepał jeszcze miejsce, gdzie powstało lekkie wybrzuszenie od Pisma Świętego.

- Cieszy mnie to Henry. Swoją drogą, chyba wszyscy poza nami już położyli się spać, a twój przyjaciel nie wraca z budynków. On tak zawsze czy możemy zacząć się martwić? - zapytał Pablo, w czasie rozmowy zbliżył się do dwójki również Floyd który jadł jakąś pieczoną wiewiórkę, w rękach trzymał AK-112 z powiększonym magazynkiem do 100 naboi kalibru 5 mm.

- Cholera wie. Z Tomem wyszedłem pierwszy raz. Musiałbym obudzić Franka - a ten najwyraźniej sobie w najlepsze spał i nie byłby zadowolony z pobudki - Możemy się przejść tak dla pewności wokół i popatrzeć - rzucił okiem na automat towarzysza Michaiła. Już mu się ten sprzęt podobał.

- Masz jakąś broń? - zapytał Pablo i zerknął na Floyda - Ty zostań, pilnuj tych co śpią. Odeśpisz na bryczce, dobrze?
- Spoko luzik, spokojna twoja rozczochrana głowa - odpowiedział Floyd - Zawsze odsypiam w podróży.
- Dobry z Ciebie najemnik Floyd - wrócił spojrzeniem do Henry’ego, samemu wyjmując spod prochowca pistolet Mausera 9 mm.

- Mam. Rewolwer i nóż - sięgnął za pazuchę po to pierwsze i sprawdził ilość nabojów w bębenku bo nikt go w tej kwestii nie doinformował - Jeden nabój. Idealnie żeby sobie palnąć w łeb co najwyżej - ]burknął - Ten nóż też nie jest jakiś świetny - więc podniósł się tak czy owak.

- Na Pustkowiu i jeden nabój może uratować życie - stwierdził Pablo - Chodźmy. O ile pamiętam szedł w tę stronę - wskazał lufą pistoletu na zabudowania - W ciemności ciężko było zauważyć dokąd właściwie poszedł, ale wydaje mi się jako szabrownik powinien zainteresować się sklepami. O, tam jest chyba jakiś sklep z bronią? Wchodzimy?

- Albo je odebrać dla świętego spokoju - dodał. Sam nie był przekonany co do swoich umiejętności strzeleckich. Nigdy w życiu nie strzelał do nikogo ani niczego bo krypta miała ochronę. Dlatego czuł delikatny ucisk stresu w brzuchu i prosił by okolica była czysta a Tom po prostu znalazł przedwojenną gazetkę z roznegliżowanymi damulkami i postanowił wykorzystać chwilę samotności bo wątpił by jedna kula w przypadku Henry'ego mogła wystarczyć na cokolwiek pożytecznego prócz samobójstwa - Ubezpieczam - wskazał otwartą dłonią wejście do sklepu.

Misjonarz się uśmiechnął, po czym przekroczył próg rozpadającego się budynku.
- Halo?! Jest tu kto? - półki sklepowe były już dawno temu opróżnione, a odpowiedziało tylko echo - Chyba go tutaj nie ma, sprawdźmy następne budynki.

- Jasne, ale nie rozdzielajmy się za bardzo. Cały czas nie ufam tej jednej kuli jaką mam - mruknął wycofując się jako pierwszy i udając się do następnego nieco pocieszony, że już teraz nic się na nich nie rzuciło. Wejrzał najpierw przez zbite okienko, a dopiero potem zbliżył się do wejścia, którym była potężna wyrwa w ścianie kolejnych resztek przedwojennej konstrukcji. Dał krok do przodu wyciągając przed siebie ręce z rewolwerem.
- Tommy?

W ciemnościach coś się poruszyło, coś zaszurało po podłodze. Pablo przyległ do ściany, wytężając oczy próbował spojrzeć w czeluść budynku.
- Tu jestem, na zapleczu - odezwał się znajomy głos.

- No. Posraliśmy się w gacie jak widać niepotrzebnie, możesz chyba wracać - rzekł do Pablo odwracając się do tyłu by spojrzeć na misjonarza. Więc ostrożnie stawiając kroki przedarł się przez zwały gruzu, resztki mebli i inne śmiecie prosto na zaplecze.
- Co tam masz? - padło pytanie z ust inżyniera gdy wszedł na tyły budynku.

Pablo mimo wszystko poszedł za tobą i stanął w drzwiach, obserwując budynek. Musiał to być sklep jubilerski lub coś w tym stylu.
- Próbowałem otworzyć sejf - powiedział Tom klepiąc śrubokrętem ścienny schowek
- Może tam być broń lub lekarstwa.
- Wątpię. - odpowiedział misjonarz - Pewnie pieniądze albo biżuteria. I tak niezły łup.
- I tak... Ale nie mogę go otworzyć. Chcesz spróbować?
- Tom spojrzał na Fields’a.

I Pablo i Tom wyciągnęli mu z ust wszystkie mądre spostrzeżenia więc jemu pozostało tylko położyć rewolwer na ziemi obok sejfu do rąk biorąc zaś owy śrubokręt i zaimprowizowany z najzwyklejszego druta wytrych. Choć nie miał wykształcenia ocierającego się o ślusarstwo to mniej więcej znał budowę przedwojennych zamków. Niektóre zastosowane w krypcie były na tyle proste, że nawet półinteligent mógłby je otworzyć jakby chwilę pomyślał. Zaś to był sejf.
- Miejmy nadzieję, że to nie jest żaden zamek czasowy - chciał nieco zaimponować wiedzą i włożył oba narzędzia i rozpoczął poszukiwania charakterystycznych ząbków jednocześnie nie poruszając gwałtownie rękami bo cienki drut to cienki drut i zawsze mógł się uszkodzić.

Niestety, kręcenie drutem i śrubokrętem skutkowało tylko nędznym skrzypieniem w zamku. Żadne starania nie skutkowały tym, aby sejf chociaż odrobinę się uchylił. Zawsze można było jeszcze spróbować siły.

Im dłużej bawił się z tym cholernym zamkiem w tym większe poirytowanie wpadał. Mamrotał pod nosem jakieś przekleństwa pod adresem twórcy sejfu, przedwojennej technologii i narzekał, że jak ktoś będzie chciał to i tak to ukradnie nieważne jak zamek będzie dobry. Spojrzał na Pablo i podał mu sprzęt - Może ty chcesz spróbować? To już chyba jest niczyje więc można zabrać. Jak nie to proponuję to jakoś rozjebać w drzazgi. To nadal jest metal, który ma trochę lat. Może gdzieś jest jakaś kochanka nadżerka i puści jak się go odpowiednio potraktuje?

- Nie, nie. Ja sobie podaruję, skoro wam się nie udało otworzyć to i mi się nie uda. W życiu nie bawiłem się w takie rzeczy. W karawanie mam łom, można spróbować wyważyć... W przeciwnym razie chyba obejdziecie się smakiem, jeśli idzie o zawartość tej konserwy.

- Skoczę po niego - rzekł Henry zgarniając rewolwer z ziemi. spokojnym krokiem udał się w kierunku okręgu rozświetlającego część placu na jakim sobie obozowali. Powołując się na Pabla owy kawał szmeliwa dostał bez większych problemów i wrócił z nim czym prędzej do dwójki towarzyszy - Tommy, Ty znalazłeś to czyń honory. Pewnie nie raz już takie plomby wyrywałeś - rzucił podając łom Parkowi.

- Ty wyglądasz na silniejszego, ty spróbuj albo weźmy spróbujmy razem. Co ty na to? - zaproponował tamten. Pablo obserwował z tyłu, siedząc na jakiejś starej półce i majtając nogami.

Fields też nie uważał się za mocarza, dlatego ochoczo przystanął na propozycję kolegi. Łom był na tyle długi, że mogli złapać go pewnie obaj. Pozwolił więc sobie poszukać spłaszczoną końcówką dobrej szpary po przeciwnej stronie drzwiczek od zawiasów i sprawdził, czy drąg się dobrze zaprze. Potem kiwnął głową na Toma - To na raz... Dwa... Trzy!

Za pierwszym razem się nie udało, za drugim również za to za trzecim coś trzasnęło, a drzwiczki się otworzyły. W środku nie znajdowało się nic, czego byście nie oczekiwali. Broni i leków nie było, ale był rulon bezwartościowych przedwojennych dolarów, trzy złote łańcuszki, pięć pierścionków oraz diament. Rzeczy raczej dość ciężkie do spieniężenia.

- Hej. Srajtaśmy to nam nie dali, a ręką to się podcierać nie wypada - rzekł z udawaną radością do Parka biorąc do ręki pliczek zielonych i przesunął kciukiem po ich węższej krawędzi - Benjamin Franklin, sto dolarów amerykańskich. Skądś go chyba znam… - zmrużył oczy patrząc nieco ponad towarzyszami. Ostatecznie dał sobie spokój, wyrwał z pliku połowę banknotów i wcisnął je do jednej z kieszeni kombinezonów. O ile złoto nie miało już wartości rynkowej i dla przeciętnego człowieka było ono gorsze od stali to nadal zachowywało swoje właściwości fizyczne i chemiczne. W końcu zabrał całe złoto i jeden diament - Wszystko to da się później wykorzystać. W elektronice złoto idzie jak woda - wytłumaczył chcąc uniknąć oskarżeń o złomiarstwo. Kombinezon nie miał za wielu kieszeni, więc powoli zaczynały się one przepełniać. Przydałaby się jakaś torba - No dobra, panowie. To by było na tyle. Ja sobie jeszcze pospaceruję i zaraz wracam do obozu - rzekł. Takie miejsca na pewno obfitowały w różne śmiecie. Pierwsza rzecz to znalezienie czegokolwiek, co pozwoliłoby mu w miarę wygodnie transportować skromny dobytek. Druga sprawa to pierwsza w życiu modyfikacja broni. Wykorzystanie tępego lecz ostrego czubka noża jako broni kłującej, do tego przydałby się jakiś kij sięgający półtora metra no i coś do połączenia dwóch części. Cud by się stał gdyby kij miał różne wypustki na końcu ułatwiające zamocowanie noża.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline