[media]
[/media]
Świeże powietrze. Zapach igliwia, chłodnego wiatru z północy i przekwitłych drzew. Grzejące się w na kamieniach jaszczurki o plamistych grzbietach i białych brzuchach. Bzyczenie rojów much, pszczół i innych owadów. Wspaniały widok na surowy i piękny
Las Neverwinter w pełni rozkwitu. Widok ten był jak chłodny dotyk kobiety podczas gorączki; jak łyk źródlanej wody po dniu pracy w upale. Słońce zasuszyło brud na waszych twarzach. Przez chwilę można było zapomnieć o bólu, oparzeniach i stratach, które ponieśliście. Zostawiliście za sobą zdruzgotanego smoka, koszmar, który pewnej wiosennej nocy zwalił się na zupełnie zaskoczoną wioseczkę. Przywlókł za sobą przebrzydłe
k o b o l d y, istoty które miast psów będą kojarzyć się wam ze szczekaniem. Gady przeniknęły do starego krasnoludzkiego Posterunku. Wyposażyły się w stary, acz w dalszym ciągu zabójczy oręż i zaczęły nękać okolice.
Krugon przebąkiwał coś o zadaniu, którym mu powierzono, ale do końca nie rozszyfrowaliście tej zagadki. Być może miało to związek z ostatnią, najgłębszą salą, strzeżoną zdobnymi wrotami i wiecznymi posągami. Nie wiadomo.
***
W drodze powrotnej przez las parę razy natknęliście się na mniejsze oddziały koboldów. Gadziny były w rozsypce - kiedy zauważały waszą obecność pierzchały jeszcze głębiej w las. Smok, który stanowił serce ich małej armii został zgładzony, a jego pogromcy musieli w oczach potworów urosnąć do rangi półbogów. Namalowane na drzewach
znaki zaczynały już blaknąć; zwierzyna nieśmiało wracała na swoje dawne ścieżki. Cień uszedł.
***
Kiedy wróciliście do Przesieki wszyscy mieszkańcy wyszli wam na spotkanie. Dostrzegliście zapijaczonego kowala,
Arnela Czernozębnego,
Starszego Hogena,
Dana Czapnika, ciemnoskórego handlarza
Krute’a, a nawet
Babę, stojącą na uboczu ze swym kocurem. Nigdzie nie widzieliście
Wielebnej Ory i wtedy jak młot wróciło wspomnienie. Kapłanka Chauntei poległa wszak w wyniku ran odniesiony w bitwie z koboldami. Początkowo ludzie patrzyli na was z rosnącą trwogą. Nie oszukujmy się - wyglądaliście na przegranych, a nie zwycięzców. Ktoś zapłakał, jakaś kobieta przytuliła dziecko do piersi, myśliwi opuścili głowy. Wtedy
Taar cisnął jeszcze zakrwawione
smocze kły na ziemię, zaś
Rardas obwieścił:
-
Smok nie żyje, a koboldy wróciły do dziury, z której wypełzły!
Tłum początkowo zamilkł, po czym zareagował najbardziej spontaniczną ulgą jaką w życiu dano wam ujrzeć. Nie było słychać wiwatów - nikt po
tragicznej bitwie nie ośmieliłby się cieszyć - jeszcze nie teraz. Ludzie jednak padali sobie w objęcia, łkali, klękali i dziękowali Chauntei za zesłanych wybawicieli. Kobiety znosiły wam miód, wino i kwiaty. Obmywały wasze brudne oblicza z krwi i błota.
W sercach mieszkańców Przesieki zostaniecie zapamiętani na zawsze jako zbawcy.
***
-
Oto obiecane pieniądze -
dziesięć pękatych sakw po sto sztuk złota każda spoczywało na stole przed wami. Starszy Hogen wyglądał starzej niż kiedykolwiek przedtem.
Śmierć Wielebnej wyrwała z jego serca resztki wigoru.
-
Nigdy nie wyrażę wdzięczności wobec was, najdrożsi przyjaciele. Uratowaliście nas, ocaliliście Przesiekę. Nie zapomnimy o tym nigdy. Nie zapomnimy też o tych, którzy polegli w walce. O nie, nie - wykluczone! Jesteśmy prostymi ludźmi, pieśni nie ułożymy, ale zawsze, ZAWSZE, wasze imiona będą w naszej pamięci.
Otarł łzę, która popłynęła jego zoraną bruzdami twarzą:
-
A to ziemia, którą obiecałem - wyciągnął prosty dokument, sporządzony chybotliwym pismem kogoś, kto niezbyt często posługuje się piórem -
Spory spłachetek, tuż nad rzeką. Zostawcie jeno swoje podpisy i jest wasza. ***
Z pomocą mieszkańców znieśliście do Przesieki resztę skarbów, która bez szemrania trafiła w wasze ręce. W zamian za
kuca Filiego, dostaliście wóz i konia, który miał go pociągnąć w drodze powrotnej. Wieśniacy nie pytali dlaczego nie chcecie oddać
Athlena ziemi, tak jak uczyniliście to z krasnoludem i
Draugdinem. Z niekrytym niepokojem patrzeli na zawinięte w bandaże zwłoki, lecz powstrzymywali się od komentarzy. Z pomocą miejscowych myśliwych, odzyskaliście smoczą skórę, a ściślej mówiąc
smocze łuski. Wzięliście ze sobą również
Ami, której stan psychiczny nie poprawiał się. Poza przebłyskiem podczas walki z Krugonem pozostawała w milczącej katatonii.
***
Pospieszani postępującym rozkładem ciała łotrzyka,
dwa dni po śmierci
Krugona, usiedliście na wozie. Ruszyliście w drogę powrotną, zostawiając za sobą niezliczone wspomnienia - głównie krwawe i ponure - ale również te radosne.
Kiedy wtoczyliście się na wyschnięty już szlak wiodący wzdłuż
rzeki Neverwinter, z zarośli wyszła
Baba. Powożący
Taar pociągnął za lejce i wóz zatrzymał się. Stara wiedźma spoglądała głównie na diablę i pokiwała głową:
-
Przeznaczeniu nie da się uciec - a wam pisany jest powrót do Przesieki. Nie wszystkie sekrety Brunatnych Skałek i tego-co-pod-nimi zostały objawione. Stare zło zawiodło, ale z pewnością jeszcze raz sięgnie po to, co kiedyś chroniły krasnoludy. Pomyślcie o tym.
Starowinka zamarła w pół słowa i pociągnęła nosem.
-
Niedługo zacznie cuchnąć - zacmokała z przekąsem i wskazała palcem na zabandażowane ciało łotrzyka -
nie dobrze, nie dobrze... - wyciągnęła spod szmat ceramiczne naczynie.
-
Natrzyjcie jego ciało tym balsamem. Zawiera w sobie prochy najprawdziwszej mumii. Powstrzyma rozkład na dekadzień, może krócej. Spieszcie się, jeżeli chcecie wrócić go do żywych.
Zaczęła wracać w kierunku zarośli: -
Do zobaczenia, Smokobójcy!
Kocur zamiauczał i ruszył za nią.
***
I tak dobiegła końca wasza przygoda w Przesiece. Wracaliście bogatsi o skarby, wiedzę, doświadczenia, wspomnienia i bogowie raczą wiedzieć o co jeszcze.
Czy udało wam się wskrzesić Athlena? Czy wróciliście do Przesieki? Czy dowiedzieliście się czego strzegły krasnoludy z Królestwa Falormy?
To już inna opowieść.