Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2016, 23:56   #10
Moni
 
Moni's Avatar
 
Reputacja: 1 Moni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłość
“Znowu wysłana na ten pierdolony front, znowu nie mając żadnego, zasranego wyjaśnienia co gdzie i po co, znowu nie pytając jej o zdanie, co w takiej grupie było debilizmem, to na dodatek tym razem, w przeciwieństwie do wojska, które o dziwo musiała w końcu pochwalić po apokalipsie, wysłali ją z tym skurwysynem. Tak, to cała ja i po pierdoleńcy dookoła.” - Kiedy skończyła te myśli, mężczyzna nazwany skurwysynem odezwał się do niej. Kiedy skończył mówić rzeczy bardziej oczywiste niż to, że dwa plus dwa to cztery, spiorunowała go wzrokiem.
- Czy naprawdę muszę ci mówić, kto z naszej dwójki woli najpierw obić komuś ryj a potem użyć mózgu i sprawdzić, czy może ma coś przy sobie?
Potem ponownie skupiła się na drzwiach. Oczywiście nie miała pojęcia, czy atakuje tył czy przód, to nie tak, że czasem można przewidzieć co mniej więcej się znajdzie za frontem. Podobnie jak nie można nigdy użyć odrobiny finezji i podesłać im podwójnego agenta bądź powiedzieć jej, że takowy zawiódł. No ale gdyby poświęcała więcej czasu na wymienianie minusów tej misji, prawdopodobnie skończyłaby wstęp po jej zakończeniu.
“A ja myślałam, że ten polityk… Jak mu tam było… Chyba Lewis, nieważne… Myślałam że to on był debilem, któremu nie powinno się zostawiać nawet długopisu do przypilnowania”.
Wzięła głęboki wdech i wydech, natychmiastowo się uspokajając. Tak, jak ją uczono. Nic się nie liczy, poza misją. Oczywiście ciągle miała minimalne zastrzeżenie. Nie będzie zabijać najbardziej agresywnych, a każdego, kto pokaże zamiar ataku.
W końcu dobrzy ludzie umierają, a ona wybrała życie.
Mężczyzna spojrzał się na nią i stwierdził że chyba popełnił błąd ufając jej. Chodź wydawało się jemu że zdołał ją rozgryźć, te zdanie szybko potwierdziło że niektórzy ludzie w dupie mają krzywdę innych. To że wyjaśnił jej że ta cała epidemia to pic na wodę, władz i że to wszystko ich wina. To że stracił czwórkę ukochany i że widział jak personel szpitalny zabiera ich do tajnego laboratorium. Wierzył przez rok że żyją ale, widząc kolejne miejsca po tak zwanych umieralniach, stracił wszelką nadzieję.
- Proszę ciebie nie daj plamy. Mówiłem tobie. To nie ich wina że są chorymi. To wszystko wina rządu.- głęboko w to wierzył i tak wypowiadał te słowa.
- Ruszamy, koniec pierdolenia.- I dał znak stojącym przy bramie do wejścia.
Za bramą widać było kilka umocnionych nasypów, tworzących pierwszą obronną formację. Były puste i śladu nie było po zbrojnych. Dwóch kolesi otworzyło drzwi składające się z podwójnych skrzydeł. Za nimi kilku chorych którzy okładali się nawzajem, zmieniając cel i idąc prosto na was. Z schodów zbiegali już kolejni tworząc ogólny chaos. Słychać było już strzały po drugiej stronie budynku. Więc grupa wchodząca z drugiej strony też przypuściła atak.
Tych na parterze zdjął mężczyzna który wchodził od lewej. Ci z schodów biegli na was.
- Mam nadzieję, że przestałeś już oczekiwać, że po tym jak mnie pobiłeś i nie okazałeś żadnego zaufania wobec mnie, nawet nie przepraszając mnie za to, będę ci ufać? Nie mówię już nawet o tym, że mnie porwaliście. Możesz mi przypomnieć powód, dla którego powinnam cię wielbić? - Spojrzała na niego chłodno. - Pracujemy razem i jak do tej pory dupy ci nie odstrzeliłam. Ba! Wręcz przeciwnie, parę razy ci ją ocaliłam, więc nie patrz tak na mnie. Ci ludzie są chorzy, i co z tego? Mnie uczono zabijać każdego, bo każdy może zabić ciebie. To u mnie instynkt, widzę kogoś z bronią i strzelam. Po paru latach ciężko się z tego przestawić, więc nic nie obiecuję. A teraz zapodaj mi w końcu cały plan, bo znowu było czuć, że olałeś ładny kawał historii.
Przykucnęła i wycelowała.
“Biec na uzbrojonego wroga, pewnie nie mają za sobą szkolenia”.
Specjalnie na prośbę niechcianego towarzystwa, oddała najpierw parę strzałów ostrzegawczych pod ich nogi, dając im jasno do zrozumienia, że jeżeli chcą do nich podejść, mają rzucić broń.
- Sporo ludzi gada, że jesteśmy najlepszymi kumplami. Może to stąd bierze się twoja wiara w to, że ci przebaczyłam. Ja ci powiem, że kobieta nigdy tego nie wybaczy. Bo porwanie i takie przesłuchiwanie to trauma. Taka do końca życia. Taka, że rozważanie tego, czy wolałabym zostać zgwałcona nie byłoby głupie.
Łzy napłynęły jej do oczu, lecz szybko je otarła. Na emocje przyjdzie jeszcze czas, teraz musi się skupić na nim i bezpieczeństwie grupy.
- Dlatego zawsze będę wobec ciebie oziębła, nie traktuj tego zbyt osobiście. Jestem po prostu jednym z mostów, które spaliłeś. Każdy ma takich sporo.
Mężczyzna słyszał tylko co drugie słowo gdyż, strzały z karabinów zagłuszały wszystko. W między czasie gdy, poddałaś się emocją rozmowy cywilne postacie bez broni ale jednak w większej ilości napierały prosto pod lufy. Ilu ich było ? Wyglądało na to że bardzo dużo.
Niektóre skurwysyny były tak szybkie że, można było myśleć, że unikają kul. I tak było po części. Biegały nie na was lecz wymijając inne przeskakiwały z schodów na dół i atakowały zygzakowato. To było coś nowego. Wiadomo że miały czasem pełną świadomość ale taki instynkt przetrwania był raczej nie spotykany.
- Te sukinsyny wiedzą doskonale co robią. Słabsze dają na odstrzał a bokami atakują silniejsze.- nim zdążył skończyć jeden dorwał mężczyznę z grupy tuż przy schodach i rzucił nim jak manekinem.
Ted widząc to spojrzał na ciebie. Po chwili wycelował i strzelił, zabijając tuż za tobą jednego z chorych. Okazało się że od wejścia którym przybyliście napierały kolejne osobniki. I to nie były te wolne mięso armatnie.
- Musimy się wycofać- głos Teda wyraźnie był słyszany przez ciebie
- Przyjęłam - rzuciła krótko. - Masz jakiś granat?
“Czemu spodziewałam się, że on mnie posłucha? Pogadam z nim o tym po akcji”.
Jej ciałem rządziły teraz hormony takie jak dopamina czy adrenalina, jednak umysł pozostał czysty. Lata szkolenia robiły swoje, a i miała już nieco wprawy. Jej pierwsza myśl była następująca:
Ci z przodu są wolni, a reszta idzie z boku. Tył może być czysty, zwłaszcza, że na zewnątrz ich nie było. Ale mogli wyleźć przez okna czy coś, więc jedynie na chwilę spojrzała za siebie i po ułamku sekundy wróciła do walki wiedząc, czy tył faktycznie był czysty.

Rozpętało się istne piekło. Chorzy napierali z każdej strony. Po prawej stronie było zejście do piwnicy, dopiero teraz można było je zauważyć bo chorzy poprzewracali regały. Ted przestał strzelać z karabinu i wyjął z kabury krótką broń. Oznaczało to że, kończy się amunicja, czas i pomysły.
- Ależ ty rozmowny, Ted… - mruknęła pod nosem po czym skinieniem głowy nakazała grupie udać się ku piwnicy. W takich kompleksach pewnie są one labiryntami, ale tak jakby nie mają teraz większego wyboru. Jak zwykle trzymała się środka grupy wspierając ogniem tych, którzy mieli największy problem z utrzymaniem chorych na odpowiedni dystans.
- Chciałeś utrzymać zbyt duże tempo - rzekła do Teda, kiedy ten akuratnie się zbliżył. - Zwłaszcza przy drzwiach. Byłbyś łaskaw wyjaśnić mi jaki jest nasz plan awaryjny?
 
__________________
Prowadzi: Złota maska
Prowadzona: Chmury nad Draumenionem
Moni jest offline