Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2016, 16:23   #100
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Marsylia przywitała ich nieznośnie ładną pogodą. Dwadzieściakilka stopni ciepła. Wręcz wstrętnie idealnie. Bertrand przyjemną bryzę znad Morza Śródziemnego i zapach drzew pomarańczy przyjął, jak okrutną kpinę. Świat który widział przed oczyma dramatycznie rozmijał się z tym jaki, jakim poznał.
Spadkobiercy spotkali się na naradzie. Prunier starał się mówić rzeczowo i bez emocji. Zrelacjonował szczegółowo wizytę swoją i Deullina w Nantes.
– Możemy pociągnąć wątek współpracy z Bractwem Krwi, ale sądzę, że kluczem do ich rozgryzienia może być ten La Coste. Trzeba się z nim skontaktować, pod pozorem … powiedzmy chęci pozyskania inwestora dla mojej gazety. Jeśli jest powiązany z Bractwem może przez niego się wślizgniemy do ich struktur. Jeśli zaś nie i Gonzaga działa na własną rękę, to możemy uzyskać cennego sojusznika, by bractwu pobruździć. Tak, czy siak rozkład posiadłości La Costy sugeruje, że miejsce rytuału połączenia czterech posągów jest gdzieś na południu Pirenejów bliżej Morza Śródziemnego, niż Atlantyku.

- To może być dobry pomysł. Tropy zaczynają się kończyć, a do Hiszpanii wcale mi się nie spieszy. Nie rozumiem tylko dlaczego rozkład posiadłości La Costy miałby wskazywać na cokolwiek. Wszak nie jesteśmy pewni czy ma coś wspólnego z tym wszystkim, choć mógłbym się założyć że nie ma on czystych rąk. Zgodził się Deullin.

- Wślizgnięcie się w ich szeregi to… nierozsądny pomysł. -
Ottone przełknął siłę i przeleciał wzrokiem po zebranych. Wyglądał niewiele lepiej niż po powrocie z Hiszpanii. Nie zgolił, ani nie przyciął od tamtego czasu brody nawet odrobinę. Zarost zasłonił zupełnie jego policzki i podbródek, pociemniał i nadał jego twarzy kwadratowego kształtu. Ubrania, wyciągnięte z głębi szafy, miał pomięte. Kulał, rekonwalescencja była powolna. Był wyniszczony wspomnieniami, koszmarami i morfiną, którą brał, żeby móc zasnąć, żeby nie bać się własnego łóżka. Schudł jeszcze bardziej, był zesztywniały. Pomimo szkieł okularów osłaniających oczy, widać było, że źrenice miał rozszerzone. Kiedy pozostali spadkobiercy kontynuowali poszukiwania, on wegetował w Marsylii. Pod pretekstem pilnowania Claude’a i tak też faktycznie było. Lèmmi odwiedzał szpital, ale nie miał wielkich szans na kontakt z chorym mężczyzną.

- Nie pozwolą nam jakby nigdy nic poruszać się wewnątrz kultu. Będą chcieli od nas dowodów zaufania. To szaleńcy. Tak samo spotkanie się z La Costą pod jakimś pretekstem. Dostał nasze podobizny, opis, jeśli tylko jest w to zamieszany. Jestem pesymistą, być może. Ale boję się, że brniemy w ślepy zaułek. Że choć wmawiamy sobie inaczej, to jednak w ostatecznym rozrachunku, jesteśmy zbyt bezsilni.

- Nierozsądnym jest sprzeciwianie się bractwu, jednak wszyscy tutaj knujemy przeciw niemu. Jak widać rozsądek nie jest naszą mocną stroną. Mamy jakieś inne pomysły? Ten z przeniknięciem do ich szeregów jest szaleństwem, ale może się udać. Jeden z nas został by przeciągnięty na ich stronę i starał się przekonać jakąś nie do końca pewną osobę. Choć niepokoi mnie że jako potwierdzenia wiary zażądają czegoś… koszmarnego. Zasępił się Luis.

- Niestety nie bardzo wiem o czym panowie mówią. - powiedział w pewnym momencie Marc Vernier siedząc wygodnie w jednym z foteli - Odkąd wyjechaliście i zostawiliście mnie z Claudem i Sophie to coś się w was zmieniło. Nie wiem czy to zauważyliście. No we mnie też, ale to wynika z ostrza, które ktoś mi wbił na ulicy. Przechodząc jednak do tematu zebrania to odwiedziłem, razem z Sophie, jakiegoś mnicha, znajomego Castora, z którego przed śmiercią zdołaliśmy wydusić, że był głupszy i bardziej zwichrowany psychicznie niż Castor. W każdym razie ten mnich powiedział, że w rezydencji pod śladem krwi ukrył coś co może pomóc i tylko mam nadzieję, że nie miał na myśli sznura, żebyśmy się powiesili. - Vernier na koniec uśmiechnął się - Wszyscy zginiemy, więc serio nie ma problemu, żeby zająć się kultem, czy czym tam jeszcze chcecie się zajmować. Mam wrażenie, że staroświeckie metody polegające na zabójstwach i torturach zdałyby świetnie egzamin przeciwko tym, którzy chcą przywoływać demony, czy o co właściwie tutaj z tym wszystkim chodzi. Fajnie by było jakbyście streścili co wiecie… powoli i spokojnie, żebym zrozumiał. Jak pewnie już zdążyliście zorientować się to mnie nie dziwią żadne nadprzyrodzone zjawiska, więc teraz jest czas, żebyście wyjawili swoje najbardziej szalone obserwacje, czy teorie… zacznijmy od tego: kim jest Gonzaga? A dalej mówcie wszystko. Nie ma się co wstydzić.

– Pod śladem krwi? Coś ukrył? – Prunier podrapał się po brodzie – Powinniśmy tego poszukać, może nam pomoże. Sprawdźmy zatem krwawe znaki w rezydencji. Widzieliście gdzieś coś podobnego?
Sam Prunier nie bardzo kojarzył, by gdzieś widział coś podobnego.
– Powinniśmy się do tego zabrać systematycznie i sprawdzać razem. Im więcej par oczu, tym większe szanse, że ktoś coś dostrzeże. Zajmie to więcej czasu, ale może doprowadzi do sukcesu. Mark powiedz dokładnie co powiedział ten szalony mnich.
Bertrand zapalił papierosa i skrzywił się, jakby zjadł soloną cytrynę.
– Pan Gonzaga jest kimś w rodzaju przywódcy, być może nawet głównym przywódcą Bractwa Krwi w Carcassonne. To on zlecił kradzież kła z rezydencji Castora. To on prawdopodobnie zlecił lub wie kto zabił Carollyn de Euge. To bardzo niebezpieczny sukinsyn, a po za tym prowadzi restaurację i hotel Le Grande. Infiltruje miejscową policję i ma znajomości w establishmencie Carcassonne.

- Są rzeczy gorsze niż śmierć, Vernier - Ciszę przerwała L’Anglais, chrypiąc nieprzyjemnie, jakby od dłuższego czasu nie używała głosu. Poniekąd było to prawdą. Sama zdziwiła się, że zaciśnięte kurczowo szczeki rozluźniły się na tyle, by wydobyć spomiędzy zębów kilka słów. Siedziała sztywno i nieruchomo, wpatrzona apatycznie w splecione na podołku dłonie. Blada skóra oraz podbite ciemnymi sińcami oczy zdradzały niewyspanie, tak samo jak pomięta, napięta twarz z drgającymi nerwowo kącikami ust. Kobieta drgnęła i przejechawszy po zebranych nieco nieobecnym wzrokiem, ponownie zawiesiła go na własnych rękach.
- Mamy szukać pod znakiem krwi, reszta brzmiała jak… ostrzeżenie. Mówił, że Zakonu już nie ma. Że nadejdą mroczne czasy - ciagle to powtarzał. Demony krwi? Bał się, stracił nadzieję. Żałował Castora. Kazał szukać w rezydencji. Pod tym przeklętym znakiem. Coś jeszcze? - zakończyła pytaniem skierowanym do Marca.

- Jeszcze to, że milczącymi są Król, Byk i Dziewica. Jean, Maurycy i Elissa., ale w sumie to ja powiedziałem, ale on o to pytał. To pewnie było jakieś hasło. Znałem odpowiedź, bo przeczytałem Nienazwane Kulty. Ciekawa lektura. - odpowiedział Marc po czym dodał, bo pamiętał pytanie Bertranda - No, tak jak powiedziałem wcześniej plus to co powiedziała L’Anglais. Mi jednak wydaje się, że chodziło dosłownie o znak krwi w rezydencji Castora.

- Lecz nic takiego nie udało nam się znaleźć w domu. Odpowiedział Luis. - Chyba że będzie to poza nim. Ogrodu chyba nikt nie sprawdzał, odkąd tu przybyliśmy? Zapytał, upewniając się. - Zerknijmy jeszcze tam. Zaproponował Deullin.



***


Pomysł Bertranda wydawał się możliwy do zrealizowania. Wydawał się również wejściem do leża lwa, będąc obwieszonym świeżym mięsem. Czyste szaleństwo. Niestety to czego szukali zdawało się spoczywać gdzieś w tym leżu. Cóż, jak dotąd tropy urywały się jeden po drugim, a lepszej propozycji nie mieli.

Właśnie teraz Luis ponownie odczuwał że kładzie swoje życie na szali. Tym razem jednak nie był to front Wielkiej Wojny, a podchody z demonicznym kultem. Jednak cóż było robić? Nawet ucieczka nie gwarantowała bezpieczeństwa przed tym co chcieli sprowadzić kultyści.

Pomimo że Luis nie był żadnym pismakiem, a z gazetami miał wspólnego tyle że regularnie je czytywał, to rolę współpracownika takowej mógł zagrać bez większego wysiłku. Przynajmniej tak mu się zdawało.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline