- Ciekawe, nie dość, że kobieta, to ejszcze bitna, że cho, cho. Ty lepiej ciesz się, że ci życie uratowałem, dziewczyno. - odpowiedział, wkładając spowrotem swojego chopesza za pas. Odwrócił się na pięcie, i sięgnął po swoją laskę, obrotowym ruchem reki rozjaśnił lekko moc ametystu, musiał się uspokoić. Wziął wolno głeboki dech.
- Schowaj ten sztylecik, jeśli ci życie miłe, bynajmniej z tą krwią nie żartowałem... - zasugerował jej delikatnie, opuszczając jej ostrze na dół.
- Idziesz ze mną? Bo chyba raczej nie umiesz sobie radzić w tej mieścinie... - poprawił kaptur i opierajac się o laskę, ruszył w stronę w którą uciekła niedoszła zabójczyni. |