Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2016, 21:29   #53
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Roland zadrżał na widok cienistej postaci, która niespodziewanie wyrwała się z piersi łowcy. Zdrowy rozsądek i nagły napływ adrenaliny sprawił, że wiedźmiarz niemalże natychmiast cofnął się w tył, już szukając w myślach zaklęcia, przy pomocy którego mógłby pozbyć się widma. Jego pamięć wciąż nie była w pełni przywrócona, jednak tym razem nie zawiodła go. Wiedział z czym ma do czynienia. Ciarki przechodziły go na samą myśl o starciu z tą upiorną kreaturą, jednak poczucie obowiązku nakazało mu pomóc towarzyszowi.
Rognir, Bazylia i Johanna natychmiast rzucili się na ducha, kiedy Roland stał z tyłu wspierając ich swoimi zaklęciami. Istota na całe szczęście skupiła uwagę na atakujących go przeciwnikach, zostawiając w spokoju Shade’a. Pożałował tego zaraz półork, który pomimo dobrego początku walki, nadal był osłabiony po upadku z wysokości. Jeden cios wystarczył, by padł na ziemię pozbawiony zmysłów. Nieco później na krótką chwilę dołączyła do niego diablica, która jednak zdołała wraz z Johanną zadać upiorowi wystarczająco mocne rany, by ten rozpłynął się jak kamfora.
Roland natychmiast rzucił się ku rannym, jednak, ku jego niebywałemu zaskoczeniu, rany Bazylii zaczęły się same zasklepiać. Mężczyzna przyglądał się jej z niezrozumieniem, jednak zaraz pojął fenomen tego zjawiska. Wyczuł magiczną emanację dobywającą się z szala dziewczyny. Roland jeszcze przez chwilę spoglądał na magiczny przedmiot, po czym powstał i otrzepał się z piasku. Wyglądało na to, że nie miał już nic więcej do roboty, póki wszyscy się nie ockną. Rognir nie był na tyle ranny, by jego życie było w niebezpieczeństwie, natomiast Shade’owi wrócił oddech.


Złe wspomnienia z wodą skutecznie odstraszały go od pomysłu sprawdzenia dna rzeki. Zamiast tego, zbliżył się do zapatrzonej w głąb tropikalnego lasu Johanny i delikatnie dotknął jej ramienia.
- Też cię zastanawia, skąd ta dżungla pośród tych pozbawionych życia wzgórz? To miejsce wygląda zbyt pięknie, jak na piekielne standardy.
Johanna drgnęła czując na nagim ramieniu jego męską dłoń. Cofnęła się o półkroku, przylegając plecami do jego torsu, a pośladkami do miednicy. Jej biała, przypominająca sukienkę narzuta, wciąż była mokra i kleiła się do szczupłego ciała dziewczyny. Odwróciła głowę w bok ocierając się policzkiem o jego rękę, spoczywającą na jej ramieniu i zerknęła przez nie na Rolanda.
- Tutaj wszystko zdaje się być dziwne i podejrzane - odpowiedziała cicho, a mokre ciało jeszcze mocniej przycisnęło się do Wiedźmiarza. Stali wystarczająco daleko, aby nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji. Z tej odległości wyglądało, jakby po prostu stanęli na skraju lasu i o czymś rozmawiali.
- Ale póki jest tak spokojnie, może warto choć raz móc się nie przejmować naszą sytuacją? To znaczy… Co nam to da, to zamartwianie się? Czy nie o to chodzi w zesłaniu do piekła, byśmy ciągle cierpieli? Choć raz, może byśmy zapomnieli o tym, gdzie jesteśmy? - zaproponowała półszeptem i musnęła wargami spoczywającą na jej ramieniu dłoń mężczyzny. Pośladki kobiety delikatnie wprawione w kołysanie ocierały się zmysłowo o jego przyrodzenie.
- Zawsze można spróbować - rzekł spokojnym, cichym głosem Roland wprost do ucha dziewczyny. Mimo że byli i tak już blisko, mężczyzna naparł na nią delikatnie, tak, że mogła teraz wyraźniej poczuć jego ciało. Prawą ręką zaczął zmysłowo masować jej ramię, zaś lewa spoczęła na talii. Wiedźmiarz odwrócił jeszcze głowę, by sprawdzić, czy ich zachowanie nie wzbudziło zainteresowania drużyny. Na całe szczęście dwójka poturbowanych mężczyzna nadal spała, zaś diablica postanowiła sobie popływać. To była świetna okazja by się wymknąć niepostrzeżenie.
- Chodźmy na mały rekonesans - szepnął. Jego usta musnęły jej ucho, po czym zsunęły się po jej szyi, delikatnie całując ją. Naparł na nią jeszcze mocniej, zachęcając w ten sposób do wkroczenia wgłąb zarośli. Kobiece ciało zadrżało, a ramię uniosło się, kiedy musnął wargami jej szyi. Nie miała nawet w zamiarze się opierać, gdyż poniekąd sama pragnęła czegoś więcej. Nie musieli daleko wędrować, aby ukryć się przed niechcianymi obserwatorami. Gdy tylko minęli pierwsze, wyższe zarośla i parę, wysokich drze, Johanna odwróciła się do niego przodem, momentalnie przywierając do niego ustami. Jej pocałunki były subtelne i delikatne, jakby nigdzie się nie spieszyła, a chciała wyciągnąć z tego krótkiego zbliżenia jak najwięcej. Wsunęła smukłe palce dłoni we włosy mężczyzny, przyciągając jego twarz bliżej swojej. Koniuszek jej języka pieścił wargi i podniebienie, a z jej ust wydobywały się ciche pomruki. Stojąc przygwożdżona plecami do drzewa, zarzuciła nogę na wysokość jego talii, ani na moment nie przerywając pocałunku, który stawał się coraz bardziej namiętny. Ogarnięty podnieceniem Roland sięgnął rękami do jej pośladów i uniósł lekko dziewczynę, by ta mogła opleść jego ciało nogami. Kiedy sytuacja tego wymagała, potrafił wykrzesać z siebie nieco siły. Przyparłszy z nią do drzewa, mężczyzna również nie skąpił pocałunków. Z rozkoszą, bez pośpiechu delektował się nią. Wyraźnie czuł na swoim torsie jej piersi, od których dzielił go jedynie cienki skrawek materiału. Podtrzymujące Johanne ręce co raz to mocniej zaciskały się na jej pośladkach. W tej cudownej chwili naprawdę oboje mogli zapomnieć, że znajdują się w piekle. Starali się o to nadzwyczaj intensywnie i chętnie. Kobieta nawet sama wysunęła rękę z ramiączka sukienki, odsłaniając tym samym nieduże piersi. Jej płaski brzuch ciągle był w ruchu, kiedy spazmatyczne ruchy wyginały giętkie ciało kobiety. Spokojne pomruki wydobywające się z jej gardła podnosiły poziom podniecenia, zachęcając do większej swobody i odwagi względem dalszych posunięć. Dziewczyna trzymała się nogami oplatającymi jego tors wystarczająco silnie, by móc wolnymi rękami zejść niżej i opuścić i tak słabo trzymające się na mężczyźnie spodnie. Jej zamglone, przepełnione podnieceniem oczy, wpatrywały się w jego twarz, a lekko rozwarte usta drżały pod wpływem jej cichych jęków. Oswobodzony ze spodni mężczyzna, kątem oka zaczął szukać dogodnego miejsca w którym mogliby się położyć. Dostrzegłszy zarośnięty bujną trawą skrawek ziemi, natychmiast, nie uwalniając od przyklejonej doń dziewczyny, ruszył w jego kierunku. Spragniony przerwania długiego okresu celibatu, Roland położył Johannę na plecach i, odwinąwszy rąbek sukienki, wszedł w nią, wydając przy tym cichy, naznaczony tonem przyjemności jęk. Rytmicznie poruszając biodrami przywarł do niej całym ciałem. Jej nogi i ręce mocniej zacisnęły się jego ciała, przyciągając mężczyznę bliżej siebie. Wplotła dłonie w jego włosy, przyciskając głowę nad swoje ramię. Kobieta zamknęła oczy pochłaniając każde, mocniejsze uderzenie, potwierdzając głośnymi jękami jak ogromną przyjemność jej to sprawia. Jej ciało wyginało się pod wpływem nadchodzącej ekstazy, dołączając się zsynchronizowanymi ruchami do swojego kochanka. Rękę zsunęła w dół jego pleców, jakby chcąc mocniej przycisnąć biodra do swojego ciała. Im dłużej tak trwali, złączeni w coraz to bardziej energicznych ruchach, tym ciało kobiety stawało się bardziej zachłanne na mocniejszą i szybszą penetracje, czego nie omieszkała mu powiedzieć wyszeptując tę prośbę do ucha. Chcieli więcej i nie pragnęli tego przerywać, kiedy podczas kilku mocniejszych wejść mężczyzny, ciało Johanny wygięło się w łuk, unosząc się lekko. Kobieta zadrżała wtulając się mocniej w Rolanda, który przesunął dłoń na jej plecy, a nagła pulsacja kobiecego wnętrza dopełniła aktu, sprawiając, że wiedźmiarz nie wytrzymał już większej rozkoszy, niż sygnały orgazmu własnej kochanki i sam zakończył, dochodząc wewnątrz niej.
Po wszystkim jeszcze przez dłuższą chwilę oboje leżeli nadzy na trawie, w miejscu w którym się połączyli. Johanna wtulała się w jego pierś, kiedy on z czułością jeździł ręką po jej plecach. Oboje czuli się spełnieni na tą chwilę, jednak Roland nie mógł doczekać się kolejnego zbliżenia. Wspomnienia licznych kochanek odżyły w jego głowie i naraz sprawiły, że żądza i potrzeba cielesnych uciech wzmogła się w nim. Jednak teraz nie mógł pozwolić sobie na powtórkę. Pozostawienie dwójki nieprzytomnych towarzyszy na plaży nie należało do najrozsądniejszych decyzji, dlatego już po chwili oboje zaczęli się zbierać.
Sięgając po swoje spodnie, Roland nagle dostrzegł coś dziwnego nieopodal. Gdy zdążył już zakryć swoją męskość, zbliżył się do nietypowego przedmiotu leżącego w kępie trawy. Wiedźmiarz nie mógł opanować zdziwienia, kiedy owe znalezisko okazało się futrzaną, śnieżnobiałą rękawicą z długimi niedźwiedzimi pazurami na palcach. Kawałek dalej znalazł drugą identyczną. Nie miał pojęcia, skąd te rękawice wytrzasnęły się w tych zaroślach, jednak bez problemu wyczuł w nich magiczną energię. Postanowił wziąć je ze sobą.

Kilka godzin później, gdy obaj ranni mężczyźni oprzytomnieli już do reszty, Roland wyszedł z propozycją, by ruszyli w głąb dżungli, gdzie mogliby spróbować znaleźć jakieś pożywienie lub ślady cywilizacji. W porównaniu z resztą miejsc w jakich przebywali, bujna, zielona oaza wydawała się bardzo przyjemną odskocznią, której nie pragną prędko opuszczać.
 
Hazard jest offline