Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2016, 10:56   #11
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zbliżał się wieczór i wszystko było w porządku. Jak zwykle. Szuwary miały rzecz jasna swoje problemy, ale rzadko który wymagał zaangażowania sił miejskich w pełnym składzie. Mimo to Harl i tak zabierał czasem golema na obchód. Ot, żeby zamiast sterczeć bezczynnie w garnizonie, trochę się przewietrzył, rozruszał. Szczególnie kiedy zeszły już najgorsze śniegi i w mieście nie było dla niego tyle roboty, co zimą. Chociaż - tak po prawdzie - nie bardzo umiał rozstrzygnąć, czy gliniakowi rzeczywiście robiło to jakąś różnicę.
Nudzić się - przynajmniej na krasnoludzi rozum - te chodzące gary mogłyby chyba dopiero, gdyby im to jasno wytłumaczyć i nakazać. Głównie po to je wszak lepili i wypalali, żeby z nieskończoną cierpliwością odwalały posłusznie najgorsze fuchy. W starodawnym, wymiętym tomiszczu instrukcyj stało napisane, że jako przeznaczony do służby publicznej tutejszy golem miał akurat imperatyw "chronić i służyć", co nie odbierało mu ani trochę niewzruszonej, mechanicznej konsekwencji. Jeśli go czasem nie przytemperować, z taką samą przeprowadzał staruszki przez rynek, z jaką kopałby dziurę do środka świata.
Z drugiej strony - po tylu wspólnych latach nawet komuś pokroju Manhata ciężko było stale opierać się wrażeniu, że głęboko pod glinianą skorupą tliło się… coś. Jakieś ulotne humory, gusty, nawet przekonania. Choć może tylko mu się zdawało.
Tak czy inaczej ciężkie, miarowe człapanie towarzyszyło Harlowi od początku wieczornego patrolu i niepostrzeżenie nadawało rytm pogawędce z młodym kupcem.

Nadal nie wiedział, co tak właściwie przygnało do niego chłopaka Brassarda. Jeszcze zanim wyczerpały się skromne pokłady krasnoludziej cierpliwości do konwenansów, w zaułku błysnęło ogniście, co najmniej interesująco.
- Niech mnie szlag, jeśli to nie dziewucha od wiedźmy - wypalił bez zastanowienia. - Wnuczka… - Przygładził z lekką konsternacją wąsiska i brodę. - Czy tam uczennica. Niezgorsza by to była odmiana, muszę przyznać. Ani chybi namnożyło by się w Szuwarach różnych dziwnych dolegliwości. Nie gap się, chłopcze. Z wiedźmami nigdy nie wiadomo.

W przeciwieństwie do Miłogosta. Z tym opojem przynajmniej jednego można było być pewnym: nie odmawiał. I zawsze z ukontentowaniem przyjmował wieść, że kolejna partia wyrobu Manhattana nabrała już mocy i na dniach będzie można urządzać przeprowadzkę umówionej części z aresztu do karczemnych piwnic. Tym większym, że krasnolud po znajomości nie naciskał raczej na zapłatę z góry, a targował się niezbyt zajadle, bo głównie przez wzgląd na obyczaj. Zwłaszcza w wieczory jak ten, kiedy wisiała nad nim jeszcze jedna powinność. Bardzo niewdzięczna.
Zażyczył sobie lampy, wydobył pióro, pieczęć, atrament i papier, usadowił się na uboczu. Nie lubił pisać w pustym biurze. Może i w Kocurze szło to trochę wolniej, ale towarzystwo - jakiekolwiek by było - i kufel pod ręką, krzepiły trochę w zmaganiach z oporną materią. Pochylony nad stołem, mozolnie składał z kanciastych liter comiesięczny, nieludzko nudny raport dla stolicy.

Gliniane palce Vince'a, który czekał na zewnątrz cierpliwy jak głaz, potrafiły zdumiewać precyzją i poradziłyby sobie wcale nie gorzej niż paluchy starego najemnika. Niestety Vince nie był szeryfem.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 23-06-2016 o 23:08. Powód: wiedźmie sekrety
Betterman jest offline