Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2016, 17:33   #12
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Jako Magdalene




Wcześniej tego dnia...

Dzień był pogodny, słońce nawet było, a zima już odeszła na dobre, miała więc i nawet stara Marie nawet znośny humor, posyłając wielce uradowaną uczennicę - Magdalene - do wsi po zapasy. Obyło się bez złorzeczenia, bez zbędnej paplaniny, ot idziesz, tu masz monety, kup to i to.

Magdalene opuściła więc czym prędzej chatkę, wyruszając w przednim nastroju, w końcu już dawno nie była między ludźmi. Bagna znała już tak dobrze, że niemal nie zamoczyła nawet trzewików w drodze… gdzie miała małą przygodę z żabą. Zauważyła ją na przewalonym pniu, dużą, wylegującą się się w słońcu.


- Łaaa - Zadziwiła się Magdalene widokiem ropuchy.
- Kłaaaaaa - Odpowiedział(!) jej obiekt podziwów.

Dziewczyna ostrożnie się do niej zbliżyła z wielkim uśmiechem na twarzy, mówiąc rymowankę:
- Pani ropucho, pani ropucho,
szepnij mi co na ucho.
Pogłaszczę po brzuszku,
pogłaszczę po uszku,
szczupaka ja Ci przepłoszę.

Zjesz dużo muszek,
będzie pełny brzuszek.
A nasze sekrety,
to żadne tandety,
i będziemy milczeć na wieki.


Jak rudowłosa powiedziała, tak i zrobiła, przez chwilę trzymając szarą w dłoniach i gładząc palcem, a na końcu przystawiając sobie do ucha. I faktycznie, skrzeeeek, prosto do niego. Podziękowała ładnie, odstawiła “panią ropuchę” skąd wzięła, po czym ruszyła dalej swoją drogą.



Nieco później...

Odwiedziła rzeźniczkę, w celu napełnienia koszyczka wspaniale pachnącymi smakołykami, przy okazji i jej dostarczając zapas ziół i nalewek, których przez zimę nie była w stanie regularnie przynosić z bagien. Chwilę porozmawiały, ot o wszystkim i niczym, chwilę i Magdalene popaplała z pomocnicą Orczycy - Lisą, ale to już poza sklepem, przy pozwoleniu samej Hoeth.

Pomocnica wiedźmy chciała się koniecznie spotkać z pomocnicą rzeźniczki, chcąc jej pokazać ponoć co niezwykłego. Przy okazji wspomniała i szeptem, wspieranym mrugnięciem, iż znalazłoby się też i co do picia, a ona niech przyniesie kocyk.

Pożegnały się chichocząc obie...



W karczmie

Drzwi karczmy otwarły się po raz kolejny tego dnia, a pojawiła się w nich raczej nieznana właścicielowi młoda dziewoja. Ubrana prawie cała na zielono, z wiklinowym koszyczkiem w dłoni, rozejrzała się ciekawie po wnętrzu przybytku. Uśmiechnęła, wchodząc bardziej do środka.
- Dzień dobry! - Pozdrowiła dosyć głośno, po czym skierowała swe kroki do pierwszego lepszego, wolnego stolika. Na jednym z krzeseł zasiadła ona, na drugim zaś postawiła koszyczek, z wierzchu przykryty serwetą. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, iż wystawała z owego koszyczka jakaś “mięsna noga”, do tego również bardzo miło z niego pachniało.

Skrzacica rzuciła okiem na nowoprzybyłą i z szelmowskim błyskiem w oku zaczęła piosnkę:
- Kombinuj, dziewczyno, nim twe wdzięki przeminą,
uśmiechaj się błogo, jeśli chcesz wyjść za mąż młodo.
Na twej tarczy kopie już skruszyli
chłopcy jacy-tacy, malowani, przystojni i mili.
Może pięty ich nie sięgam, ale moja potęga,
to ukryta siła, bo mój śpiew kochasz, miła - a ha ha ha!
Kombinuj, dziewczyno...

- Dobry.
- skwitował pojawienie się nowej osoby Miłogost - Co podać? - dodał z uprzejmym uśmiechem.
- Napiłabym się piwa, jeśli można - Również się do niego uśmiechnęła.
- Dobry wybór. - powiedział karczmarz schylając się i na chwilę znikając za kontuarem. W tym momencie zza lady dał się słyszeć jego, lekko stłumiony, głos - Mogę panience zaoferować Złotokłosa, całkiem dobry lager… aaaalbo… Złotokłosa. Cóż, chyba reszta wyszła. - wielka postać karczmarza wróciła ponad ladę - To co, może być? -
- Jak najbardziej, Złotokłos!
- Odpowiedziała Magdalene, po czym spojrzała na Skrzacicę z lekkim rozbawieniem. Trzy razy przyklasnęła w dłonie, widać miało to być swego rodzaju uznaniem za piosnkę.

Marianna wyszczerzyła się w odpowiedzi i uniosła swój naparstek z bimbrem na znak toastu.

- Złotokłos raz. Aaaalbo dwa, co panienka będzie pić sama. - rzucił Miłogost i zniknął znów za ladą, tylko po to by po chwili wyłonić się z dwoma kuflami jasnozłotego trunku, wypełnionymi prawie po brzegi, z piękną białą pianą wystającą ponad jego górną krawędź. Jeden postawił przed dziewczyną zaś z drugiego pociągnął spory łyk.
- No to co tu panienkę sprowadza? Nie znamy się, a ja mam pamięć do twarzy. - powiedział karczmarz, mrużąc jedno oko i przyglądając się dziewczynie. - Taką buzię to na pewno bym zapamiętał. Skąd panienka przyjechałą do naszej mieściny?

Zanim dziewczyna odpowiedziała, wychyliła naprawdę solidnego łyka piwa, aż jej piana została pod nosem, co rozbawiona szybko starła wierzchem dłoni.


- Ja no… tutejsza już jestem - Uśmiechnęła się do karczmarza tajemniczo, szybko dodając - Poza Szuwarami mieszkam, u babci.
- Jak to?
- zapytał, biorąc kolejny łyk piwa - Mieszka panienka w okolicy, a dopiero teraz zawitała do mojego przybytku? Nie może być! Czemu w takim układzie zawdzięczam wizytę? - zapytał Miłogost

- Byłam ja dwa razy przez zimę, po nieco zapasów, jak i teraz, to i na piwo wstąpiłam. Nie wszystko się w końcu ma w chatce na bagnach - Odpowiedziała dziewczyna, po czym znowu upiła porządny łyk piwa. Chyba naprawdę miała pragnienie. Spojrzała na karczmarza wyczekując jego reakcji.

- W chatce na bangach? - zdziwił się Miłogost -I panienka sama tam mieszka? - pytał dalej, mocno gestykulując kuflem, z którego jednak nie uroniła się oni kropelka cennego płynu.
- Nie no, już mówiłam, z babcią tam pomieszkujemy. Panie gospodarzu, to na pewno pierwsze piwo tego dnia? - Roześmiała się na chwilkę, tak szczerze, wesoło, i dosyć słodko.

- Uhhh… tak, tak. - powiedział wymijająco - Hej tam chłopy! To jak tam z tą wiśniówką? - zmienił temat, krzycząc do pozostałych gości karczmy. Następnie upił trochę piwa z kufla i odpstawił go na szafkę za swoimi plecami.
- I co, udał się wypad po zapasy? Wraca panienka zaraz do babci? - zapytał, spoglądając na jej koszyczek - Ha, aż mi się przypomniała historia bliźniaczo podobna do tej sytuacji z panienką, babcią i koszyczkiem - powiedział Miłogost spoglądając w zamyśleniu w sufit karczmy
- Nie mogę zbyt długo się zasiedzieć, babcia do cierpliwych nie należy… - Ubrana niemal całkowicie na zielono dziewczyna uśmiechnęła się wzruszając ramionami. Znów upiła piwa, a w kuflu zostało już mniej niż połowa, u niej samej pojawiły się zaś już wyraźne rumieńce. I nagle o czymś sobie przypomniała.
- A, nie powiedziałam! Zwę się Magdalene - Uniosła kufel w kierunku karczmarza, by chyba z nim się nimi stuknąć w geście toastu.
- Miłogost. Wie panienka, nie mogę ciągnąć gości za język. Ze mną trochę jak z kapłanem, ludzie przychodzą i opowiadają o swoich problemach, mówią co im leży na wątrobie. Jak nie chcą to się nie przedstawiają, a ja ich słucham, koję dobrym trunkiem - kończąc wypowiedź wypił resztę ze swego kufla, który wrzucił do balii z wodą, która stała za kontuarem. - No chyba, że to miejscowi, ich ciężko nie znać, jak się ich ogląda codziennie od tylu lat. Ale panienka nie wygląda na zmartwioną i strapioną życiem, wnoszę, że nie przyszła tu panienka topić smutki, prawda?
- A gdzie tam smutki!
- Młode dziewczę machnęło ręką - Chciałam się piwa napić, to piję! - Znów się uśmiechnęła od ucha do ucha, po czym wypiła resztę w kuflu duszkiem. Otarła usta dłonią, głęboko odetchnęła - Tego mi było trzeba! To panie Miłogost, ile się należy? Na mnie niestety już czas, muszę jeszcze w jedno miejsce zajrzeć - Zaczęła grzebać gdzieś w… zakamarkach sukienki, za monetami.
Gospodarz rzucił zwyczajową cenę za kufel piwa, przyjął zapłatę od dziewczyny - No, dziękuję, dziękuję. Zapraszam ponownie! Bywaj! - pożegnał się z z Magdalene, a gdy dziewczyna wyszła z gospody wyszedł zza kontuaru aby pozbierać brudne naczynia.

~

Po opuszczeniu karczmy, Magdalene udała się jeszcze do miejscowego garncarza… po drodze oczywiście musiała spytać gdzie to… w końcu nie znała się jeszcze tak dobrze we wsi. Nie było to jednak daleko.

Przed swym celem natknęła się na małą fontannę. Po szybkim zastanowieniu, zanurzyła w niej dłoń, po czym spryskała sobie nieco policzki, a pukając do drzwi domostwa Marie-Clarise Poulin, zrobiła kwaśną minkę, i zaczęła pociągać nosem...





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 23-06-2016 o 18:05.
Buka jest teraz online