Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2016, 22:10   #56
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Podróżnicy dzielnie stawili czoła mrocznej poświacie, która okazała się być niebezpiecznym bytem. Być może, w miejscu, w którym się znaleźli, takich spowitych mrokiem istot było więcej. Być może, był to nawet ich dom. Z obserwacji mogli wywnioskować kilka rzeczy. Przede wszystkim, ów stwór atakował nieprzytomnych, być może śniących. Prawdopodobnie obudzenie osoby, która zapadła w sen nie przez utratę przytomności, a po prostu chęci odpoczynku, byłoby rozwiązaniem, dzięki któremu uniknąć można by walki. Po drugie, istota ta potrafiła ich zabić dosyć sprawnie, szybko, nieprzyjemnie. Wysysanie duszy było tą częścią ataku, która naprawdę sprawiała ból, a był on nie do opisania. Jakby część mózgu miała zaraz zostać zmiażdżona przez imadło, wyssana wraz z rurą wbitą w otwór czaszki, która pękła pod naporem silnego ciosu. I wreszcie, po trzecie; to kurewstwo było silne. To, co zobaczyli tutaj i teraz, dało się przepędzić, ale mogli być cholernie pewni, że było zdolne zabić ich wszystkich bez większych problemów.


Uciekinierzy z przeklętego miasta weszli wgłąb lasu. Pierwsze parę kroków było bardzo niespokojnych, nerwowo rozglądali się wokół jakby mając pewność, że za chwilę staną się celem ataku. Paranoja narastała z każdym kolejnym krokiem, który cichym szelestem roznosił się po tropikalnym lesie. Wokół było bardzo zielono, bujnie i gęsto od zarośli, nie potrafili w tym buszu odnaleźć żadnej konkretnej ścieżki, która ułatwiłaby im podróż. Rognir i Bazylia szli jako pierwsi, najbardziej odważni i najsilniejsi z całej gromady. Diablica często spoglądała ukradkiem na półorka. Jego postawa i muskulatura były imponujące, zaś spleciona, krótka bródka i zarost dodawały jedynie więcej męskości. Jego oczy uważnie badały otoczenie, a dzierżony w silnej, dużej dłoni topór, był cały czas w gotowości. Często torował sobie drogę jego ostrzem, rozcinając nieznośne chaszcze blokujące przejście. Dopiero po około dziesięciu minutach, może więcej, udało im się wyjść na teren mniej zagęszczony. Spokojny strumyczek przepływał w poprzek ich drogi, jednakże nie było żadnego problemu, aby przez niego przejść. Góra, z której spadli tuż przy plaży, również i tutaj miała swoje ujścia, z których tryskała woda. Choć w sumie, przy dłuższym przyjrzeniu się, można by nazwać to konstruktem wrośniętym w ów górę. Dodatkowo wilgoć i gorąc tego miejsca, sprzyjała naturze, ale na pewno nie ludziom.


Wtem w okolicy rozniósł się krzyk Johanny. Kobieta gwałtownie przykleiła się do Rolanda, który zaczął wygrażać wokół wcześniej znalezionym kijem. Wszyscy niemal od razu stanęli na baczność, gotowi walczyć o swoje życie, o możliwość dalszej ucieczki z tego przeklętego miejsca. Mimo tej gotowości, nic się nie wydarzyło. Jakiś egzotyczny ptak zagrał swoją melodię i odfrunął wprawiając gałąź w chwiejny ruch.
- Co jest, kurwa? - wypalił zdenerwowany półork niemal warcząc na dziewczynę. Ona jednak nie odpowiedziała. Wtulona w Rolanda schowała się za jego plecami, wyglądając zza ramienia Wiedźmiarza, który - niepewnie - stanął w jej obronie, wychodząc przed półorkiem. Rognir był od niego wyższy niemal o głowę. Blondyn nerwowo przełknął ślinę
- Przestraszyła się - odpowiedział ze spokojem, co jedynie wzburzyło gniew wojownika.
- Czego, do kurwy? Tego pierdolonego ptaszka, co właśnie odleciał, czy tego, że zaraz rozkwaszę ci ryj? - podciągnął rękaw gotów do bitki. Bazylia zareagowała podbiegając do niego i chwytając za ramię próbowała odciągnąć, kiedy nagle Johanna wypaliła
- Pająka!
Niemal wszystkim opadły ręce. Owszem, w tych warunkach pająk mógł być nie lada zagrożeniem, ba; może nawet większym niż skorpion. Jad pajęczaków potrafił zabić niemal w kilka sekund, a umieranie nie należało do tych najlżejszych. Rognir w końcu poddał się. Szczerząc kły, machnął ręką ignorując już tę idiotyczną sytuację. Johanna nerwowo wciągnęła powietrze. Minie jeszcze sporo czasu, zanim w pełni dojdzie do siebie i stanie się wartościowym członkiem tej wyprawy. Jej osobowość była aż nadto zachwiana, a umiejętności nader słabe. Spojrzała przepraszająco na Rolanda, na co ten się uśmiechnął lekko i chwycił kobietę za rękę. Shade, zamykający pochód ze swoim gotowym do boju łukiem, jedynie pokręcił głową z dezaprobatą. Amatorzy, chciało się rzec.
Przebudzeni przeszli przez strumień, a wezbrana złość pomału zaczynała opadać. Nie wiedzieli ile jeszcze drogi ich czeka, gdzie dojdą i czy w ogóle gdziekolwiek dotrą. Spokój, który ich otaczał, wcale nie poprawiał sytuacji, a bynajmniej. Z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej niepokojący, przerywany ćwierkaniami ptaków, które gwałtownie uciekały z drzew, gdy tylko zbliżali się do nich. Przedzierając się dalej, wszyscy nad głowami ujrzeli setki małp. Zwierzęta nie były groźne, obserwowały bez grama agresji, jak grupa przemyka przez ich tropikalny dom. Kilka małp zeskoczyło nawet na niższe gałęzie, aby przyjrzeć się obcym, jednak nic nie zrobiły. Ich odgłosy nadawały temu miejscu dzikości i niepokoju. Musieli iść dalej, skoro już tutaj weszli. Nawet nie byli pewni czy udałoby im się wrócić po własnych śladach, czy w ogóle by je znaleźli. Zbłądzili, nie wiedząc co dalej, nie mając bladego pojęcia, jaka może być pora dnia. Podróż ciągnęła się w nieskończoność, upał narastał, aż chciało się rozebrać do naga. Zapas wody był niewielki, ze względu na niedostateczną ilość pojemników, ale póki co tyle wystarczyło. Głośne zwierzęta nad ich głowami skakały z miejsca na miejsce, niektóre bawiły się ze sobą, inne jadły lub opiekowały się młodymi. Dopiero gwałtowny huk z broni palnej, tak wszystkim doskonale znany, sprawił, że ciała zadrżały, strach kołkiem stanął w gardle, ich stopy zatrzymały się w miejscu, a oni ustawili w zwartym szyku. Małpy nad głowami zaczęły szaleć, ich gniew i agresja narastały. Kiedy pojawił się następny huk, ludzie podskoczyli przerażeni. Przy trzecim, stało się już to, czego się obawiali. Rozszalałe zwierzęta poczęły ich otaczać, gotowe do ataku, zupełnie jakby wystrzał wzbudził w nich poczucie zagrożenia.



 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline