Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2016, 13:03   #222
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W życiu wojaka, wędrującego z kąta w kąt, imającego się przeróżnych zajęć, z czasem zaczynały się liczyć trzy rzeczy - seks i pieniądze. No i honor. Tego ostatniego Ernst miał akurat pod dostatkiem, natomiast reszta...
Norsmenka, uważająca siebie za bardziej męską, niż wszyscy mężczyźni świata? Wiedźma, zimna niczym tchnienie serca zimy?
Wolne żarty...
Pozostawało złoto. Czy też inne dobra materialne.
Goboczujka była wielką twierdzą, z pewnością kryjącą wiele sekretów, a Ernst miał cichą nadzieję, że jakiś z nich zdoła odkryć.

Wyprawa do lochów twierdzy, która padła ofiarą wojny... i przeklętej magii Tzeentcha. Ernst z radością zrobiłby to w doborowym towarzystwie, w dobrze sobie znanej kompanii, ale... tej ostatniej akurat nie miał pod ręką. Od chwili, gdy Dieter zginął, był - nie da się ukryć - sam. Sam wśród tych, do których się przyłączył, z którymi stoczył kilka potyczek, lecz to nie zrobiło z niego jednego z tamtych. Czuł się obco, chociaż i tak pewnie było w tym nieco jego winy.
Z drugiej strony... może to i lepiej. Patrzeć na śmierć przyjaciół - to nigdy nie było łatwe, nawet jeśli widziało się to nie raz i nie dwa. Lepiej było otoczyć się murem obojętności.

W motywy Klausa, który się do niego przyłączył, Ernst nie wnikał, ale i nie miał nic przeciwko zwiedzaniu twierdzy w czyimś towarzystwie. Dwie pary oczu to więcej, niż jedna - zawsze była szansa, że jeden z nich dostrzeże coś, czego ten drugi nie zauważy.

Najciekawszym obiektem, na jaki natrafili, była kolejna para poszukiwaczy skarbów (lub mocnych wrażeń - Ernst nie wypytywał) - Lexa i Wilhelm.
Na szczęście w porę rozpoznani, więc nie zaowocowało to kolejnymi trupami, których i tak w tej przeklętej twierdzy było pod dostatkiem.
A niektórzy, co gorsza, spokoju po śmierci zaznać nie mogli, i włóczyli się w charakterze zjaw, strasząc niewinnych przechodniów. A ze na dodatek niewrażliwa była na stal i ołów, nie tylko straszyła niektórych, ale i okrutnie denerwowała pozostałych.

Trudno się dziwić, że wystrzał sprowadził kupę ludzi - co jeden, to mądrzejszy od drugiego. Jeden w drugiego niedowiarki, zadajacy mnóstwo bzdurnych pytań.

- Zjawa tu była. Zaprasza nas, byśmy za nią poszli - powiedział Ernst. - Albo chce nam pokazać coś ciekawego, albo prosi o urządzenie pogrzebu. Wystarczający powód, byśmy skorzystali z zaproszenia.
Ruszył za Lexą. A za nim inni. Albo gnani ciekawością, albo chęcią niesienia pomocy duchowi, albo też nie mając odwagi na własną rękę wracać przez nawiedzane przez zjawy zamczysko.
W każdym razie nie skąpili, przynajmniej niektórzy, dobrych rad. Takich, jak szanowanie zmarłych.
Rada była nieco spóźniona, bowiem powitanie, jakie Wilhelm zgotował zjawie, do najserdeczniejszych nie należało, ale cóż robić. Ernst nie był pewien, co by zrobił, gdyby nie to, że widok zjawy za bardzo go zaskoczył.
- Oczywiście, pełen szacunek - zapewnił Kasa, w duchu robiąc równocześnie poprawkę na zbyt agresywnych zmarłych.

Po co niektórzy się dołączyli, co chwila proponując rezygnację z poszukiwań? Kolejna rzecz, której Ernst nie wiedział. Być może nie mieli odwagi się wycofać...
- Ona raczej nie wyglądała na taką, co nas chciała powstrzymać. Gdyby tak było, to by tutaj stała, na naszej drodze - Ernst skomentował wypowiedź jakiegoś mędrka. - A gdyby osiągnęła spokój, to by się nie włóczyła po twierdzy - odpowiedział na kolejne genialne pytanie. - Ale jeśli chodzi o prowokowanie, to się w pełni zgadzam.
A był też dureń, co mu się zdało, że żarty ktoś sobie tutaj stroi i łazi w prześcieradło odziany...
- Gadaj ze ślepym o kolorach - odpalił Ernst. - Zjawa, czyli duch. Metal jej nie tknął. Zobaczysz, to uwierzysz. Może zechce ci się pokazać. A może i dotknąć. Miałem wrażenie, że przeleciała przez Wilhelma, ale to już sam by musiał powiedzieć, czy mnie wzrok nie mylił.
Na szczęście Wilhelm potwierdził słowa Ernsta i wątpiący mądrala się zamknął.

Idąc w ślad za zjawą dotarli do okutych żelazem drzwi. Te krótki stawiły opór, by wpuścić wszystkich do sporych rozmiarów pustego pomieszczenia, w kącie którego znajdowały się oczyszczone przez szczury zwłoki kobiet, dzieci i starców. Zapewne cztery lata wcześniej szukali tu schronienia przed zbliżającą się hordą. Wszyscy stracili życie w jednej chwili; matki wciąż trzymały w objęciach swoje dzieci, które w przerażeniu wtulone były do ich piersi. Potężne zaklęcie, które wyzwolił Pan Zmian wydarło z ciał dusze, skazując je na wieczne nawiedzanie tego miejsca. Pozostały po jego przybyciu strach wciąż unosił się w powietrzu, będąc echem dawnych dni.

- Gdzieś tu powinna być nasza zjawa - powiedział cicho Ernst.
Nie sądził, by był to duch jednego z tych nieszczęśników. Zjawa miała łańcuchy.
Najwyraźniej niektórym potrzebna była 'żywa' zjawa, bo nawet stosy trupów nie powstrzymały ich od przerzucania się "mądrymi" słowami.

- Wolałbym tego nie wiedzieć - Ernst skomentował słowa Kasa, który ciekaw był, czego świadkiem były tutejsze mury. - I nie widzieć. Ale skoro już tu jesteśmy... trzeba by zobaczyć, skąd przyszła ta zjawa. Gdzieś powinien być jej szkielet.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... aż wreszcie magia tkwiąca w mieczu Adara ujawniła runy...


Namalowane na ścianie magiczne runy, łączyły się ze sobą w skomplikowany wzór, który z większej odległości wydawał się być pentagramem. Oświetlone blaskiem Pobrzaska, glify wydawały się lśnić od nagromadzonej w nich mocy. Stojąc naprzeciw im, śmiałkowie zastanawiali się nad ich przeznaczeniem oraz sposobem w jaki mogły powstać. Pewni byli tylko jednego; ktokolwiek lub cokolwiek namalowało owe symbole na ścianie; z całą pewnością nie miało dobrych zamiarów.
A zdaniem Pyotra twórca tych runów był sam Pan Zmian.

- Rozwalmy ścianę? - zaproponował Ernst, usiłujący dojść do celu, jakim było usunięcie runów, na skróty. Który to projekt spotkał się z ironiczną odpowiedzią Dziadka.
- Najlepiej wziąć dupę w troki i nic nie zrobić, tylko zwiać z podkulonym ogonem? - spytał Ernst.
Najwyraźniej trafił w starnnie do tej pory ukrywane pragnienia Pyotra, który najchętnie by stąd uciekł.
No i nie przemądrzały Pyotr znalazł sposób na runy, a Katarina. Ze zgubnym dla siebie skutkiem...
Na szczęście bogowie jacyś czuwali nad wiedźmą i udało sie ją przywrócić do życia.
Dziewczyna musiała się naprawdę cieszyć łaską bogów, bo mimo tego, jak ją traktowano, odzyskała wreszcie oddech. Dziw nad dziwy, skoro zamiast ją ratować, obrzucano się mądrymi radami i głupimi słowami.
Nic dziwnego, że Norsmenka w koncu się nieźle zdenerwowała... chcociaż zdaniem Ernsta rzucać Katriną nie powinna, nawet jeśli ta ostatnia trafiła w czyjeś ramiona.
Cud prawdziwy, zaiste, że dziewczyna po takich przejściach zdołała otworzyć oczy.

Laboratorium alchemiczne?
Tu Ernst nie miał nic do roboty. No i nie zamierzał dłużej siedzieć w tym miejscu. Z jego usług zrezygnowano, a tu nie bardzo miał co robić.
Niech się inni przekopują przez stosy kości, on idzie spać. A jeśli ktoś postanowi zrobić tu porządek i sprawić nieszczęśnikom pogrzeb, to on się poświęci i pomoże, chociaż roboty było tu dla całej armii grabarzy.
 
Kerm jest offline