Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2016, 01:29   #29
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Denver; peryferia; menelnia w starej księgarni; Dzień 1 - popołudnie; ciepło




Młynarz



- Noo... - brodaty, zaniedbany facet mruknął w końcu uniwersalne potwierdzenie. Niezbyt głośno ale w norze jaką zajmował i tak starczyło by był zrozumiany. Mruknięciu towarzyszyło równie niedbałe kiwnięcie głową.

- Było coś... W nocy... Duże... Czarne... W Ruinach... - zaczął się monotonnie bujać i grzebać jakimś patykiem w ognisku jakby przykuwało większą uwagę niż jego gość. - Daj coś. Dropsa. Flachę. Albo coś. Daj. To ci powiem co widziałem. Bo widziałem. A to mnie nie. Nigdy mnie nikt nie widzi. Nie zauważa. Tak... - pokiwał znowu się w rym swoich słów i najwyraźniej przypuszczenia zakutanego w liczne warstwy ubrania mutanta okazały się słuszne. - Jak dasz coś fajnego. Dobry koks czy czyste tornado. To innym powiem co chcesz. Bo przychodzą. Też przychodzą. Teraz mam dużo gości. Tak... Dużo gości mam teraz... - zamyślił się czy zawiesił się ponownie kiwając się wciąż monotonnie w przód i w tył. Za plecami Młynarza hukneło rozbite o ścianę szkło czemu towarzyszyła wrzaskliwa napaść tamtej kobiety z tej kłócącej się pary. Najwyraźniej ich kłótnia rozwijała się dalej pomyślnie nie słabnąc ani na chwilę. Huk jakoś nie zrobił wrażenia na gospodarzu nie przerywając monotnonnego kiwania się i czekania na reakcję swojego gościa na jego ofertę.

Facet sprawiał wrażenie typowego Szczura o mentalności i priorytetach typowego szczura. Na takich często mówiło się, że jest szary bo zwykli ludzie jakoś nie zwracali na ich złachmanione sylwetki uwagi. Patrzyli, mijali, krzywili nosy i nie zauważali tak naprawdę. Szli czy jechali dalej za swoimi sprawami. Szczury zaś miały swoje własne skupione na przetrząsaniu Ruin, wymianie co znaleźli na żarcie, wódę i prochy. Reszta świata ich nie obchodziła a świata nie obchodzili oni.




Denver; Downtown; komisariat; Dzień 1 - popołudnie; ciepło




Tristan Nolan, Butch Carter i Scott Sheppard



Scott stał sprawdzając ramię które oberwało odłamkiem runiętego przed chwilą muru. Ruiny… to zawsze było niezbyt wdzięczne miejsce. A Sheppard coś o tym wiedział… niezliczoną ilość razy musiał wędrować za swoją zwierzyną w głąb ruin… ktoś kto ucieka przed łowcą głów zawsze ma nieodparte wrażenie że ucieczka do ruiny załatwi sprawę - że gość się wystraszy, że odpuści, że przy odrobinie szczęścia zostanie przysypany np. taką właśnie ścianą, które zawsze potrafią runąć z idealnym wyczuciem, najczęściej jak się pod nimi stanie żeby na chwilę odpocząć… do tego Croat’s, zmutowane psy i inne ciekawe spotkania losowe potrafiące dość mocno uprzykrzyć życie.

Po chwili zamyślenia i wpatrywania się w pozostałości ściany Scott ocknął się i rzucił do kolegów - Wszystko w porządku?

Butch skinął tylko głową, wybąkując krótkie: - Aye. Co my tu mamy ciekawego? - poczuł jak pies ociera mu się o łydkę. Może Max znajdzie jakiś ciekawy trop pomyślał. Póki co musieli jednak najpierw obejrzeć okolicę kina. - Wejdźmy ostrożnie, szeryf nie wspominał gdzie dokładnie w tym kinie znaleźli ofiarę? To spory budynek a raczej cholerna ruina.

Scott kiwnął głową podszedł do motocykla i ściągnął z juk swoją śrutówkę:
To chodźmy… - ruszył w stronę wejścia machając ręką za swoimi kompanami.

Weszli. Prawie od razu ogarnął ich dość przyjemny o tej porze chłód cienia. Jednak tym razem, gdy byli w głębi Ruin cienie nawet w dzień potrafiły kryć niebezpieczeńśtwo. Max postawił uszy i kręcił się w pobliżu grupki “swoich” ludzi węsząc to tu to tam. Zdawał się swojemu właścicielowi być czujny czy zaciekawiony nowym terenem ale nie zaniepokojony.

Sam kompleks dawnego kina okazał się być i mały i duży jednocześnie. Mały bo chyba na przedwojenne standardy to nie było mega wielkie kino, raczej średnie ot pewnie nastawione na ludzi z okolic przedmieść gdzie się znajdowało. Nie było więc jak jedno z tych wielkich centrów rozrywki w jakie zmieniały sie obiekty w centrum przedwojennych metropolii mających w sobie między innymi możliwość wyświetlania filmów. Ale jak na sprawdzenie w kilka osób było nadal dość spore bo na kilka poziomów od piwnic po dach to tych sal i korytarzy trochę było. Szukanie pojedynczego miejsca zdarzenia sprzed iluśtam dni które gdzieś tu miało miejsce zapowiadało się dość niewdzięcznie.

Ślady obecności i ludzi i nie ludzi były dość powszechne. Tam jakieś grafiti, tu jakieś ślady po kulach, wypalone ślady ognisk, jakieś stare ptasie gniazda uwite w wyszczerbionym betonie, zdarte meble od pozostawionych pazurów gdy zwierzaki zdzierały sobie co tam miały do zdarcia. No i sama ruina kina nie zachęcała do przebywania tutaj. Wiatr, który był dziś dość słaby a mimo to wyglądało jakby cały budynek trzeszczał starymi meblami, trzeszczał od stawianych kroków, coś tam się naprężało coś tam kołatało o siebie. Generalnie wydawało z siebie całą masę dźwięków które pewnie zniechęcały do przebywania w tym miejscu nie tylko ludzi.

A jednak biegający wokoło Max coś chyba znalazł. Merdajacy dotąd ogon nagle znieruchomiał, nos przypadł do ziemi i ogólnie Butch widział, że zwierzak “myśli”. Co wymyślił nie wiadomo ale gdy z nosem przy ziemi zaczął iść wzdłuż jakiegoś korytarza nie różniącego się niczym od innych. Ludzie na ziemi dostrzegli całkiem sporo śladów i jakiś psopoodbnych bo bardzo podobnych do tych co zostawiał Max i nawet gdzieś zachował się jakiś odcisk buta. Max zatrzymał się przy zamkniętych drzwiach. Sądząc ze starej tabliczki obok prowadziły do męskiej toalety. Pies nie mógł otworzyć zamkniętych drzwi ale stał przy nich zaniepokojony powarkując czasem z cicha. Coś było tutaj co wyraźnie niepokoiło zwierzaka ale jeszcze nie wzbudzało strachu czy agresji.

Sheppard podzielił się swoimi myślami podczas gdy wchodzili:
Bądźcie czujni… skoro bestia zaatakowała to miejsce raz… może zaatakować i drugi raz… jeśli oczywiście wierzymy w historię o “potworze”... Mam zamiar chociaż to jedno jak najszybciej zweryfikować… - dodał sceptycznie.

Nagle pies coś zwęszył, Scott spojrzał na Butch’a i rzucił:
Zakładam że psina nie jest zafascynowana drzwiami jako takimi tylko czymś za tymi drzwiami… - podniósł lufę śrutówki i skierował ją ku drzwiom.

Butch już wcześniej miał pistolet w dłoni. Teraz tylko go odbezpieczyl. Złapał za klamkę i nakazał Maxowi siedzieć spokojnie. - Otworzę drzwi a Ty w razie czego wymieć - wskazał na Spasa łowcy głów.

Scott kiwnął głową i wspólnie podeszli do drzwi, rzucił do Tristan’a:
Osłaniaj nas…

Tris szybkim ruchem obrócił wiszący na ramieniu expres tak żeby ten znalazł się w jego rękach i skinął głową.

Tristan skinął głową dając znać, że zgadza się na powierzoną rolę. Max pozostał w pobliżu ich nóg i drzwi ale dalej zdawał się być zaniepokojony. Stan zdawał się być stabilny w tym miejscu bo ani zwierzak nie chciał się uspokoic ani nie zaczynał się zachowywać jawnie agresywnie czy bojąco. Nie zwlekając dłużej obaj przyjaciele wkroczyli do starej, toalety.

Gdy drzwi ustąpiły od razu przykuwało spojrzenie wielka dziura i plamy na drugim końcu pomieszczenia. I bzyczenie much. Oraz bezruch. Nic ich nie atakowało. Nic nie warczało ani nie rzucało się na nich czy do ucieczki. Ale panował bezruch. Poza chmarą natrętnych insektów.

Pomieszczenie nie wyglądało na zbyt duże. Ot typowy dla dawnych miejsc użyteczności publicznej. Były stare umywalki, z czego tylko jedna zachowała się ze starym kranem a inne były ukręcone albo wyłamane. Z luster które dawniej były na przeciw umywalek by klent mógł się przejżeć i dojżeć nadl właściwie mógł. O ile by się schylił i miał upór i cierpliwość by dojrzeć siebie w wyczyszczonym jako tako przez siebie fragmentach spękanego lustra zachowanego przy brzegach. Po paru krokach zaś zaczynała się seria kabin z ubikacjami. Pewnie w oryginale nie było ich zbyt dużo, może trzy czy cztery. I właśnie gdzieś tutaj kończyła się powojenna ruinowa norma.

Ostatnie dwie kabiny były rozbite. Zupełnie jakby ktoś w nie trzasnął czy przywalił zawalając niezbyt mocną sklejkę czy z czego tam się kiedyś takie ścianki robiło. Brudne od pyłu, błota i kurzy kible wyglądały zgrubsza na całe ale nawet w półmroku pomiesczenia były widać na nich jakieś ciemne plamy i smugi. No a dziury w ścianie nie dało się nie zauważyć.

Ściana okazała się oddzielać toaletę chyba od jakiegoś składziku czy czegoś podobnego. Tam już panował półmrok graniczący z ciemnością więc cieżko było powiedzieć coś więcej bez światła czy wchodzenia tam. Ale dziura od razu rzucała się w oczy. Calkiem spora. Dorosły człowiek dałby radę przez nią przejść a byłby trochę bardziej gibki nawet przeskoczyć w pełnym biegu. No i jak dziura czyli wywalony, nieregularnie otwór. Sporo materiału z pierwotnej ściany leżało na dole przy podłodze toalety. No i własnie jakoś pod tą dziurą i resztkami ściany i poodbnego wyposażenia którego można by się spodziewać po takim łupnięciu była plama.

Plama była nieregularna i taka dość ciemna i rozchlapana, że skoro byli w Ruinach słowo “krew” pojawiało się prawie samo. Całkiem sporo tej krwi musiało tam być nawet na pierwszy rzut oka. Więcej niż nawet dość poważną ranę postrzałową brzucha czy płuc co też przecież nieźle krwawiły. Nawet więc na chłopski rozum i pierwszy rzut oka nie wróżyło to zbyt wielkich szans na przeżycie temu kto tu oberwał. Zwłaszcza w Ruinach i jeśli był sam. Właśnie ta plama w głównej mierze interesowała latające insekty. Choć kilka fartem czy szczególnie czujnych już wyczuły dodatkowe mięso i nadleciały w kierunku dwójki ludzi.

Gdy przywyczaili wzrok do półmroku dostrzegli też poza samą plamą też liczne rozbryzgi na ścianach, podłodze i suficie. Właściwie wyglądało zupełnie jakby ktoś zaimprowizował tutaj ten kibel na rzeźnię. Ciała nie było. Ale pozostał smród zgnilizny i rozkąłdającego się mięsa czy wnętrzności co przy tej pogodzie następowało nad wyraz szybko. To pewnie też dodatkowo wabiło muchy do tego miejsca kaźni. Po tylu dniach w krańcu pomieszczenia można było już oczekiwać wielopokoleniowych kolonii tych owadów.

Scott nieco się skrzywił i dodał ironicznie - Mhmm… uwielbiam smród rozkładających się zwłok… - przyjrzał się czujnie wszystkim punktom w pomieszczeniu… w szczególności zwrócił uwagę na dziurę w ścianie… - Triss… chodź, przydasz się… może wyciągniesz z tego jakieś konstruktywne wnioski!

- Dobra zostancie z tyłu i starajcie się niczego nie zadeptać
Tris nachylił się i zaczął uważnie kawałek po kawałku badać podłogę powoli zbliżając się do plamy. O ile z plamy pewnie dałoby się najwięcej dowiedzieć to nie chciał rzucając się do najwyraźniejszego tropu zadeptać czegoś po drodze.

Chłopaki nie zadeptali śladów Tristanowi. Zrobił to za to ktoś inny.I sądząc po śladach dużo wcześniej. Pasowało do kilku osób, może dwóch do czterech. Wyglądało, że kręcili się tu całkiem sporo czasu. Ale najwyraźniej już po tej przeróbce kinowego kibla na improwizowaną rzeźnię. Dały się widzieć liczne smugi krwi przemieszane z pyłem i kurzem jakby z oryginalnej kałuży krwi coś wyciągano. Na to nakładały się ślady zwierząt. Chronologicznie też młodsze od ludzkich. Tropy były średnie, jak niedużego psa czy czegoś podobnego. Chyba jedno zwierzę może dwa w ciągu ostatnich kilku dni. Za to sporo było mniejszych podobnych do jakichs myszy, szczurów czy ryjówek. Zwierzaki nie zależnie od wielkości pewnie zwabiła krew i zapach rozkładu. Było dość mało prawdopodobne by tej wielkości zwierzęta zdołały tak zmasakrować coś wielkości człowieka.

Interesująca była też ściana. Nie była zbyt mocna chyba od nowości i pewnie nigdy nie miała taka być. Zapewne nawet sprawny dorosły człowiek dałby radę przebić się przez nią gdyby się uparł choć niekoniecznie za jednym uderzeniem. Kwestia masy, prędkości i takich tam detali. Więc ściana do prawdziwych ścian nie należała. Ale sądząc po rysach, załamianiach i przepołowionych, ostrych fragmentach dziura była całkiem świeża a nie z czasów wojny czy długoletniej dewastacji. Tristan nie znalazł co prawda 100% dowodów, że powstała gdy działo się "to" ale czas jej powstania musiał być dość podobny a na pewno nie dłuższy niż kilka tygodni i tak świeża rana w murze musiała już powstać po zimowych mrozach. A ślady krwi i resztek ściany i szczątków no i tropy ludzi i zwierząt wskazywały, że gdy przybyli to już ta dziura tu była.

Brakowało najważniejszego dowodu czyli ciała. Bez tego nie widać było ran i obrażen więc można było zgadywac tylko co je zadało. Niemniej Trustanowi sporo powiedział sam układ rozbryzgów krwi na ścianach. Wyglądało jakby ktoś tu zdetonował worek z czerwoną farbą. Albo całkiem podobnie. Tyle, że farba, choćby najczerwieńśza nie ściągnęłaby padlinożerców. Tak, to musiało być coś silnego. Rany zadane temu co tu zginął musiały być poważne, brutalne i śmiertelne. Albo to coś czy ktoś było silne by rozrywac czy wyrywać albo miało coś ostrego czy to kły, pazury czy narzędzia by spowodować takie poważne rany. Z takimi ranami człowiek ginął właściwie od razu więc teraz też tak było. Rany, tych śmiertelnych też była chyba więcej niż jedna. Choć mógł zginąć od pierwszego albo drugiego ciosu a to nie przeszkadzało rozrywać czy szatkować ciała nadal co też spowodowałoby właśnie tak liczne krwotoki i rozbryzgi. I facet musiał zostać zaskoczony czy trafiony od razu za pierwszym ciosem bo śladów walki czy ucieczki krwawiacego człowieka nie było. A jesli były to zostały zatarte przez ludzi i padlinożerców.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 26-06-2016 o 01:47. Powód: Tura 6
Pipboy79 jest offline