Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2016, 14:49   #8
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Przetarł twarz. Cywile, a nawet niektórzy wojskowi sądzili, że jego praca składa się z tajnych akcji na zapomnianych przez Żniwiarzy planetach, wykradania danych podczas wielkich imprez na stolicach wielkich ecumenopolis, czy epickich strzelanin z terrorystami w trakcie zapierającego dech w piersiach pościgu ścigaczy.
To znaczy, oczywiście zdarzało mu się odnajdywać artefakt na krańcu Galaktyki, ściągać informacje z omniklucza podejrzanej Matrony Asarii podczas jednego z ichnich rautów, tudzież ostrzeliwywać się z Krwawą Hordą aż do momentu gdy obu stronom kończyła się amunicja i dochodziło do walki wręcz. Bywało i tak, choć zdecydowanie więcej czasu poświęcał właśnie żmudną analizę łatwo dostępnych danych. Ktoś mógłby stwierdzić, że tym powinni się zajmować analitycy, a jemu pozostawić działanie. Miałby sporo racji, ale Yrthun za każdą decyję brał osobistą odpowiedzialność. Mógł dużo i jego uprawnienia mogłyby zostać wykorzystane w złym celu. Dlatego zarówno on jak i jego koledzy i koleżanki po fachu sami zajmowali się analizą danych. Nie mieli żadnych planów miesięcznych do wykoniania, mieli być skuteczni w tym co robią.
Zaburczało mu w brzuchu gdy przeglądał na trójwymiarowym wyświetlaczu model transportowca. Dane spływały katastroficznie wolno i wszystko wskazywało na to, że będzie zmuszony zrobić rozpoznanie bojem.
Nie miał nic przeciwko takiemu rozwiązaniu, ale na pewno nie był to jego ulubiony sposób działania, gdyż zawsze prowadził do czegoś, co w raportach nazywano “colletoral damage”.
Skierował się do messy. Wyłączył swój omniklucz i nie zważając na możliwe spojrzenia obecnej tam załogi ruszył prosto ku obsłudze wydawającej żarcie.

Korytarz prowadzący przez drugi poziom był jasny i jeszcze bardziej przestronny niż ten piętro wyżej. Do tego biel oraz hologramy soczyście zielonej tropikalnej roślinności. Można było się poczuć jakby się znajdowało na wysokiej klasy statku wycieczkowym, a Yrthun z narzuconą na siebie "hawajską" koszulą pasował tu wręcz idealnie.
W końcu stanął przed wielkim migoczącym napisem "Mesa" wyświetlającym się nad szerokimi drzwiami.
W środku, przechodząc przez korytarz, minął siedzących przy stolikach turian z korpusu inżynieryjnego. Rozmawiali o ostatnich wyścigach Mako, w tonie znawców komentując niepowodznie drużyny, której kibicowali.
Kilku z czarnej straży spotkał dopiero w głębi sali przy wydawaniu posiłków. I byli oni pierwszymi, którzy zwrócili uwagę na wyróżniający się strój jaki miał na sobie Yrthun. Jeden z nich mruknął coś, sądząc po jego minie było to coś nader kąśliwego w tym temacie do swojego towarzysza. Ten jednak zdawał się być całkiem zaciekawiony obcym w kolorowej koszuli.
Tymczasem Yrthun zatrzymał się na chwilę zszokowany. Stwierdzić, że nie tego się spodziewał po turiańskim statku to było lekkie niedopowiedzenie. Co prawda wygląd jego kajuty mógł dać mu pewne aluzje, ale mimo wszystko nie sądził, że ten luksus rozciągnie się na resztę statku.
Rosło w nim coraz większe przekonanie, że oprócz kształtu zewnętrznego pancerza i załogi, to ten statek był bardzo mało turiański.
Nie miał wszakże nic przeciwko temu. Na pewno morale były na znacznie wyższym poziomie i teraz tego samego spodziewał się po jedzeniu. Cieszył się, że jego powrót z urlopu odbywa się w tak przyjemnej atmosferze.
Z bardzo pozytywnym nastawieniem podszedł do punktu wydawania posiłków.
- Już dawno po porze posiłku - usłyszał od starego turianina stojący za ladą. - Następna za 3 godziny, jak obecna zmiana będzie miała przerwę. A ty, z którego kurortu żeś się urwał, hę? - mruknął patrząc na niego z niezadowoleniem. Akurat w momencie kiedy Yrthunowi zaburczało w brzuchu.
Jego dobry humor prysnął jak mydlana bańka po nakłuciu igłą. Poczuł dosłownie jak mu się żołądek przykleja do kręgosłupa. Mimo wszystko nie zamierzał się tak od razu poddać.
- Jeszcze nie zacząłem szychty, ganiali mnie tu i tam… - opuścił ramiona starając się wcielić w ofiarę nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. - Nie da rady znaleźć jakichś resztek, co? Nawet nie proszę o odgrzewanie czegokolwiek - złożył ręce w uniwersalnym geście prośby.
Kucharz zmrużył gniewnie oczy, a jego żuwaczki drgnęły w złości.
- Całkowity brak wychowania - fuknął staruszek i odwrócił się, zniknął za drzwiami i tak naprawdę nie wiadomo było czy wróci. Jednak odgłosy stukania naczyń nastrajały całkiem optymistycznie.
Yrthun pokornie schylił głowę, gotowy na przyjęcie wszelkiej łajanki na jaką starszy turianin. Był w stanie nawet wysłuchiwać tyrady zupełnie niezasłużonej, a nawet pozwolić by kucharz się na nim słownie wyżył, byleby dostać ten obiad.
Szczęśliwie obyło się bez niepotrzebnych scen.
Trochę się zeszło nim na blat przed nosem Yrthuna została położona szara torebka.
- Pociągasz tu i po pięciu minutach możesz jeść - wskazał mu palecem kucharz jakby spodziewał się, że typ któremu to daje nigdy w życiu nie widział uniwersalnych racji żywnościowych.
- Dziękuję - skłonił sie, wziął porcję jakby była to wywalczona w trudzie oraz cierpieniach nagroda i usiadł przy jednym z wolnych miejsc. Rozerwal torebkę zauważając przy okazji, że była to żywność uniwersalna, zarówno dla “prawo” jak i “lewoskrętnych” DNA istot.
Czyli jednak mamy tutaj ludzi. Przemknęło mu przez myśl. I nie mogło to raczej dotyczyć innej rasy, skoro Tarquin był turiańsko-ludzkim projektem.
Kiedy porcja była gotowa do spożycia, Yrthun więcej się nie powstrzymywał. Jak zwykle jego przemyślenia potrafiły zagłuszyć wszelkie potrzeby fizjologiczne, tak teraz aż mu ślinka się zebrała od zapachu parującego dania.

Gdy skończył przeciągnął się wygodnie. Był jeszcze trochę głodny, ale spokojnie mógł poczekać na następną turę. Włączył omniklucz i przesłał krótkie pytanie do majora, kiedy planowany jest przylot w system gdzie dryfował obecnie Koryfeusz. Szybko dostał odpowiedź, że już za dwie godziny.
- Znów ominie mnie pora obiadowa - mruknął pod nosem niezadowolony.
Wstał, odstawił swój talerz i postanowił wrócić do swojego pokoju. Po drodze będzie zwracał uwagę na inne ślady ludzkiej obecności na statku.
Priorytetem było jednak teraz przygotowanie się do akcji. Pora wyskoczyć w pancerz i skupić się na najbliższych wydarzeniach.
 
Turin Turambar jest offline