Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2016, 21:04   #2
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Rebecca wdusiła gwałtownie przycisk otwierający bramę na pojazd. Wiedziała że ma jeszcze kilka chwil, nim rzekoma kurierka dojedzie do jej drzwi wejściowych, więc z foyer przeszła do małego saloniku, w którym przyjmowała niespodziewanych gości, otworzyła szufladę, w której trzymała jeden ze swoich pistoletów. Kaliber 9mm, z dumnie wytłoczonym na boku napisem Springield Armory U.S.A., który odbezpieczyła i przyczepiła do zmyślnie ukrytej skrytki pod kredensem. Tak, na wszelki wypadek. Podchodząc ponownie do drzwi, sprawdziła czy jej własny HK USP gładko wysuwa się z kabury ukrytej pod marynarką. Otworzyła drzwi dokładnie w momencie, w którym dziewczyna sięgała ku zdobnej kołatce.
- Zapraszam, może coś podać? Wina? A może raczej herbaty? Czy lepiej coś zimnego? - Rebecca zachęcająco narysowała łuk w powietrzu, jakby otwerając przed nieznajomą jeszcze jedne, niewidoczne drzwi, nie czekając jednak na jej reakcję przeszła ponownie już do małego saloniku, licząc, że młódka zrozumie i podąży za nią.

Dziewoja przywodziła na myśl mysz, która widziała w swoim życiu zbyt wiele darmowych kawałków sera. Jej ostrożność podchodziła pod psychozę przeplataną stanami lękowymi i jasne było, że “listonoszka” najchętniej znalazłaby się daleko stąd. Hen daleko. Gdyby Becca została kiedyś poproszona o naszkicowanie stereotypowego wampirycznego konspiratora, z pewnością użyłaby podobizny stojącej przed nią młodej damy jako punktu wyjścia.
- Uh, ja... nie chcę s-sprawiać kłopotów. Gdyby mogła pani tylko...
Tu wyciągnęła przed siebie tabliczkę z różowym kwitkiem, na którym widniało logo Magnolia Delivery Services - małej fiermki spedycyjnej działającej tylko na terenie stanu Kalifornia. Dokumentacja wyglądała na legalną. Szkoda, że mundurek dostawczy był kapkę niestandardowy. Bo od kiedy to niby kurierzy stylizowali się na młodzież z Lost Boys?

Rebecca zmierzyła wzrokiem kurierkę, długo i powoli, od czubka głowy po sam koniuszek przykurzonych butów, po czym podeszła do małego kredensu i wyjęła wieczne pióro.
- Tu podpisać jak rozumiem? - i nie czekając na odpowiedź, niejako próbując obudzić jeszcze większy strach w każdej komórce dziewczyny, podpisała różowy papier. Nim jednak młódka zdążyła wziąć nogi za pas dodała - Ktoś ci to przekazał osobiście?
- O-osobiście? H-ha, ha, ha... nie. Bardzo rzadko widuję swojego szefa. A-ale on cały cz-czas trzyma mnie na oku - formułowanie wypowiedzi przychodziło jej z rosnącym trudem. Becca przypuszczała, że jak tak dalej pójdzie, młódka zacznie po prostu sylabizować. Albo to, albo stanie jej serce. Sama wzmianka o pracodawcy dawała jednak gospodyni do myślenia. Czy dziewczynę śledzono? Obserwowano z oddali przy pomocy jakichś okultystycznych dyrdymałów? Coś musiało leżeć na rzeczy, bo z jakiegoś powodu kurierka bała się nawet własnego cienia i nie trzeba było dodatkowych zabiegów ze strony panny Crowford żeby wywołać u niej rozdygotanie rąk i nadmierną potliwość. Potliwość... kropelki uwalnianie przez skórę były przejrzyste, bez chociażby odcienia karmazynu. To, w połączeniu z chaotyczną respiracją, jasno dowodziło, że dziewczyna niewiele ma wspólnego z nieumarłymi. Przynajmniej tymi najbardziej powszechnymi - wampirami. Do samobójczo oddanego sprawie ghoula, który myśli tylko o kolejnej porcji Vitae także nie była podobna. W jej zachowaniu tkwiły cynizm, bezsilność i rezygnacja, nie nadnaturalnie napędzany fanatyzm.
- Proszę, oto pani przeszyłka - sięgnęła za pazuchę, wyciągając pakunek o wymiarach 16x16 centymetrów i kładąc go na stoliku do kawy. Kwitek zmięła i schowała.

Rebecca zawahała się, przez moment poczuła się nawet podle. A przynajmniej wydawało jej się, że tak właśnie powinna się poczuć. Tak poczułby się pewnie normalny człowiek, ale w sumie przecież daleko jej było do słowa “normalny”, nie mówiąc już o “człowieku”. Mimo to tknięta lekkim przeczuciem postanowiła zmienić swoje podejście.
- Słuchaj, jakbyś potrzebowała JAKIEJKOLWIEK pomocy, odezwij się. Jestem niemiła tylko na samym początku znajomości - powiedziała łagodnie, uspokojającym tonem i wsunęła w rękę dziewczyny swoją wizytówkę i pięćdziesięciodolarowy banknot, które wydobyła z kieszeni obszernych spodni - A tak na odchodnym… - zaczęła, odprowadzając kurierkę do drzwi i kładąc delikatnie dłon na jej ramieniu - … przystojny ten twój szef? To ktoś znany? - uśmiechnęła się i otworzyła dębowe drzwi przed dziewczyną.
- Pomocy? Ha! Pomocy... - dziewczyna niespodziewanie fuknęła w odpowiedzi na akt dobroci. Opamiętała się jednak i przygryzła wargę. Teraz mniej przestraszona niż zawstydzona z powodu własnej reakcji. Wbiła wzrok w wyplolerowane deski parkietu.
- Pani pomoże mnie... a k-kto pomoże pani? T-teraz obydwie jedziemy na tym samym wózku i... nieważne! To wszystko nieważne. A szefa pozna pani już niedługo i o-owszem, jest przystojny. Diabelsko przystojny - tyle miała do powiedzenia. Deliryczny strach w końcu wziął nad nią górę i zbiegła po schodach wejściowych, nie powiedziawszy nic więcej. Drapnęła hełm, weszła na podstarzały motor i tyle ją widzieli. Becca miała problemy z uwierzeniem, że cała scena nie była po prostu jej prywatnym urojeniem. Ale miała dowód - przesyłkę.

Crowfordówna wróciła do środka, zamykając dokładnie drzwi. Po drodze do swojego gabinetu wraz z przesyłką, wyjęła spod kanapowej poduchy mały rewolwer i schowała go do szuflady w gabinecie, lokując się na swoim fotelu. Ostrożnie, żeby nie rozerwać zupełnie kartonu otworzyła paczuszkę. DVD i liścik. Najpierw postanowiła przeczytać list, który miał szansę wyjaśnić jej zawartość DVD, które wsunęła już do czytnika w swoim laptopie.
Papierowa korespondencja okazała się zaproszeniem. Wydrukowane na grubym papierze złote litery zdradzały, że nadawca preferował przepych nad subtelność. To samo tyczyło się bocznych zdobień, pieczątki i własnoręcznego podpisu. Najwidoczniej, w swojej arogancji, piszący za główny cel postawił sobie umniejszenie adresata - sprawienie, żeby ten poczuł się maluczki, gorszy. Oczywiście po kimś takim jak Rebecca, tego typu zamiary spływały jak woda po gęsi. Może jakiś mający mleko pod nosem Neonita poczułby się zatrwożony wyglądem tego świstka, ale dla niej salonowe intrygi i związane z nimi zagrywki stanowiły chleb powszedni. Alexei Drenn. To on był domniemanym autorem zaproszenia. Nazwisko to zasłyszała już gdzieś wcześniej. Po wprowadzeniu zagadki do wyszukiwarki, z pomocą przyszła technologia. Pan Drenn poczynał sobie całkiem nieźle. Jego (główna) firemka, Centron Designs, zajmowała średnio-wysokie miejsce na Fortune 500. Mężczyzna współpracował z sektorem przemysłowym i rekreacyjnym, maczał palce w robotyce i... najwyraźniej nie był zbyt fotogeniczny, bo podczas półgodzinnej sesji szperactwa, panna Crowford nie natknęła się na nawet jedno jego zdjęcie. Tak czy siak, pan Drenn oficjalnie zapraszał ją na przyjęcie w hotelu o wdzięcznej nazwie The Garden, które miało odbyć się za dwa dni.
Płytka nie posiadała żadnego nadruku czy opisu. Ot, standardowe DVD-RW, które dało się nabyć w każdym supermarkecie. Soczewka i napęd zrobiły swoje, obraz pojawił się bez problemów, a na ekranie zagościła twarz kogoś, kto... raczej nie był panem Drenn’em. Chyba, że po zmianie płci wykonanej przez światowej klasy chirurga.
- Dobry wieczór, pani Crowford! - zakrzyknęła ze sztuczną słodyczą blondynka z nagrania. Za jej plecami Becca dostrzegła okna gabinetu i błękitne niebo dnia.
- Tutaj, w Centron Designs zależy nam na dobrobycie naszych klientów! Dlatego gdy usłyszeliśmy o pani problemach, zdecydowaliśmy się wyciągnąć pomocną dłoń. Oferujemy wygodę, bezpieczeństwo i...- coś zgrzytnęło w napędzie, a krążek zaczął wirować szybciej. Wizja i fonia straciły na konsystencji, a wysilająca się blondi zyskała na szarości -... ochronę przed mściwymi łapskami Księżnej. Cammeria nie łatwo nie zapomni o zabójstwie swojej konkubiny, ale istnieją osoby, z którymi liczyć się musi nawet ktoś taki jak ona... - płyta zwolniła. Kolory wróciły do normy, a mówiąca ziała wyuczoną uprzejmością renomowanej sekretarki, przekaz natomiasr znów wyglądał jak korporacyjne wideo informacyjne.
- Dlatego proszę nie nie zwlekać i zasubskrybować nasze usługi jak najszybciej! Centron Designs - lepsze jutro zaczyna się dziś! - w towarzystwie przyjemnego tematu muzycznego, nagranie dobiegło końca.
Rebecca, gdyby jeszcze miała jakieś ludzkie odruchy, pewnie wciągnęłaby gwałtownie powietrze w przypływie zaskoczenia. Teraz jednak wpatrywała się po prostu w pociemniały ekran swojego laptopa. Tak, wiedziała, że ma problem, że jeśli czegoś nie zrobi, to może się niedługo pożegnać ze swoim nieżyciem, jednak poza samą Beccą, Księżną oraz jej naprawdę zaufanym gronem, nikt nie wiedział, że to panna Crowford pozbawiła głowy konkubentkę radośnie rządzącej w LA. Alexei Drenn miał dostęp do źródeł, których na pewno nikt się po nim nie spodziewał.
Zaintrygowana postanowiła jeszcze raz puścić sobie płytę, licząc, że wyłapie tym razem więcej z przekanego jej komunikatu. Jej oczom ponownie ukazała się zanadto radosna blondynka:
- Tutaj, w Centron Designs zależy nam na dobrobycie naszych klientów! Dlatego gdy usłyszeliśmy o pani problemach, zdecydowaliśmy się wyciągnąć pomocną dłoń. Oferujemy wygodę, bezpieczeństwo i.. Proszę nie zwlekać i zasubskrybować nasze usługi jak najszybciej! Centron Designs - lepsze jutro zaczyna się dziś!
Zaskoczona wyraźnie skróconym filmem, przewinęła go jeszcze kilka razy, w tę i z powrotem, jednak nie usłyszała ponownie wiadomości, która nawiązywała bezpośrednio do jej problemów. Becca była pewna, że to nie było przesłyszenie się.

Dobrze. Doskonale nawet. Lubiła zagadki, a w zasadzie rozwiązywanie ich. To, w połączeniu z nieważne jak nikłą możliwością pomocy w jej problemach, przekonało Rebeccę, że powinna stawić się na przyjęciu w The Garden. Na pewno Drennowi brakowało klasy, skoro próbował pokazać swoją lepszą pozycję już na wstępie, jednak ona nie zamierzała zniżać się do takiego poziomu. Będzie klasą i subtelnością, jak zawsze, przy poważniejszym wyjściu.
Rebecca uśmiechnęła się do siebie, w myślach przeglądała już garderobę, dobierając suknię, biżuterię oraz… broń, pistolet na jednym udzie, nóż na drugim. W końcu potrafiła iść tak na bal, nie mówiąc o jakimś przyjęciu w hotelu. Wstała, krusząc płytkę w rękach i wrzucając resztki do kosza. Miała jeszcze wiele spraw do załatwienia.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline