Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2016, 22:56   #5
Raist2
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Spojrzał się na adres na kartce.
- Jest coś, co powinienem wiedzieć? - zwrócił się w stronę Nosferatu. - Wiadomo ilu? Czego się spodziewać? Jeńcy? Proszę powiedz, że nie koniecznie.
- Ta... facet, którego zwinęli nazywa się Eric Rince. Francuzik z amerykańskim obywatelstwem, tępy bysior Anarchistów. Sam z siebie jest płotką, ale spędził u nas dwa miesiące, a to znaczy, że ma przewagę informacyjną w postaci kilkudziesięciu dni nad pierwszym-lepszym łopatologiem Sabatu. Hehe...- Nosferatu zarechotał jakby ktoś opowiedział mu sprośny dowcip, ale szybko uciął dalszy przejaw dobrego humoru w obawie, że niepotrzebnie ściągnie na siebie uwagę zafrasowanej papierzyskami Księżnej.
- Ilu? Czterech? Pięciu? Może dwudziestu? Cholera wie. Pamiętaj, że zgarnęli z ulicy Krzykacza, który wcale nie był zielony. Znaczy, że mają wystarczająco duże łokcie żeby zacząć się rozpychać - w tym miejscu zgniłek pokiwał palcem. Ku przestrodze.
[i]- Twoja fucha nie polega na byciu pieprzonym Rambo. Robisz za rekonesans, zgłaszasz, co widziałeś w podanym miejscu i wracasz albo czekasz - zależnie od sytuacji i mojego taktycznego widzimisię. Ostatnie, co chcemy, to dostarczać im kolejnych ofiar. Jasne?
- If you say so. - John wzruszył ramionami.
- Idę. - skinął głową i odwrócił się do wyjścia. Kartka zdradziła mu, że cel jego eskapady znajdował się w Skid Row, jednym z bardziej znanych rejonów biedoty na terenie Los Angeles. John zanotował w myślach dokładny adres przed wyjściem z Elizjum. 625 San Pedro St. - pewnie jakaś rudera przeznaczona do wyburzenia. Te zwierzęta z Sabatu lubiły chować się po takich norach.

Wsiadł do zaparkowanego niedaleko czarnego Chevroleta Camaro SS z 69r. Lubił tę brykę, i nie wyobrażał sobie żeby zamienić ją na inną. Odpalił silnik i włączył się do ruchu w kierunku adresu z kartki.
- Francuzik anarchista tak? - mówił na głos - Na takim zadupiu mieszkał? Spoko. Tylko czemu to mi pachnie jakby wpuszczali mnie na minę?
- Nieważne. Powystrzelasz ich wszystkich jakby co. Zawsze możesz też puścić z dymem budynek. - powiedziała Rose.
- A co powiem księżnej? “Sorki, samo wyszło”? “Wadliwa elektryka”?
- Zwalisz na nich. Zobaczysz, będzie fajnie. - odpowiedziała mu Violet.
- Nie przejdzie. Nie tym razem.
- Co? Boisz się? No dawaj. - znów odezwała się Rose.
- Boi się, boi. - zaczęła Violet, po chwili dołączyła się do niej Rose - Boi, boi. Booooiii.
- Zamknijcie się już! - ryknął.
Obie ucichły.
Po chwili odezwał się.
- Przepraszam, nie chciałem.
- W zamian musisz coś spalić. A nimi się nie przejmuj. Bóg ich ukarze. - odpowiedziała mu Rose.
- Tak. Zawsze to robi. - zawtórowała jej Violet.
Nie odezwał się już.

Wyjechał z jednej z bogatszych dzielnic miasta, gdzie ruch nawet o tej porze był całkiem spory. Jednak kierował się do coraz to gorszych dzielnic. Ruch uliczny coraz bardziej malał. Za to przybywało więcej śmieci na ulicach, zarówno materialnych jak i ludzkich.
Skid Row. Kloaka miasta. Ciekawe było to że o ile człowiek ma tylko jeden odbyt, tak miasto potrafiło mieć ich kilka. I właśnie do takiego przyszło mu teraz zajechać. Gdy dojechał na wskazany adres zaparkował po drugiej stronie ulicy. Spojrzał jeszcze raz na kartkę po czym na budynek. Adres się zgadzał. Wyciągnął zapalniczkę ze schowka i zapalił papier wyrzucając go przez okno. Siedział jeszcze kilkanaście minut w samochodzie obserwując budynek i okolicę. Ale nic się nie działo. Oczywiście nic było pojęciem względnym, dla fircyków takich jak z Brentwood wszystko co tu się działo mogło uchodzić za "coś". Kłótnie słyszalne na półulicy, bójka dwóch cwaniaków w bocznej alejce, czy nawet narkoman dający sobie w żyłę na schodach jednego z budynków.
W końcu wysiadł z samochodu, poprawił na sobie swój brązowy prochowiec i ruszył do budynku w którym miał ponoć mieszkać uprowadzony anarchista. Zaszedł od strony schodów przeciwpożarowych i w miarę możliwości bezszelestnie wdrapał się nimi na odpowiednie piętro. Najpierw nasłuchiwał odgłosów dochodzących z mieszkania, potem wyjął komórkę i odpalając aparat wystawił ją trochę żeby rzucić okiem na wnętrze.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 28-06-2016 o 02:42. Powód: literówka
Raist2 jest offline