Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2016, 22:50   #224
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Zdawało się, że zapowiadał się pierwszy pogodny dzień od czasu trwającego niemal całą wieczność. Dziadek Rybak, kiedy wszyscy pozostali trenowali w pocie czoła, przechadzał się po placu w poszukiwaniu pewnej osoby. Miał zamiar ją zapytać o wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Trudno było się dziwić, ponieważ były one tak dziwne, niespodziewane, a wręcz nienaturalne, że pytania krążyły w jego głowie niczym rozszalała śnieżyca pragnąca uprzykrzyć życie wielu Kislevczykom.
Wreszcie ją znalazł. Katarina siedziała na jakiejś stercie gruzu pochodzącego ze zniszczonych murów. Wyglądała na całkowicie zaabsorbowaną lekturą książki znajdującej się w jej rękach. Obok niej w formie małego stosiku piętrzyło się jeszcze kilka ksiąg o różnej grubości i wielkości. Nieopodal, w zasięgu jej dłoni, leżał nieźle wykonany łuk z nałożoną nań cięciwą wraz z kołczanem pełnym strzał o czarno-czerwonych lotkach, jak i również szabla ze zdobioną w wymyślne wzory rękojeścią.
Słysząc zbliżające się kroki dziewczyna uniosła swój wzrok na Pyotra. Starzec mógł dostrzec w jej oczach dziwną zmianę - były zdecydowanie bardziej żywe, lecz pozbawione lodowato-niebieskiego blasku. Czarodziejka przechyliła lekko głowę, jakby się nad czymś zastanawiając, po czym wróciła do lektury.

Kolejna osoba, która opanowała sztukę czytania. To zawsze mu imponowało, lecz pogodził się z tym, że sam, z racji wieku, już nigdy się tego nie nauczy.
– Sądzę, że należą się nam wyjaśnienia, Katarino. – rzekł Pyotr, przeszkadzając jej w lekturze – To się nie powinno zdarzyć. – obserwował ją spod przymrużonych powiek, bowiem słońce nieco go oślepiało. Nie uczynił tego umyślnie, lecz zachował bezpieczną odległość od dziewczyny. Nie ufał jej po tym co zobaczył.

Usta czarodziejki utworzyły wąską kreskę po usłyszeniu dość oczywistego pytania, które w końcu musiało paść. Zamknęła księgę z głośnym trzaśnięciem i odłożyła ją na bok. Po krótkiej chwili uniosła swe oczy na starca. Przez moment kryło się w nich coś zagadkowego, ale to wrażenie zniknęło równie szybko, jak się pojawiło.
– Nawet gdyby ci powiedziała, to i tak byś nie zrozumiał – w prosty sposób skwitowała jego żądanie.

Stary guślarz rozeźlony, mruknął coś pod nosem i rozejrzał się wokół, bacząc czy ktoś może usłyszeć co zaraz powie.
– Mówisz, do starca, który jeszcze wczora żył w postaci kruka. Sam ni wszystko rozumiet’. Życie w Krausnick nauczyło mnie jednej rzeczy, nawet kłamstwo jest lepsze od wiejskich domysłów. Wiele osób widziało twoją śmierć, Katarino, a teraz siedzisz tu i ino czytasz i czytasz. Dopowiedzą historię, a wtedy miej się na baczności. To była Dhar, dziewczyno, wiesz co to jest Dhar?!

– Wiem o teorii magicznej więcej niż ty, Pyotrze – powiedziała spokojnie, acz stanowczo.
– Skoro chcesz wiedzieć, to ci powiem – kiwnęła głową i przeszła na własny język, by nikt inny nie musiał słyszeć kolejnych słów – Sama Shallya nakazała mi zrobić to, co zrobiłam. A później przywróciła mnie do życia.
– Wiesz... – odwróciła wzrok odrobinę zakłopotana własnymi słowami – Widziałam samą boginię.

Pyotr wziął się pod boki i wysłuchał cierpliwie słów Katariny.
– To dobre kłamstwo, lepszego chyba nie wymyślimy. Czasem dzieją się rzeczy, których nie rozumiem, mimo że jestem ich częścią. Nie będę więcej pytał, choć wciąż… Zmieniłaś się…

Na ostatnie słowa czarodziejka uniosła brew zdecydowanie nie rozumiejąc, o co chodzi.
– Prawdopodobnie każdy się zmienił w czasie tej wyprawy – stwierdziła jakby to było coś naturalnego – I to nie kłamstwo, ale uwierzysz w co zechcesz. Mówiłam, że nie zrozumiesz.
– Nie. Twoje oczy... są jakieś inne. – Pyotr wpatrywał się badawczo w twarz dziewczyny, która zaczęła coś grzebać w swojej torbie wytarganej zza jej pleców – Włosy, chyba takoż.

– Gdzie tam, pewnie ci się wydaje – stwierdziła raźnie wyciągając kawałek lustra. Zaczęła się weń wpatrywać z rosnącym zainteresowaniem – O… Szare…

Starzec przytaknął nieznacznie.
– Były niebieskie, jak u większości z was.

Katarina wydała z siebie podłużne "hmm" zastanawiając się nad czymś. Następnie odłożyła fragment lustra do torby, zeskoczyła z gruzów i skupiła się na pobliskiej tarczy strzeleckiej. Wymówiła znaną jej magiczną inkantację kształtującą magiczne żądła...
I nic się nie stało.
Stała przez chwilę zastygła w zdziwieniu, po czym parsknęła w rozbawieniu i oparła swoje drobne dłonie o biodra.
– No i na tym kończy się moja rola czarownicy. Ciekawe, bo ostatniego wieczoru postanowiłam porzucić tą ścieżkę.

Pyotr zmarszczył czoło.
– Jak to możliwe? Całe twoje szkolenie, umiejętności... Byłaś zbyt pochopna, to prawda, ale zdolna. Natalya takoż ni miała niebieskich oczu, może... może to coś podobnego? Niemożliwe, że tak nagle utraciłaś to wszystko.

– Natalya zaprzedała swą duszę demonom. Tak jak wszystkie pozostałe wiedźmy – powiedziała z przekonaniem, choć nie bez cienia ledwie dostrzegalnego smutku. Splotła ręce na piersi – Byłam pochopna, bo po śmierci mej mistrzyni, bez której nie mogę zostać Lodową Panną uznałam, że jedyną rzeczą, jaką teraz mogę zrobić, to ochrona waszych żyć. W końcu i tak nie miałam co ze sobą zrobić.
– Takie jak ona bawią się życiami takich dziewczyn jak ja, sprawdzając jak wiele jesteśmy w stanie wytrzymać. To dla nich jest świetna zabawa, obserwowanie tego, jak umieramy z wychłodzenia lub giniemy rozszarpane przez bestie. A jeśli przeżyjemy, to czasami spotyka nas los gorszy niż taka smutna śmierć w samotności. Tak czy siak - tracimy wspomnienia o rodzinie, o prawdziwym domu, o miłości. W swojej pośmiertnej wizji zobaczyłam to wszystko w prawdziwym świetle. Ujrzałam to, czego nie chciałam widzieć za życia – ciągnęła stanowczo pragnąc zdjąć klapki iluzji z oczów Dziadka. Patrzyła na niego współczująco, kiedy wyraz jego twarzy stawał się coraz bardziej nachmurzony.
– A teraz nareszcie sama wybrałam swoją drogę. Zdecydowałam się podążać naukami Shallyi, a choć nie znam ich za dobrze, to jednak wiem, że bogini sama mnie wspomoże. Jeśli to przeżyjemy, to zostanę jej kapłanką. Tak jak sama mnie o to prosiła – zakończyła cicho swą mowę i wróciła na swoje miejsce na kupie gruzu.

Pyotr tkwił z nieobecnym wzrokiem w miejscu, długo nie ruszając się ani o krok. Wyraz twarzy, który wcześniej Katarina odczytała jako “nachmurzony” w rzeczywistości oddawał wiele gorszych uczuć. Malował się tam ból, strach i wstręt do samego siebie, ogromne poczucie winy, które wreszcie rzucało w kąt wszelkie inne uczucia. Nie odezwał się już ani słowem, aż w bolesnym zamyśleniu odszedł w sobie tylko znanym kierunku.
Cytat:
Kobiety stały dumnie wyprostowane i z góry patrzyły na płaczącą dziewczynkę. Obie mroziły ją swym błękitnym jak lód spojrzeniem. Spojrzeniem niebieskich oczu, których widoku nie da się zapomnieć.
– To ona? – zapytała jedna z nich głosem tak nawykłym do wydawania rozkazów, że nawet zwykłe pytanie brzmiało jak nakaz odpowiedzi.

Dziadek Rybak widocznie skulił się w środku, pod wpływem głosu Kislevskiej wiedźmy.
– Tak, jej imię Natalya. – kiedy wymówił imię dziewczynki, ta znów próbowała się wyrwać, lecz nieubłagana dłoń starca nie puszczała jej rączki.

– Kim dla niej jesteś? – spytała druga formalnym głosem.

– Jestem jej Dziadkiem – odparł, jak na przesłuchaniu. Młoda Natalya kilka razy próbowała nadepnąć z całą siłą na stopę starca, lecz nie czyniło to nań żadnego wrażenia. – Jej matka nie żyje, ojciec zaś nie najlepiej to znosi...

– Nie obchodzi nas jej ojciec. – znów odezwała się druga z wiedźm.

– Tak, Pani. – Pyotr ukłonił się przepraszająco.

– Czy jej matka, ktoś z rodziny przejawiał zdolności magiczne?

– Nie Pani, nikt poza nią samą – odparł Pyotr.

Wiedźma zmierzyła go wzrokiem, przebijającym na wskroś, lecz nie rzekła nic więcej. Szlachetnie urodzone Kislevianki nie bez przymusu odebrały pochlipującą wciąż dziewczynkę od jej dziadka i bez słowa zmusiły ją do marszu. Ot wszystko. Żadnego czasu na pożegnanie.

– Bądź silna, Natalko! Dziadek cię kocha... to dla twojego dobra! – Pyotr uniósł rękę do pożegnania, lecz jego wnuczka nawet się nie odwróciła. Opuścił ją bezwiednie, dopiero gdy zniknęły między drzewami. – Będę cię odwiedzać!– to było chyba najgorsze z kłamstw, jakie kiedykolwiek wypowiedział. Doskonale wiedział, że żadne odwiedziny nie są możliwe, nie znał nawet miejsca dokąd ją zabierają.

– Nienawidzę cię! Nienawidzę dziadku! – Piskliwe wołanie, dobiegło jego uszu, kiedy już stracił nadzieję kiedykolwiek znów ją usłyszeć.
Nie miało znaczenia, czy pani Natalya, która przybyła do Krausnick w ów dramatyczny czas, przed atakiem, faktycznie była jego wnuczką, czy też nie. To on posłał Natalkę wtedy z dwiema wiedźmami, skazując na podobny los, o jakim mówiła Katarina. Być może jego wnuczka zamarzła gdzieś w śniegach, wciąż oczekując jego przyjścia pod zimowym płaszczem. Być może była nią ta pani Natalya, bezlitosna nauczycielka. W tym, czy innym przypadku, to on był odpowiedzialny za to nieszczęście. Z magią nie ma przebacz. Wiedział o tym, lecz czy on sam nie był przykładem, że można chociaż próbować żyć z nią zwyczajnie?

Powinien był nauczyć ją tego co wie. Bez nich. Zdobyć się na tę odwagę.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 04-07-2016 o 14:34. Powód: interpunkcja
Rewik jest offline