Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2016, 10:37   #103
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY

Śledztwo, mieli wrażenie, wyhamowało tempo i weszło w martwą fazę. Dla niewprawionych w tego typu działalności spadkobierców było to frustrującym doświadczeniem i tylko Bertrand, doświadczony w tej materii praktyk, wiedział, że tak czasami bywa. Chociaż nie oznaczało to, że znosi to dużo lepiej niż inni.

Przekopali ogródek szukając czegoś, co było – jak to nazwał umierający starzec – śladem krwi. Przekopali bardzo dokładnie, poświęcając na tę czynność aż trzy dni i chociaż umęczyli się przy tym niemiłosiernie, szczególnie niewprawieni do takiej pracy, to jednak nie znaleźli nic, poza upiornym cmentarzyskiem pod kilkoma drzewami gdzie Castor lub ktoś na jego rozkaz zakopał setki szkieletów kóz. Dawno temu, jak stwierdziła znająca się na takich rzeczach Sophie. Później zmarły musiał znaleźć jakiś inny sposób pozbywania się szczątków zwierząt.

Przeszukali raz jeszcze domostwo, tym razem bez pospiechu i systematycznie, pokój po pokoju, od strychu, – który nadal napawał ich lekkim lekiem, aż po piwnicę – która była niczym innym, jak podziemną kapliczką wzniesioną zapewne w starożytności. Też bez skutku. To złamało ich morale.

Czy konający po prostu bredził, czy też może oni szukali w niewłaściwym miejscu, Lub przeoczyli coś. Spohie i Marc mogli przecież źle zrozumieć słowa „szukajcie w rezydencji”. W końcu konający mógł coś pokręcić. A jeżeli nie chodziło mu o rezydencję Castora tylko jakąś inną rezydencję. Może „letnią rezydencję”, albo „zimową rezydencję”, albo „jakąkolwiek rezydencję”. W każdym razie po tygodniu przeszukiwań zarówno domu otrzymanego w spadku, jak również ogrodu byli pewni, iż starcowi nie chodziło o tę rezydencję.

W międzyczasie nieoceniona Charlotte zdobyła dla nich – „nie pytajcie w jaki sposób” – fałszywe paszporty i dokumenty. W ten sposób Bertrand stał się Bertrandem de Vernessco, Luis Deullin – Luisem Leoncartem, a Ottone Lemmi – Ottonem Vespucci. Podobne dokumenty, na wszelki wypadek, otrzymał też Marc Vernier zostając Marcem Avrilem, a Spohie – Spohie Tourever.

- Tak na wszelki wypadek, by nie powtórzyła się sytuacja z Hiszpanii. A zmieniamy nazwiska, by nie przejęzyczyć się i nie nazwać kogoś prawdziwym imieniem w sytuacji wymagającej pełnej dyskrecji. Nie wiem, czy te dokumenty przydadzą się na coś, lecz uważam, że w przypadku wyjazdu do Hiszpanii, nie można nikogo puszczać tam samemu. A jeżeli miejscowość z recepty to siedlisko kultu? Sprawdziłam ją na mapach. Leży na uboczu, w cieniu Pirenejów. W sam raz, aby … no sami wiecie co. Skoro nie obawiali się mordować ludzi w Carcassonne, w sercu niemałego miasta, to do czego będą zdolni na odludziu?

Miała rację.

W międzyczasie uruchomili plan Bertranda. Spotkanie z Joachimem La Costą. Czekali na sygnał zwrotny, a Charlotte przebierała z nogi na nogę. Była gotowa użyć swojej sieci kontaktów, jednak Bertrand nie zgadzał się na to. Nie chciał, by w sprawie pojawiły się wątki które, gdyby La Costa je sprawdził, wskazywałyby na coś więcej, niż tylko działania, które podał za pretekst spotkania. Prunier nie czekał jednak na rozwój wydarzeń i szczęście lecz telefonicznie i śląc depesze do wpływowych znajomych sam uruchomił swoje kontakty. Te, których nie dało połączyć się ze sprawą Castora de Overneyes’a i jego feralnego spadku.

Mijały kolejne dni, które spędzali na oczekiwaniu i poszukiwaniu strzępków informacji porozrzucanych w księgach, gazetach i wszelkich możliwych źródłach. Jak mrówki pracujące na przyszłość mrowiska znoszące do niego pokarm, tak oni wyszukiwali te kawałeczki informacji i zbierali w upiorną świadomość tego, że za progiem czyha szaleństwo.

Marc Vernier wrócił do studiowania „Nienazwanych Kultów” znajdując w niej nawet opis stosownego zaklęcia o tym, jak zapanować nad „Dziecięciem Krwi”. Dowiedział się też o ich praojcu, genezie paskudnych, przypominających słonie krwiopijcach, który nosił miano Chaugnar Faung i trafił nawet na wzmiankę o tym, że gdzieś pod Pirenejami może ukrywać się jego miot. Potwierdzenie tego, o czym dowiedzieli się podczas śledztwa. Czytanie księgi zmieniało go – czuł to. Burzyło jego i tak nadwątlony spokój ducha, lecz nie widział innego sposobu, by zaspokoić swoją ciekawość czy wręcz żądzę wiedzy.

Sophie zajęła się tym , co potrafiła najlepiej, bibliotekami i badaniami źródeł, lecz niewiele więcej była w stanie się dowiedzieć, poza tym, że w jednej z notatek w księgach Castora znalazła dopisek wykonany jego ręką.

Cytat:
Maçanet de Cabrenys?! Tapis?
Sprawdziła te miejsca bardzo szybko na mapie. La Jonquera znajdowała się dosłownie w sąsiedztwie od obu!

Ottone pomagał jak potrafił, ale poza zaangażowaniem w poszukiwaniach w domostwie Castora niewiele więcej mógł pomóc innym spadkobiercom. Podobnie Luis, gotów jednak dać z siebie wszystko, by nie zawieść sprawy. Bertrand dwoił się i troił by przyspieszyć spotkanie z La Costą.

I w końcu, w dniu 22 sierpnia przyszły dwie oczekiwanie wiadomości.

Jedna zaadresowana do Bertranda depesza z krótką informacją:

Cytat:
LA COSTA ZAINTERESOWANY. SPOTKANIE. PRZYJEDŹ 24.VIII ... 13:00. REZYDENCJA BEZEIRS
.

Druga informacja została przekazana przez posłańca, marsylskiego urwisa, jakich wielu.

Cytat:
Przyjedźcie do Corcassonne. Do hotelu gdzie pracuję. 25 sierpnia, wieczorem. Godzina nieistotna. Porozmawiamy o tym, o czym rozmawialiście z moim znajomym w Nantes. Gonzaga.
Sprawy znów zaczynały nabierać tempa. A do 12 października pozostawało coraz mniej czasu. I powoli zaczynali odczuwać jego presję.
 
Armiel jest offline