Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2016, 14:05   #16
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ardel & Wila & Quelnatham

- Dzień dobry, Józefie. Chciałem porozmawiać o dość ważnej sprawie, ale… Co to za hałas? - dodał, po usłyszeniu huku.

- Dobry, dobry Rudolfie i ty, panienko Hoe - młynarz, miał dziwną manierę przekręcania dłuższych imion. - Chociaż czy ja wiem czy dobry? Najpierw krzyki, teraz huki… - potrząsnął głową. - Myślałem, że wy powiecie co się dzieje.

Zielonoskóra na powitanie skinęła do młynarza głową, ba nawet lekko się uśmiechnęła. Zaraz zaś po tym milcząc wzruszyła ramionami, najwyraźniej nie znając odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytanie dotyczące usłyszanych huków.

- My tu w sprawie kapłana, co ma przyjechać do Szuwar. Jak wiesz, kasa pusta, a wypadałoby czymś ugościć naszego, um, gościa. - Rodolphe patrzył w stronę, z którego dobiegł głośny dźwięk. - Dziwne. Więc Hoe będzie mogła barani udziec dostarczyć, ja się mogę zająć nieco napojami i przydałoby się jakieś jedzenie. Może mógłbyś wysłać Antoniego albo sierotkę Zdzicha do ludzi, żeby każdy coś od siebie przygotował na przybycie tego kapłana? Za nic nie mogę sobie przypomnieć, jak się cholernik nazywał…

Zielarz wydawał się być nieco nieobecny, gdy mówił, i całą uwagę skupiał na hałasach.

- A co? - Zapytała zdziwiona Hoe patrząc na zielarza. - Baran to nie jedzenie? - Prychnęła cicho pod nosem, po czym skierowała wzrok na Józefa. - Ale to prawda, samego barana wstyd mu dać do żarcia. Kompotem brzucha też nie napcha. Trza coś jeszcze.

- Zdziś właśnie po tych krzakach buszuje z kowalem. Poszli spojrzeć co się tak darło. No ale jak wróci to go mogę posłać… - postukał się w zamyśleniu po nosie. - Chociaż merowi prędzej ludzie nie odmówią. - Gospodarz gestem zaprosił gości na ganek i pytająco wskazał na napoczętą butelczynę samogonu. - Kropeleczkę?

Zanim jednak zdążyli odpowiedzieć z głębi domu wyszła gospodyni - Genowefa Zbażynowa. Siwa i przychylona już nieco żona młynarza wycierała ręce w beżowy fartuch kontrastujący z czernią reszty jej ubioru.

- Pochwalony! Dzisiaj to przyjeżdża nasz kapłan? Zaraz z Janeczką napieczemy mu ciasta! Jakie to on może woleć? Kruche czy drożdżowe?


- Z pewnością kruche - wyrwało się zielarzowi, który wprost uwielbiał to ciasto upieczone przez Zbażynową. - A kapeczki nie odmówię, bo zmęczonym poważnie. Jak tam zdrowie, gospodyni?

- Jutro ponoć przyjeżdża. - Hoe odpowiedziała gospodyni nie patrząc na nią, a na wspomniane przez Józefa krzaki. Coś mu krzyczało w krzakach, a on stał tu spokojnie i proponował kropelkę. Zielonoskóra zmarszczyła brwi. W sumie, jego krzaki, jego sprawa. - Może i merowi ludzie nie odmówią, ale weź pukaj sam do każdych drzwi. Dzieciaki szybciej wiadomość rozniosą. - Wzrok zielonoskórej powędrował na samogon, a na jej ustach rozkwitł jeden z tych uśmiechów, które trudno zinterpretować. - Też nie odmówię kropelki.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline