Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2016, 01:15   #226
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Pierwsze blaski słońca wpadające przez okno komnaty wyrwały go z półsnu, w którym trwał przez całą noc. Adar przetarł knykciami sine od niewyspania oczy i wygrzebał się zza szafy. Był blady, a na włosach i ramionach miał uczepione mlecznobiałe pajęczyny. Z grymasem bólu rozruszał zastałe stawy i okręcił głową. Przez słaby sen czuł się wyczerpany i obolały. Choć to drugie zapewne zależało od wyboru miejsca spania.
Światło dnia dokładnie ukazało rozróbę, jaką urządził poprzedniej nocy. Wszystkie meble i dekoracje, jakie były tylko w zasięgu wzroku, leżały porąbane na kawałki, wpatrując się w sługę oskarżycielsko. Zaprawdę zachowała się tylko szafa.

Ze zrezygnowaniem stanął nad Pobrzaskiem, który leżał na środku pokoju tak, jak go wczoraj zostawił. Szarakowi wydawało się, że na jego klindze wciąż widniało parę łez. Sługa schylił się po miecz, jednak zastygł w połowie ruchu.
- Potem - powiedział do siebie, po czym wyszedł z komnaty.
Skierował się do kuchni. Jego królestwa. Kącika, gdzie robił, to, na czym się znał najlepiej. Dawniej jego więzienie i miejsce kaźni. Podczas ostatniej podróży poznał jednak, że gotowanie, zwłaszcza dla przyjaciół, może być przyjemne; może dawać satysfakcję. Tego dnia nic nie motywowało go, by wziąć się do pracy. Przemierzał kuchnię wzdłuż i wszerz, przyglądając się wszystkiemu zniechęcony. Kilka razy brał się nawet za wyjście z niej i wrócenie do pokoju. Zawsze jednak zatrzymywał się w progu i spoglądał za siebie.
- No i po co, Adarze? Po co ci to? - pokręcił głową, opierając się o framugę drzwi. - Gdzie ma być twoje miejsce, jak nie tu?
Spuścił wzrok i oparł czoło o ścianę. Tkwił tak przez chwilę, jak zastygły w lodzie. Nie mógł jednak długo walczyć ze swoją powinnością.
- Potrzebują tego. Prawda? - mruknął, odrywając się od zimnego kamienia.
Zakasał rękawy.

***

Podczas śniadania obsłużył wszystkich, wedle swojego zwyczaju. Tym razem nie uśmiechał się do nikogo, ruchy miał apatyczne, a wszystkie wyrazy podziękowań, jeśli się takie pojawiały, zbywał krótkim skinieniem głowy. Kiedy ostatni talerz wylądował na stole, Adar wrócił do kuchni i przysiadł w kącie, samemu spożywając swoje śniadanie przy ladzie. Starał się nie patrzeć na zebranych w jadalni. W szczególności unikał Katarinę oraz Lexę.

Kiedy wszyscy skończyli posiłek, pozbierał naczynia i wysprzątał na błysk. Nie zwracał uwagi na toczącą się dyskusję. Zaraz po tym, jak skończył swój obowiązek, wrócił do zdemolowanego pokoju.

***

Był właśnie na dziedzińcu, ze znudzeniem przyglądając się szkolącej w obsłudze broni palnej oraz ładunków wybuchowych gromadce, kiedy usłyszeli róg. Na ten dźwięk poderwał się z miejsca i podbiegł do wyrwy w murze, z której rozpościerał się widok na południe od Goboczujki. Obraz nadchodzącej armii zwierzoludzi zjeżył mu włosy na karku.
Co robić?! Idą tu po nas! Uciekać? Nie było gdzie. Musieli stawić im czoła. Mury, choć w części skruszone, wciąż mogły udzielić im pewnej ochrony.
- Hej, wy! - zawołał Adar do stojących nieopodal chłopów. - Pomóżcie mi z tym! - wskazał na znajdujący się obok stary wóz. Jako że brama Goboczujki została wyważona dawno temu, nie mogła już trzymać wroga po drugiej stronie. Z pomocą chłopów Reimera, Adar przepchał wóz za bramę, utrudniając tym samym przezeń przejście.
Kiedy się z tym uporali, zwołał jeszcze kilku i stanął przy wschodniej wyrwie.

Co ja robię?, pytał się w myślach, blokując swoim ciałem przejście przez mur. Co ty wyczyniasz?, nie przestawał pytać. Nogi mu drżały. Horda zbliżała się z każdą sekundą. Zaraz zaszarżują, a ty będziesz pierwszym, który stanie na ich drodze. I który zginie. Przestań się bawić w bohatera, nie jesteś wojownikiem!


Nie ruszył się z miejsca. Czuł na plecach przyśpieszony oddech chłopów. Stali niemalże pod jego przywództwem. Adar odwrócił się do nich i poprawił uchwyt na tarczy. Patrzyli na niego z mieszanką zaciekawienia i konsternacji. No tak. Jeszcze rano widzieli go przy garach, jak obsługiwał wszystkich, niczym pospolity kuchcik. Teraz stał w pełnej kolczudze, ze wspaniale zdobioną tarczą, wystawiony na atak plugawych sług Chaosu. Co musieli o nim myśleć?
Szarak uśmiechnął się do nich szeroko.
- Nie lękajcie się przyjaciele. - Słowa same wyrywały mu się z gardła głosem, który nie zadrżał ani na moment. - Nie lękajcie się, bo oto stoimy tu, na prochach naszych przodków. Nie czujecie tego? Ich obecności? Dawni wojownicy. Bohaterowie! Ci, którzy niestrudzenie stawiali czoła niekończącej się fali pomiotów Chaosu. Nie czujecie ich odwagi? Ona wciąż tu jest! Zaczerpnijcie z niej! - zawołał tubalnym głosem, dobywając Pobrzask. Ostrze zalśniło błękitnym światłem, skupiając na sobie wzrok zebranych. - Co by powiedzieli, widząc taką garstkę ścierwa i nas, wystraszonych wieśniaków? Byliby z nas dumni? Nie sądzę. Dlatego mówię wam, nie lękajcie się! Pokażmy, na co stać prawdziwych obywateli Imperium! Pokażmy bohaterom Goboczujki, że jesteśmy godni, by do nich dołączyć! Za naszych bliskich! Za tych, których kochamy! WALCZMY! zakrzyknął, unosząc ostrze, jakby chciał wbić go w same niebiosa.

Potrzebują tego. Prawda?


Czekał w skupieniu, zasłaniając się tarczą i szykując broń do ataku. Strzelcy popisali się umiejętnościami, likwidując większość zagrożenia bronią zasięgową i tymi bombami, za co Adar był im wdzięczny. Wiedział jednak, że nie zdołają zabić wszystkich i wkrótce zwierzoludzie dotrą pod same mury.
I oto pojawił się w wyrwie. Ogr. Wielki i masywny, przy którym Szarak wyglądał jak dziecko. Topór w jego dłoniach mógłby rozpołowić sługę bez zatrzymywania się.
Adar ciął bez zastanowienia, nie pozwalając tamtemu wykonać żadnego ruchu. Runiczne ostrze celnie zatopiło się w cielsku ogra i... utknęło. Szarak siłował się, by wyrwać go z plątaniny opancerzenia stwora i jego pokaźnej sylwetki. Ogr tylko paskudnie wyszczerzył swoje kły i spuścił na głowę człowieka swoją masywną broń. Adar w porę wyciągnął zaklinowany miecz i zasłonił się tarczą. Impet uderzenia wbił go jednak do samej ziemi, traktując potężny wstrząsem. Kolejnego uderzenia już nie sparował.
Obuch zatopił się w piersi kucharza, rozrywając przy tym jego kolczugę i miażdżąc żebra. Następny cios o mało nie odrąbał mu ręki, z której odpadł spory kawałek mięsa. Krew obficie spryskała mur.

Adar zdążył jeszcze mętnym wzrokiem spojrzeć w oczy swojego przeciwnika. Czuł się... w porządku. Miał wrażenie, jakby odpływał. Umierał? Może. Ale przynajmniej tym razem nie uciekł. Zrobił wszystko, co do niego należało. Lambert, Schulz, najemnicy i wieśniacy – zajmą się resztą. Ty już możesz spocząć.

Spisałeś się, kucharzyno.

Ciemność.
Jak dawniej.
Zamknięty na poddaszu.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline