Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2016, 17:07   #2
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Czerwcowy poranek zapowiadał się całkiem pogodnie. A jakby inaczej? W końcu były wakacje, rok szkolny dopiero co się skończył, a globalne ocieplenie zsyłało na mieszkańców ziemi ponadnormatywne temperatury. Słońce leniwie oświetlało także jedną ze starych kamienic w Szczecinie.



Grube stare mury wydawały się nic sobie z tego nie robić, zapewniając jej mieszkańcom znośną temperaturę wewnątrz. W dodatku rolety kupione na przecenie za psie grosze w Castoramie spisywały się na medal.
- Zocha! Wstawaj w końcu! Śmieci idź wynieść. Zaraz wychodzimy! - Naturalny budzik w postaci własnej rodzonej matki był zawsze niezawodny. Zwłaszcza gdy ten w telefonie próbował już kilka razy wciąż przełączany na drzemkę. Zosia nie lubiła… a właściwie “nie lubiła” to mało powiedziane. Zosia nienawidziła wstawać rano. Zwłaszcza w wakacje. Zwłaszcza dziś.

Dziewczyna jęknęła cicho w poduszkę. Powoli i mozolnie zaczęła zwlekać się z ciasnego pojedynczego łóżka, prawdopodobnie mającego tyle samo lat co ona sama. Gdy już postawiła stopy na zimnej posadzce zdała sobie sprawę z tego jak bardzo jest niewyspana. Przetarła dłońmi podpuchnięte oczy.
- Wstałaś? - Wraz ze skrzypnięciem drzwi jej pokoju ukazała się w nich pulchna twarz jej matki. Nie dało się nie zauważyć, że kobieta ubrana była cała na czarno, a jej dziś wyjątkowo zdawkowy makijaż ledwo co przykrywał równie podpuchnięte oczy co samej Zosi.
- Wstaję mamo. - Odparła, niechętnie podnosząc się z tapczanu.
- Miałaś posprzątać ten bałagan. - Kobieta westchnęła ciężko. - No dobra, raz, dwa. Wyśpisz się w samochodzie. - Dodała łagodnym tonem głosu. Wszystko wskazywało na to, że dziś nie ma zamiaru pastwić się nad córką. Nawet za artystyczny nieład panujący w jej pokoju. Zaraz po tym znikła, a jej ciężkie kroki najwyraźniej skierowały się w stronę kuchni.

Zosia rozejrzała się po swoim pokoju. Było to niewielkie, ciasne i podłużne pomieszczenie. Wszystko w nim było stare i pachnące kurzem. Odchodzące gdzieniegdzie tapety, dziewczyna skutecznie zakleiła plakatami ulubionych zespołów muzycznych i ciekawymi grafikami znanych i mniej znanych artystów. Jedynymi w miarę nowymi przedmiotami był jej laptop i oczywiście telefon komórkowy. Dwie rzeczy niezbędne do życia nastolatki, o które godzinami, dniami i miesiącami musiała prosić rodziców, aż w końcu zarobiła na nie sama ciężką pracą w McDonald’s. Nic dziwnego. Rodzicom nie wiodło się za dobrze, to i tak cud, że choć trochę dołożyli się do nowego sprzętu. No i tak, faktycznie miała tu posprzątać. W myśl zasady: czego nie musisz zrobić dziś, zrób jutro - odkładała ów obietnicę z jutra na jutro, a z kolejnego jutra na kolejne jutro. W końcu jutro też będzie jutro i tak dalej.

Ziewając po drodze dwukrotnie i potykając się o miskę z psim jedzeniem Zosia udała się do łazienki. Jej zaspany umysł zarejestrował brak kudłatego stworzenia rzucającego się z mokrym nosem i jeszcze bardziej mokrym językiem na jej nogi, oraz brak ojca. Przez myśl przemknęło jej, że przecież Brunet miał spędzić kolejne kilka dni u sąsiadów (młodej parki z czwórką dzieci), podczas gdy ona z rodzicami udadzą się do Starego Polesia na pogrzeb dziadka Janusza.

Dziewczyna aż wzdrygnęła się na samą myśl. Pogrzeb dziadka…
Nie pamiętała kiedy ostatnio była na pogrzebie. A teraz, nie miał być to zwykły jakiś tam pogrzeb. Miało to być ostatnie pożegnanie z dziadkiem Januszem. Jej dziadkiem, jej wspaniałym ukochanym dziadkiem, dzięki któremu miała multum wspomnień i udane rok po roku wakacje na wsi. Bo dziadka już nie było. Bo dziadek umarł…
Zosia pociągnęła mocno nosem. Wiedziała, że musi przestać o tym myśleć inaczej sprowadzi sama na siebie kolejną salwę łez.

***

“Wyśpisz się w samochodzie” taaaaaa…
Zosia na prawdę liczyła na to, że wyśpi się w samochodzie. Wzięła ze sobą nawet kocyk i podusię. Tymczasem, po pierwsze: rodzice nucili głośno jakieś stare hity lecące z ich ulubionej płyty. Może chcieli poprawić sobie tym humory, może zabić czas, a może po prostu trzymali się ich głupiej tradycji podśpiewywania tych bzdur przy każdej dłuższej podróży. No nic. Musiała to jakoś przeżyć. Po drugie, jej telefon wciąż pikał. Przez chwilę zastanawiała się nawet poważnie nad wyłączeniem go. Pisali oczywiście znajomi, a dźwięk znany był dobrze każdemu użytkownikowi Messangera.

Kasia cieszyła się bo Jacek zaprosił ją na pizze i w dodatku nie wiedziała w co się ubrać. Jacek cieszył się bo zaprosił na pizzę Kasię i w dodatku nie wiedział czy powinien kupić jej kwiatka. Ala wybrała kierunek studiów i złożyła papiery, zachęcała oczywiście Zosię by poszła razem z nią na Logistykę. Paweł przesyłał zdjęcia jak łowi ryby z Adasiem. Adaś pisał jak to Paweł wpadł do wody łowiąc z nim ryby. Natalia jako jedyna nie owijała w bawełnę i pisała coś o tym, że wszystko będzie dobrze i głowa do góry…

Po tym jak telefon po raz kolejny piknął, Zosia wyłączyła dźwięki. Na prawdę nie miała dziś na to humoru. Okryła się szczelniej kocykiem i wyjrzała za okno. Przez chwilę uchwyciła własne odbicie. Drobna, krótko ścięta blondynka wpatrywała się w swoje błękitne oczy. Makijaż robił cuda, nie wyglądały na podkrążone. Dziewczyna ziewnęła nie zdążając zasłonić przy tym ust. A później był las, las, las, drzewo, drzewo, drzewo…

***

Obudziła się gdy w samochodzie zaczęło trząść. Nie tak zwyczajnie. Jechali po wertepach. Nie takich zwyczajnych! Były to wertepy na drodze do Starego Polesia. Byli na miejscu. Dziewczyna odkleiła policzka od szyby wyglądając za nią z zainteresowaniem, całkowicie przebudzona myślą o byciu na miejscu. Po chwili jej lewa dłoń dotknęła szyby, zupełnie tak jakby blondynka chciała dotknąć tego co widziała za oknem. Co prawda niebo zachmurzyło się, nie dodawało to dodatkowego uroku okolicznym krajobrazom, ale z pewnością dodawało więcej powietrza przy szwankującej klimatyzacji w samochodzie.

Dla Zosi widok był piękny i malowniczy. Zamknięta w jadącym samochodzie nie mogła dobrze czuć zapachu polnych kwiatów wymieszanego z wonią końskich odchodów, ale doskonale czuła go w wyobraźni. Wspomnienia wracały jak bumerang. Tam na tej polanie dziadek uczył ich jeździć konno, ją i jej kuzyna gdy razem przyjeżdżali na wakacje będąc jeszcze dziećmi. Tam babcia kupowała im lody które nosiły dziwną nazwę “Pingwinki”. A tam czasami posyłała po kremówki. I tu! Zosia dobrze to pamiętała - była tu stara studnia. Uwielbiała odgłos które wydawały wrzucane do niej młotki dziadka. Biedy dziadek pozbył się przez nią kilku cennych narzędzi, a całe szczęście wina spadła na Doriana.

Dziewczyna wychyliła się by spojrzeć przez drugie okno zza którego wyraźnie było widać pobliski stawik. Tam dziadek łowił ryby. A tam łapali żaby. Biedne żaby. Te które przeżyły starcie z dzieciakami często lądowały w wannie u babci. Zosia pamiętała jak raz w nocy babcia poszła do toalety i wznieciła alarm budzący wszystkich domowników. Wtedy się działo…

Wspomnień nie byłoby końca, gdyby nie to, że z daleka już było widać dom dziadków. Jankowscy dosłownie wstrzymali na chwilę oddech. Nawet muzyka w samochodzie ucichła, a nikt nie zwrócił uwagi na to, że skończyła się płyta.

Gdy tylko samochód minął posesję Grusińskich, Zosia zdjęła z siebie kocyk i zajęła się starannym składaniem go w kosteczkę. Może nie leżało to w jej naturze, ale czymś chciała zająć ręce. Chwilę później samochód zatrzymał się. Dziewczyna wraz z rodzicami przekroczyła skrzypiącą bramkę. Wyminęła stadko spacerujących po trawniku kur. Pusty od dawna chlewik dla świń. Uśmiechnęła się lekko na widok pasącej się na niewielkiej łące nieopodal krowy. No i zaczęła widać z gośćmi. Wydawało jej się przy tym, że czas spowolnił rozleniwiony jak ona sama jeszcze z rana. Miała wrażenie, że uściski rodziny nigdy się nie skończą. I te wszystkie:
“och, jak ty wyrosłaś”, “och, a ostatnio jak się widzieliśmy byłaś taka malutka”, “och, jaka ty już duża”, “och, kiedy to ja Cię ostatnio widziałam”, “och,...” i “och,...”

Brakowało jeszcze by ciotki zaczęły tarmosić ją za policzki. Jedynie babcia Ula nie zrobiła żadnego “och”. Zwyczajnie przywitała się ze swoją wnuczką, przytulając ją do serduszka. A był to taki moment w którym Zosia po prostu musiała się do niej uśmiechnąć. Wcześniej nawet nie wiedziała, jak brakowało jej tego babcinego ciepła.

Na stole szybko wylądował babciny rosół, a Zosię niemalże siłą a tak na prawdę - ciociową perswazją usadzono przy stole i kazano jeść. Przy okazji zasypując kolejnymi “och” tym razem dotyczącymi jej przyszłości i planowanego kierunku studiów. Nie byłoby to takie męczące gdyby każdy po prostu nie chciał wiedzieć tego samego.

Dziewczyna zjadła i szybko wymknęła się z domostwa. Usiadłszy na bujanej ławce przed domem z ulgą zaczęła zajęła się odpisywaniem na napływające wiadomości. I oczywiście czekaniem na godzinę “zero”, która mimo wyjątkowo wolno płynącego czasu nastąpiła szybko, za szybko. Goście powoli zaczęli wychodzić z babcinego domu by udać się na ceremonię do miejscowego kościoła.

Zosia z zaciekawieniem umieściła wzrok na wychodzącym wraz z nimi młodziku, którego jakoś wcześniej w ogóle nie zauważyła. Czyżby, to był jej kuzyn Dorian? Pamiętała go jak (“och!”) był jeszcze chłopcem, a teraz wszystko wskazywało na to, że ma przed oczami dorosłego już mężczyznę.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline