Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2016, 20:56   #18
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
- Co do do wszystkich diabłów było?! - krzyknął Miłogost, rzucając się z rozwartymi ramionami na szafę z alkoholami w celu zapobieżenia jakimkolwiek stratom. Gdy brzęczenie szkła ustało karczmarz odetchnął z ulgą i złapał butelkę z wiśniówką, z której chwilę wcześniej nalewał sobie kieliszek i szybko ponowił tą czynność, jeszcze szybciej przelewając sobie zawartość do przełyku.
- Ahhhh… dobra - szepnął do siebie odruchowo i zapytał głośniej - Wszyscy cali? Wiecie co to do cholery było?
- To chyba od Baszty Maga - podsunęła Marianna, nadzwyczaj czule obłapując swoją bałałajkę, by sprawdzić czy instrument nie doznał szwanku - Może wreszcie wrócił tam ten stary pomyleniec? Najwyższa pora, z dziesięć dni go nie było. Albo i dłużej! Magiczne popaprańce... mam o takich chyba nawet piosenkę!

- No i dobre. Niech tylko nam Kocura nie rozpieprzą, a tak to niech se robią co chcą. Zresztą - to nie mój interes, ja mam pilnować, żeby gościom gorzałki nie brakowało, a nie latać po wsi i pilnować porządku. Od tego są inni! - powiedział Miłogost, jednakże podszedł do okna Burego Kocura i wyjrzał za nie, wpatrując się w kierunku Baszty Maga, chcąc sprawdzić, czy coś zobaczy.
Widok za oknem jednak nie wyróżniał się niczym ciekawym, więc Miłogost szybko wrócił do swojego ulubionego zajęcia - podpijania własnych trunków. Tego wieczora już trochę wypił, także w głowie zaczynało mu lekko szumieć.

Rzucił okiem w kierunku Marianny, która siedziała na swoim miejscu i próbowała nastroić swój śmieszny, mały instrument strunowy, aby zagrać rzeczoną piosenkę o “magicznych popaprańcach”. Gdy ich wzrok się skrzyżował, Miłogost zobaczył w oczach skrzatki wyrzut, że pije sam, a bardki nie poczęstuje, jednak zignorował to.
- Hej, ludzie! Nie ma się czego bać, trzeba zamawiać! Kolego, wyjdźże spod tego stołu, przecież nic się nie stało! Ale co, może seteczkę żytniej dla kurażu? -

- Hmpf. Jednak zaśpiewam coś innego. - mruknęła skrzacica pod nosem i rzuciła nienawistne spojrzenie Karczmarzowi. Po chwili rozdarła gardło, akompaniując sobie na bałałajce.

Polej Gruby wódy - nie przeleje się
Przecież jutro możesz leżeć cały dzień
Polej Gruby wódy - Młody ma już dość
Jak dojdzie do domu? Odstawimy go
Odstawimy go aż pod samą chatę
Więc polej, Gruby, polej, bądź nam bratem
Wódeczki smak słodki jak usta twe
Pocałuj mnie, do dna, o w mordęęę!

Karczmarz przysłuchiwał się zawodzeniu skrzacicy. Nie mógł z tym nic zrobić, zwłaszcza, że części klientów podobało się taka *muzyka*, więc usiadł za kontuarem na zydelku, wyciągnął nogi i przeciągle ziewnął, czekając na jakieś zamówienia lub pojawienie się nowych gości.

Kiedy rozległ się huk, a z pióra spadła tłusta kropa, Harl podniósł głowę i potoczył po karczemnym wnętrzu srogim spojrzeniem. Jakby chciał od razu wypatrzyć winowajcę. Niejako przy okazji zorientował się też, czy nikt nie ucierpiał. Mamrocząc coś po krasnoludzku w brodę, chwycił jeszcze bibułę i odratował, ile się dało, z prawie zapisanej karty. Raporty i tak miesiąc w miesiąc skrobał bliźniaczo podobne. Przepisywanie tego samego jednego wieczoru zepsułoby mu humor do reszty.
Odczekał, aż Marianna przycichnie, wreszcie sapnął gniewnie, wstał i grubym paluchem o kanciastym paznokciu wskazał gospodarza.
- Dobra. Ty, Miłogost, pilnuj sobie interesu i flaszek. Tylko niech ci ze łba nie wyparuje, że jakby komuś coś się stało, to go tu odeślę. Trzeba będzie pomóc, może lecieć po łapiducha. - Zerknął znacząco na Mariannę, podniósł kufel i jednym haustem dokończył piwo. - To idę, zobaczę, co pierdolnęło.
Karczmarz dalej siedząc na zydelku za barem, zza którego w tej pozycji ledwo było go widać, spojrzał bez słowa na Harla, ale nie skinął głową na znak, że zrozumiał o co temu krasnoludowi chodziło. Dopiero po chwili odezwał się - Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? Przecie to nie lazaret tylko karczma. Ja tu mogę pomóc gorzałką jak ma gorszy dzień, a nie jak go magiczne energie wysadziły.
Manhattan przystanął w progu.
- Nie wiem, czy Trottier siedzi w domu - burknął. - Tutaj na pewno jesteście wy. No i będzie bliżej.
Miłogost wzruszył ramionami - No dobra, zawsze więcej gości to większy utarg. Powodzenia… A! A może chcesz zabrać ze sobą Mariannę? - zwrócił się do zawodzącej skrzacicy - Weźno idźże z nim, pooglądasz co tam się dzieje, rozeznasz temat i będziesz mieć kolejną porcję inspiracji do ballady… - i dodał zdecydowanie ciszej, tylko do siebie - … a my trochę upragnionej ciszy.

Gdyby ktoś nie znał szuwarowego szeryfa, mógłby uznać, że w pierwszej chwili nie na żarty się przeraził. Znieruchomiał całkiem jak sterczący za drzwiami golem i tylko gapił się na Miłogosta spod krzaczastych brwi. Potem - nadal zmarszczony - wyciągnął rękę, zabębnił palcami po ościeżnicy i powiedział powoli do Marianny:
- Pod warunkiem, że będziesz latać.

- Piłam, nie latam - odpowiedziała, zgodnie zresztą z prawdą, bo taka to była skrzacia uroda, że pod wpływem procentów istoty te zatracały umiejętność wznoszenia się wyżej niż do wysokości stołu i kolejnego kufla - Zostanę i pośpiewam, skoro Karczmarz tak ładnie prosi. - wyszczerzyła się szelmowsko do Miłogosta.
Harl zmarszczył się jeszcze trochę, ale tylko kiwnął głową i wyszedł.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 02-07-2016 o 10:10.
Lomir jest offline