Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2016, 10:51   #20
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Theseusowi udało się jakimś cudem wydobyć z ciasnej kabiny, bez potknięcia się w tych ciemnościach. Stojąc już na bruku, wyciągnął dłoń w stronę kobiety, by pomóc jej z opuszczeniem dyliżansu. Następnie trzymając ją pod rękę, zaprowadził aż pod same drzwi karczmy, która była przewidziana na ich noc.
- Jeśli pani mi wybaczy… - zwrócił się kapłan do Laury, stojąc przed progiem. - Udam się do miejscowej świątyni, szukać spoczynku. Być może lokalny Cicerone użyczy mi choć skrawek podłogi, na której będę mógł złożyć zmęczone oblicze - powiedział, jednocześnie rozglądając się uważnie i próbując w ciemności dostrzec zarysy kościoła Wielkiego Budowniczego. Choć światło było skąpe, to bystre oko Theseusa wyłapało kontury czegoś, co określił mianem tutejszej świątyni.
- Życzę panience dobrej nocy i do zobaczenia jutro rano - zagaił, nie czekając na jej reakcję. - I zapraszam też na poranne modły! - dodał, będąc już w drodze.
- Oczywiście - uprzejmie odpowiedziała mu Laura ze zmęczonym uśmiechem. Otulając się swoim płaszczem, odprowadziła wzrokiem znikającego kapłana.

Noc była ciemna, a zimne powietrze przyjemnie pobudziło wyczerpanego batiseistę. Stawiał długie, równo wybijane ciężkim obuwiem kroki, powiewając za plecami skrawkami płaszcza, a przez grzbiet miał przerzuconą swoją torbę. Zbliżając się jeszcze bardziej, szybko okazało się, że Glaive miał rację. Kościół, choć niezbyt pokaźny i zbudowany z drewna, dumnie łopotał flagą zatwierdzoną na dachu. Przewrócona ósemka. Znak Boga. Theseus uśmiechnął się pod nosem i raźnie pobieżał szukać drzwi na plebanię.
Kołatka przypominała niewielki młoteczek otoczony roślinnymi motywami. Stworzony do delikatnych oznajmień o czyhających gościach pod drzwiami. Z pewnością nie było to narzędzie do nocnych wizyt. Dla tych, którzy obcować chcieli z bogiem o różnych dziwnych porach, na wszelki wypadek zawieszono wielki dzwonek z linką, jak czasem na statkach miewają bosmani...



Cichą, zaspaną, chlupocicką uliczkę zaatakował cichy brzdęk, który tak samo szybko minął, jak się zaczął, nie czyniąc przy tym żadnego zamieszania (prócz oddalonej kanonady psich szczeków). Skrępowany duchowny musiał powtórzyć czynność i mocniej pociągnąć sznurki. Tym razem dzwon wybrzmiał jak należy i z dużym prawdopodobieństwem okoliczni mieszkańcy wiedzieli już, że oto ktoś owładnięty przymusem, w środku nocy przyszedł się modlić…

Na gospodarza trzeba było trochę czekać. Zgrzytnęła zasuwa i drzwi powoli się uchyliły wypuszczając nieco światła.
- Czego tam po nocy? Kto sługę bożego niepokoi? - zachrypiały głos dał się słyszeć z za szpary.
- Chwała niech będzie Wielkiemu Budowniczemu - powiedział batiseista, niezbyt zrażony chłodnym powitaniem. - Brat Cicerone Theseus Glaive z Diecezji w Matrice kłania się nisko, gospodarzu - przedstawił się, a do otworu w drzwiach przytknął prawą dłoń, na której nosił pieczęć kościoła.
- Na chwałę wieczną! - Odezwał się jak z automatu człowiek. Drzwi się zatrzasnęły, zgrzytnął zamek energicznie i już za chwilę Theseusa wpuszczał skromny, malutki odźwierny oświetlający korytarz lampą.
- Niech ojciec wejdzie! Co za radość! - Człek ten nad wyraz się pobudził - Jam jest Hippolyte Allaire do usług - skłonił się nisko - Wezmę płaszcz jego miłości i jeśli trzeba zbudzę ojca Nathanka!
Thesues rozkładając ramiona w tył, zrzucił z siebie płaszcz i podał go kościelnemu.
- Nie ma potrzeby przerywać odpoczynku brata Nathanka. Rozmówię się z nim z samego rana - odparł, prostując się i poprawiając torbę na ramieniu. Niełatwo było ukryć, że kapłan dosłownie górował nad odźwiernym. - Widzicie, synu, byłem w drodze do Szuwarów, kiedy noc mnie zastała. Szukam tylko kąta, gdzie mógłbym przeczekać do wschodu słońca. Macie no może skrawek siennika dla strudzonego wędrowca? - zapytał, przyglądając się uważnie Hippolytowi.
- Siennika?! Szanowny cicerone raczy żartować! - Sztucznie oburzył się kościelny, odwiesił płaszcz i wskazał głąb korytarza zwisającym rękawem koszuli nocnej - Tędy, zapraszam.
Sam poczłapał tak naprawdę przodem, wspiął się po kilkach schodach i można było odnieść wrażenie, że zaraz se tę przydługą koszulinę przydepnie i będzie nieszczęście. Gdy dotarł do drzwi pokoju gościnnego, otworzył je i znów zaprosił gestem do środka.

- Mamy taki pokój dla gości ojcze. Czy życzy ojciec sobie coś do picia albo zjedzenia? Pościel jest świeża a ubrania mogę donieść, jeśli trzeba.
Glaive skinął w podzięce głową i wszedł do środka. Zaraz też rzucił na łóżko swój skromny dobytek schowany w torbach - parę koszul na zmianę, trochę przyborów higienicznych i oczywiście swoje święte księgi.
- Dziękuję, dobry człowieku. Kubek wody w zupełności mi wystarczy. Nie godzi się obiadać o takiej porze, jednak z chęcią zjem rano śniadanie z bratem Nathankiem. O której godzinie odprawiacie poranne modły? Chciałbym wziąć udział w liturgii.
- Z samego rana, o świcie, mój drogi panie - uśmiechnął się kościelny o tak nijakiej twarzy, że trudno go opisać. - Przyniosę wody i oczywiście, zbudzę na śniadanie.
- Niech opatrzność Wielkiego Budowniczego nad tobą czuwa, dobrodzieju - odparł, posyłając do kościelnego coś, co od biedy można było nazwać pogodnym uśmiechem. Następnie odrywając od małego człowieka uwagę, podszedł powolnym krokiem do okna, przed którym też przystanął, uprzednio zakładając dłonie za plecy. Nie odezwał się już więcej, widocznie czekając, aż Hippolyte wykona swoje polecenie. W ciszy spoglądał w ciemną noc. Która też wkrótce pochłonęła go bez reszty.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline