Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2016, 01:54   #31
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7

Denver; peryferia; menelnia w starej księgarni; Dzień 1 - wczesny wieczór; ciepło.




Młynarz



- Noo... Dobra... - mruknął niezbyt wyraźnie Czarny Bob bez żenady oglądając swoje nowe fanty i nie ukrywając, że niezbyt go cieszą. Wolałby zapewnie coś z preferowanych przez siebie produktów. Te które otrzymał od swojego gościa mógł jednak próbować wymieniać na takie. Nie było to tak wygodne jak gotowy do użycia towar ale jakiś zarobek z tego był. Menel więc chrząknął spluną w ogień gdzie jego zielonkawa plwocina zasyczała gotując się na płonących bierwionach i szykował siły by opowiedzieć swoją historię.

- Noo too... - zaczął jakby wysiłek rozmowy go męczył. - To było w nocy. Bo sie obudziłem. W łóżku. Więc wiedziałem, że nie jestem u siebie. - wyjasniająco wskazał na przegniły materac przykryty jakimiś kocopodobnymi szmatami. Posłanie absoultnie nie zachęcałoby przeciętnego mieszkańca spoza tej społeczności do spędzenia nocy w takim podejrzanym miejscu. Posłanie na pewno nie przypominało jakiegokolwiek łóżka.

- No to wstałem nie? I chciaem wrócić do siebie. Ale słyszę, że na dole ktoś się kręci. No to wiesz. Lepiej nie wchodzić mu w drogę nie? - wyjaśnił punkt widzenia tak często spotykany u mieszańców Ruin. Najczęstsza strategia przeżycia tego typu ludzi polegała na nie rzucaniu się w oczy i schodzeniu z drogi właściwie wszystkim komu się dało.

- I ten. Dziura. Dziura była w podłodze. Nieduża. Ale chciałem zajrzeć. Wiesz, korytarz był w dwie strony do dwóch klatek. To chciałem wiedzieć do której iść. I wtedy to zobaczyłem. To nie był człowiek. Nie. Nie był. Na pewno nie. Ani zwierzę. Nie, też nie. Znaczy żadne normalne. Wiesz, takie jak kiedyś. To nie. Chyba nie. Ale nie znam wszystkich zwierząt z tamtych czasów. Może i było kiedyś jakieś takie. Nie wiem. No ja nie widziałem nic takiego wcześniej. - Bob zamyślił się na chwilę jakby zawiesił się nad przedwojenną menażerią i czy to coś co widział pasowało do tego schematu. Mruczał coś pod nosem, marszczył nos i poruszał nieco nerwowo dłońmi jakby dyskutował sam z sobą. Trwało to chwilę zanim wzrok zawiesił mu się na Młynarzu jakby przypominając sobie o jego obecności.

- Aha... Nnoo... No tak. I to tam było. Duże. Nie widziałem dokładnie. Ciemno było. Noc. I to było w piwnicy. Ale było. Skrzeczało i piszczało. Jak żadne zwierze. I taki klekot. Wiesz. Jak coś idzie po blasze. No. Ale tam na dole nie ma blach. Bo byśmy wynieśli. Nie nie ma. Bo wynieślibyśmy blachy.Tak. Wynieśli. Ale to i tak klekotało. Pewnie jak szło. Szybko. Wiesz, bałem się, że jak znajdzie mnie to nie ucieknę. Bo tam gruz jest na dole a nie blacha. Ale to i tak było szybkie. A ja nie. Nie po gruzie. Nawet nie po prostej. To nie. Nie szło, nie idzie no... - Bob wznowił swoją opowieść o tym nocnym spotkaniu. Otarł pot z czoła jakby znów tam był. Albo jakby dała o sobie znać jedna z powszechnych u tego typu ludzi przypadłości. Podniósł na chwilę głowę z tepym zainteresowaniem gdy o ścianę hukneła kolejna puszka czy butelka i parka na zewnątrz chyba przeszła do wymiany konkretniejszych argumentów. Brzmiało trochę jakby o sąsiednią ściane uderzył tępy, miękki przedniot pasujacy znakomicie do zderzenia ciała z płaską powierzchnią. Wrzaski też umilkły zastąpionę jakimiś niezrozumiałymi charkotami i syczeniem tak częstymi we wszelkich walkach i bójkach.

- Dzień jak co dzień. I noc jak noc. Kolejna. - pokiwał głową mężczyzna z zaniedbaną czarną brodą jakby komentując wydarzenia zza ściany. Nie wydawał się ani przejęty ani zainteresowany jakoś przebiegiem tej kłótni. - I to coś jęczało trochę też jak człowiek. Wiesz. Jak weźmiesz coś ciekawego. I masz jazdy. No to tak. Słyszałem. Jęczał ktoś. Jakiś facet. Tam na dole w piwnicy. Ale szybki musiałby być by tak bez światła zasuwac po tym gruzie tam na dole. Ale przez moment to widziałem. Bo tam ściana się urywa. I jak chcesz wyjśc musisz się wspiąć. I ten. To się wspięło. I widziałem. Plamę. Cień. Jak przemknął dalej. Duże. Większe od człowieka. No to nie. Nie chciałem tego spotkać. To poszłem. W drugą stronę poszłem. Wróciłem do siebie. No... A potem słyszałem, że ktoś zginął... Znaczy w dzień... Któryś dzień... Wiesz takie same są te dni... No to jak wstałem to zginął... I tak myślę teraz, że to było to. To musiał być ten Nocny Potwór. Bo co innego? Wszyscy wkół mówili, że to było to. To pewnie tak. To musiało być to. Bo co innego? - facet zapytał się na koniec patrząc w górę na swojego gościa. Wyglądało na to, że opowieść zbliżyła się do końca i zakończyła. Menel zaczął się kiwać jakby zawiesił się znowu na tym pytaniu. - To co? Dasz coś jeszcze? No daj. Co ci szkodzi? - odwiesił się jakby przypominając sobie, że może jeszcze się na coś ten jego gość przydać. Patrzył w gogle Młynarza tym charakterystycznym, monotonnym spojrzeniem meneli mających nadzieję, że odniesie skutek dając im szansę na kilka doatkowych mililitrów czy gramów bezpośrednio czy pośrednio.




Denver; Downtown; komisariat; Dzień 1 - wczesny wieczór; ciepło




Tristan Nolan, Butch Carter i Scott Sheppard



- Ok mamy tu trochę śladów, choć z większości nie będzie żadnego pożytku bo pewnie należą do tych co znaleźli zwłoki, oprócz tego są różne typowe zwierzęta ale te raczej też przyszły zając się resztkami więc wątpie żeby miały związek z tym czego szukamy. W sumie to mam tylko parę spostrzeżeń które niewiele nowego wnoszą: sądząc po śladach krwi cokolwiek to było zadało wiele ran z których sporo kwalifikowało się jako śmiertelne, więc obstawiałbym coś o dużej agresji. Do tego silne bo wygląda na to że cisnęło ofiarą, albo samo walneło w ścianę na tyle mocno że ta puściła po jednym ciosie. Samo to nie wymaga imponującej siły taką ścianę można przebić pięścią ale w takim przypadku cała twoja siła jest skoncentrowana punktowo, tutaj coś wywaliło jednym ciosem sporą dziurę. W sumie zastanawia mnie teraz jedna kwestia… dlaczego akurat tutaj? Czy bestia przyniosła tu ofiarę czy raczej coś ją tu zwabiło, biorąc pod uwagę agresję jaką podejrzewam patrząc na te rozbryzgi krwi wątpię żeby nasza bestia spokojnie zakradała się do siedzib ludzkich po cichu porywała pojedynczych ludzi po czym niosła w ustronne miejsce żeby tam wpaść w furię i zrobić krwawą jatkę. Więc musimy zobaczyć co sprowadziło tu naszą ofiarę, niestety nie udało się jej nawet zidentyfikować więc macamy po ciemku ale myślę że warto poszukać skąd ofiara przyszła i czego tu szukała.- Zakończył Tris przedstawiając swoje spostrzeżenia pozostałym Łowcom.

Scott kiwnął głową i skomentował wypowiedź Tristan’a:
Zgadza się… trzeba przeczesać większy obszar… nie możemy skupiać się na jednym miejscu… to dopiero początek poszukiwań… - rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu po czym wyszedł z rzeźni - Szukajmy dalszych śladów… i nie rozdzielajmy się… poszukiwania zajmą dłużej ale w takim miejscu warto się osłaniać… ruszajmy - rzucił na koniec krótką komendą łowca głów poganiając towarzyszy.

Nie śpieszyło im się. Mogli tu zostać choćby i całą noc i szukać śladów. Jednak nocowania Scott wolał uniknąć. Są pewne miejsca w których się po prostu nie śpi. To miejsce się kwalifikowało jak najbardziej - walące się ruiny w których grasowało coś o dość wyznaczającej się agresji. Trzeba było mieć się na baczności.

Ruina nie zachęcała do zwiedzania. Wszystko w niej trzeszczało i sypało się grożac całą gamą zagrożeń od głupiej cegły upadającej na głowę po pogrzebaniem żywcem całej grupy. Jak bardzo jest to chwiejny i dobitny teren trójka ruinowych penetratorów przekonała się gdy pod ich butami podłoga zarwała się i Butch poleciał razem z zawalonymi szczątkami podłogi na piętro poniżej. Pozostała dwójka zachwiała się mając nieco więcej farta i zdołali się złapać jakichś fragmentów elewacji nie spadając na dół. Na szczęscie okazało się, że ani im, ani pechowemu Butch'owi ani nawet Max'owi nic poza chwilą strachu się nie stało. Niemniej mieli dość dobitne potwierdzenie jak niebezpieczne pozostaje pozostanie w tym budynku. Tym razem znów wyszli z tego obronną ręką ale tak naprawdę nastepnym razem taki upadek mógł zakończyć się na jakichś wystających prętach zbrojeniowych, wielopoziomową czeluścią czy zawaleniem całej partii budynku przez jaki wędrowali.

Ale mimo to mieli trochę więcej niż standardwoego szczęścia. Na razie budynek nie zawalił się na nich. Choć nadchodząca noc juz zaczynała połykać półmrokiem wnętrze. Miejsca pozbawione otworów zaprojektowanych prze twórców czy te które w najróżniejszy sposób "zrobiły się" w ciągu ostatnich dekad już były ciemne. Myśl o poruszaniu się w tych warunkach ze źródłem światła robiła się dość naturalna. Zwłaszcza, że z każdą minutą zbliżała się ta mroczna część doby. Ta w której zdecydowana większość ludzkości kitra się w pozornie bezpiecznych schronieniach licząc, że dotrwa w spokoju do rana. Okoliczne budynki zaś wyglądały na klasyczne Ruiny a te, i to nocą, bardzo rzadko bywały bezpieczne. Ale to się zbliżało nieubłaganie ale jeszcze było trochę czasu.

Czas, fart, upór i bystre oczy sprawiły, że na jednej z podłóg parteru znaleźli łuski. Sądząc po wystającej kryzie i gabarytach pasujące do jakiegoś rewolweru małej czy średniej mocy. Choć brak jakichś znaków czy napisów przedwojennych twórców świadczył, że mają do czynienia z jakimś powojennym wynalazkiem. Zresztą jakościowo też wyglądał na samoróbkę. Łusek znależli trzy, mniej więcej w jednym miejscu. Zupełnie jakby ktoś przystanął za załomem i wystrzelił trzy razy.

Po wyglądzie łusek nie dało się stwierdzić od kiedy tu leżały ale na oko Tristana pewnie nie dłużej niż parę dni. W bardziej uczęszczanej okolicy pewnie ktoś by je już przytulił do kieszeni. Tutaj jednak chyba nikt się po tym mordzie nie szwendał albo jak już to zignorował czy nie zauważył takiego znaleziska. Insekty i padlinożercy zaś nie interesowały się pustym, błyszczącym metalem śmierdzącym chemią na którym nie było mięsa do oskubania. Czasowo łuski zapewne byly wystrzelone w podobnej okolicy jak tamta sieczka na górze w kiblu ale jednak mogło być i parę dni przed czy pod tamtym wydarzeniu. Tego aż tak dokładnie stwierdzić się nie dało.

Bystre oczy wypatrzyły też ślad po kuli jaki odłupał kawałek ściany i utknął w niej na dobre. Sądząc po rozmiarach wgłębienia na oko pasowało do kalibru znalezionych łusek. Czasowo również. Gdyby to był komplet to wyglądałoby, że ktoś strzelał z kilkunastu metrów w głębi budynku mniej więcej w stronę jednego z bocznych wejść o wywalonych lata temu drzwiach. Gdzie poleciałyby pozostałe dwa pociski tego jednak nie wiedzieli. W oklicy wejścia nie znaleźli też żadnej krwi czy innych śladów świadczących o postrzeleniu celu. Zbliżający się co raz bardziej zmierzch i nastepująca po niej noc nie sprzyjały poszukiwaniom czegokolwiek a na pewno nie wymagającym uwagi i światła detektywistyczno - tropicielskiej robocie jakie właśnie tu odstawiali.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline