Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2016, 12:45   #3
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.nightskyhunter.com/images/Antrimstormsjuly21st010-22.jpg[/MEDIA]
Niebo zostało już całkowicie zakryte ciemnymi, burzowymi chmurami i była to tylko kwestia chwili, by lunął z nich deszcz. Nawet w powietrzu czuć było nadchodzącą burzę z każdym kolejnym podmuchem chłodnego wiatru.
Dorian spojrzał w górę, na lecącego samotnie ptaka. Ciężko było określić jego gatunek, ale było w nim coś dziwnego. Przede wszystkim to, że leciał samotnie, a nie w stadzie. Może zaspał i teraz próbował odszukać swoją rodzinę? Nigdy nie dane było się dowiedzieć, bo ptak odleciał w sobie znanym kierunku.
Młody Jastrzębiec poprawił poły swojej marynarki, a potem swoje okulary w grubych, czarnych i obrzydliwie drogich oprawkach i zauważył, że dziewczyna, którą uznał za swoją kuzynkę, przyglądała mu się z zaciekawieniem. Uśmiechnął się do niej niemrawo, bo właściwie nie wiedział, jak się zachować. Czy podejść i się przywitać? Złożyć kondolencje? Zapytać czy nadal lubi wrzucać młotki do studni? A może udawać, że się nie znają i po prostu iść przed siebie i mieć z głowy całą tę przytłaczającą ceremonię? Na szczęście, lub też nie, wyręczyła go babcia Ula, która wyrosła obok niego jak spod ziemi.
- Dorianku, pamiętasz swoją kuzynkę, prawda? Tak lubiliście bawić się ze sobą - powiedziała z rozczuleniem, życzliwie uśmiechając się do wnuczki. - Szkoda, że po tylu latach spotykacie się w takich okolicznościach, ale może tak miało być? - dodała zbędnie tajemniczym tonem i przyspieszyła nieco kroku, by porozmawiać ze swoimi córkami.
Czyli to była ona. Babcia jednak wcale nie ułatwiła sytuacji, bo teraz jeszcze trudniej było mu podejść do Zosi. Tyle lat nie utrzymywali ze sobą kontaktu i teraz miał tak po prostu powiedzieć “cześć”? Może byłoby łatwiej, gdyby nie szli na pogrzeb.
Zosia odwzajemniła niemrawy uśmiech kuzyna. Sama nie wiedziała co powinna zrobić. Nie najgorszym pomysłem było przecież pójście w ślady ciotek i ochnięcie mu jak to wyrósł. Dziewczyna aż uśmiechnęła się sama do swoich myśli, rozbawiona tą wizją. Całe szczęście nagle tuż obok niego wyrosła babcia. A babcia miała to do siebie, że zawsze wiedziała kiedy powinna pojawić się w jakimś miejscu. Do głowy Zosi wpadło na raz kilkanaście wspomnień, mogących tą teorię potwierdzić.
Tymczasem babcia zniknęła, a ona pozostała tak jak była - wpatrzona w kuzyna, milcząca i myśląca o tym, że należałoby coś powiedzieć.
- Hej - zaczęła więc bardzo elokwentnie, wstając przy tym z bujanej ławki. - Trochę tu się zmieniło, co nie? Chociaż… - Dłonią, w której trzymała biały LG G3 wskazała bramkę do posiadłości dziadków. - Nadal skrzypi, jak skrzypiała.
Zmieniło? Chyba tyle, że dziadek umarł, pomyślał Dorian, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nie była to zbyt stosowna uwaga, a i sam nie wiedział, czemu taka była jego pierwsza myśl.
- Tak. Pamiętam, jak dziadek próbował ją naoliwić, ale nic z tego, wciąż skrzypiała, aż w końcu się poddał - powiedział zamiast kąśliwej uwagi.
Starał się nie wpatrywać w Zosię, jednak nie mógł powstrzymać się od ukradkowego przyglądania się zmianom, jakie u niej zaszły. Z pewnością nie była już dziewczynką, którą znał w dzieciństwie. A zmian trochę było, głównie tych oczywistych: biodra, piersi, makijaż no i włosy. Nie przefarbowała ich co prawda, ale zawsze przecież nosiła długie. W przeciwieństwie do Doriana, jego kuzynka była ubrana skromnie. Oczywiście zgodnie z obowiązującą etykietą - na czarno. Ot, prosta czarna sukienka za kolana. Jednak to, co nosiła, pewnie nawet nie miało marki.
- Słyszałem, że wybierasz się na studia? - zaczął po chwili krępującej ciszy. Wsadził ręce w kieszenie spodni i zaczął wielce żałować, że nie zabrał ze sobą swojego iPhone’a.
Dziewczyna przewróciła teatralnie oczami. Serio? Nawet on musiał o to pytać?
- A ja słyszałam, że już musisz się golić - odparła, unosząc do góry brwi i uśmiechając się lekko. Dorian w odpowiedzi zaśmiał się krótko, bo uwaga ta faktycznie go rozbawiła. Przynajmniej tyle w ten ponury dzień.
- Wszyscy pytają o moje studia... - poskarżyła się i najwyraźniej miała dodać coś jeszcze, jednak jakiś ruch za plecami Doriana przykuł jej uwagę.
- Rozumiem, że wolisz w takim razie nie rozmawiać o wyborze uczelni - stwierdził oczywistość i zamyślił się na chwilę.
Przynajmniej masz jakiś wybór, pomyślał, przypominając sobie, jak to on składał dokumenty na studia. Medycyna była jedyną możliwością, którą przewidzieli jego rodzice i nie było z tym żadnej dyskusji.
Spojrzał na Zosię, a potem za siebie, widząc, że coś przykuło jej uwagę. Przez myśl przebiegł mu najczarniejszy scenariusz z dzieciństwa i już wyobraził sobie, że skrada się za nim doberman Grusińskich, co oczywiście było kompletnym absurdem, jednak Stare Polesie działało jakoś tak na umysł, że miało się wrażenie powrotu do przeszłości.
Co do jednego się nie pomylił. Ktoś się skradał. Była to jednak tylko - dla niego ciocia Pela, a dla Zosi - mama Pela nerwowo szukająca czegoś w torebce.
- Zocha, widziałaś kluczyki od auta? Trzeba kwiaty wziąć. - Pulchna kobieta uniosła oczy w ostatniej chwili, by nie wpaść na plecy Doriana. - O! - Skomentowała krótko ów wyczyn.
- Tata miał. - Blondynka wzruszyła ramionami, tylko na chwilę odrywając wzrok od kuzyna, by spojrzeć na własną matkę. Jakoś nie czuła skrępowania przyglądając się mu.
Dorian uśmiechnął się do swojej ciotki, w duchu dziękując, że nie miała czarnej, lśniącej sierści i ostrych kłów. W zasadzie daleko było jej do dobermana, ale szybko porzucił rozmyślanie nad ewentualną psią rasą cioci Peli, bo nie chciał wybuchnąć śmiechem w takiej chwili.
- Ciekawe co się stało z tą studnią, do której wrzucaliśmy młotki dziadka - zastanowił się na głos, bo sobie przypomniał o tym fakcie i pomyślał, że byłby to ciekawszy temat dla Zosi niż jej studia czy kluczyki do samochodu.
Zanim ta jednak zdążyła odpowiedzieć, podszedł do nich ojciec Doriana - Grzegorz Jastrzębiec. Wysoki, postawny jegomość ubrany w idealnie skrojony, czarny garnitur. Jego twarz zawsze była taka sama - surowa. To on trochę przypominał dobermana, i to nie tylko z wyglądu.
- Mam nadzieję, że wszystkie egzaminy zdane? - spytał albo nawet stwierdził, bo z jego stanowczego tonu ciężko było odczytać intencje. W tym czasie, mama Zosi, korzystając z okazji, że nikt nie zwraca na nią uwagi, wywróciła oczami, na co sama Zosia poważnie musiała powstrzymać się, by nie wybuchnąć śmiechem. Kobieta chyba wolała jednak ulotnić się, niż słuchać dalszej wymiany słów między mężem jej siostry a synem. Dzięki temu też nie męczyła dalej swojego dziecka prośbą o szukanie ojca czy kluczyków.
- Tak, ojcze, zdane. Rano, przed wyjazdem, wysłałem ci skan z ocenami - odpowiedział jakby mechanicznie i beznamiętnie na pytanie. - Nie powinieneś się na nich zawieść.
- Nie brałem takiej możliwości pod uwagę - odparł tym samym tonem, po czym klepnął syna po ramieniu i wrócił do swojej żony, gdzieś na przód.
Dorian tylko westchnął ciężko. Na co Zosia uśmiechnęła się.
- Nie ma lekko, co?
W tym czasie szmer ludzi w około nich powoli ulatniał się. Wszyscy nieśpiesznie zaczynali przekraczać bramkę domu babci i dołączać do wędrujących w stronę kościoła sąsiadów. A jakżeby inaczej - Grusińscy byli wśród wędrowców, powoli znikając w narastającym tłumie.
- Nigdy nie było i pewnie nie będzie - odparł ze zrezygnowaniem Dorian.
W końcu zostali już tylko oni po złej stronie skrzypiącej bramki, a pomiędzy ich nogami szwendały się kury.
- Chyba powinniśmy dołączyć do reszty. Czas mieć to za sobą - rzekł, spoglądając na swoją kuzynkę. Ciekawiło go czy dane jeszcze im było odzyskać choć namiastkę dawnych relacji. W końcu kiedyś spotykali się tylko raz do roku, a to im w zupełności wystarczało.
Zosia już miała na końcu języka próbę sprowokowania kuzyna do złapania jednej z pobliskich kur, kiedy ten musiał wspomnieć o czasie i przypomnieć jej o nadbiegającym wydarzeniu. Jej rozbawienie wcześniejszą wymianą zdań odeszło z jednym uderzeniem serca, zamieniając się nie tyle w smutek, co skrywane przerażenie. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, a gdy słowa ugrzęzły jej w gardle skinęła tylko głową. Ruszyła pierwsza w stronę skrzypiącej bramki.
- Moi rodzice - podjęła neutralnym tonem, dopiero gdy przeszli na drugą stronę - nie cisną bym poszła na te studia.
- Masz swobodę wyboru, więc korzystaj z tego - odpowiedział Dorian, dołączając do niej. - To nie tak, że żałuję bycia na swoich studiach, ale… - Chciał powiedzieć, że gdyby mógł cofnąć czas, to pewnie poszedłby na aktorstwo czy jakiś inny, śmieszny i nieopłacalny według jego ojca kierunek albo nawet w ogóle nie zaczynałby studiów, a wyjechałby jak najdalej i nigdy nie wracał. Zamiast tego z jego ust wyszło coś zgoła innego. - Wiem, że moi rodzice chcą jak najlepiej i powinienem być im wdzięczny.
Wzruszył ramionami i ruszył ścieżką w stronę kościoła, a Zosia wraz z nim u jego boku.
- Maminsynek. Jak zawsze. - Dziewczyna wcale nie chciała obrazić go tymi słowami, by to podkreślić nie tylko uśmiechnęła się, ale również spróbowała dać mu kuksańca w bok. Dorian w odpowiedzi wydał z siebie jedynie zdławiony śmiech, zginając się lekko w boku. Od zawsze miał łaskotki prawie w każdym miejscu, a te połączone z łokciem wbitym w bok były najgorsze.
- Jeśli ktoś chce dla Ciebie jak najlepiej, to pozwala Ci decydować - odparła Zosia. - Ale… Z drugiej strony, to zależy od tego czy sam wiesz czego chcesz. Na przykład ja. Nie bardzo wiem co wybrać, bo boję się… no wiesz, to ciężki wybór. Jak teraz coś wybiorę to pewnie zostanie to ze mną do końca życia. Nie cofnę później czasu.
- Niby masz rację. W takim razie powinnaś wybrać coś, czego później nie będziesz żałować. Jednak… W sumie jak przewidzieć, czego nie będziesz żałować za kilka lat? Chyba po prostu trzeba iść z prądem albo naprzeciw mu, jak to robi taki jeden mój przyjaciel - powiedział Dorian, teraz bacznie przyglądając się każdemu ruchowi kuzynki, by nie paść ofiarą kolejnego kuksańca.
Dziewczyna uniosła dłonie w górę, jakby chciała dać znać, że rączki ma tu i będzie grzeczna.
- Gdybyś miał kiedyś wybór. Wybrałbyś medycynę?
Dorian spojrzał przed siebie, zamyślając się na moment. Oczywiście, że nie. Jednak czy był gotów przyznać się do tego na głos? Czego właściwie się bał? Przecież i tak niczego już nie zmieni.
- Nie - odparł krótko na pytanie Zosi. Medycyna była decyzją jego rodziców, a raczej jego surowego ojca. On się już dawno z tym pogodził, ale faktem było, że jeśli miałby jeszcze jedną szansę, pewnie dokonałby własnego wyboru.
- Ej. Pamiętasz starego księdza Józefa? Przyłapał mnie kiedyś na przyklejaniu gumy pod ławkę - wypaliła nagle dziewczyna, całkowicie zmieniając temat. Nic dziwnego, w końcu z każdym krokiem zbliżali się do kościoła.
Gdyby świat działał w taki sposób, Dorian dziękowałby teraz Zośce za tę zmianę. Jednak w rzeczywistości dziękowało się jedynie w duchu i podejmowało się nowy temat, jeśli poprzedni nie był zbyt przyjemnym.
Zosia zasłoniła oczy dłonią, gdy większy podmuch wiatru poderwał w ich stronę drobinki piaszczystej drogi. Dorian jedynie odwrócił głowę w inną stronę, po czym kontynuował:
- Założę się, że dziad wciąż się trzyma, zakonserwowany winem mszalnym.
Nigdy nie przepadali za księdzem Józefem, bo należał do tych mniej pobłażliwych i zawsze cuchnęło od niego alkoholem. Był jednak doskonałym obiektem do dziecięcych żartów.
- Jeśli tak jest, to mam nadzieję, że masz przy sobie paczkę gumy do żucia - dodał, a jego ton głosu w końcu był pogodniejszy.
Niedaleko od nich, na końcu piaszczystej ścieżki, widać już było budynek drewnianego kościoła. Większość mieszkańców Starego Polesia, jak i rodzina zmarłego, zdążyła się tam zebrać, a jedynie Dorian z Zosią zamarudzili trochę z tyłu.
- Nie mam, ale kilka gili w nosie może znajdę. - Dziewczyna zachichotała zakrywając dłonią usta. W końcu pod kościelne ławki można było przyklejać (i nie raz to się robiło) różne rzeczy. Byleby się kleiły. - Odważyłbyś się? Nie wiem czy nie jesteśmy na to już za duzi… i… - urwała, markotniejąc.
Przez kilka uderzeń serca milczała. Dorian spojrzał na nią w milczeniu.
- Boję się tam wchodzić - powiedziała w końcu, bardziej szeptem niż na głos.
Odwróciła wzrok od kościoła, patrząc wprost na twarz kuzyna. Tak dawno go nie widziała, a tak dobrze jej się z nim rozmawiało. Mimo wszystko. Mimo dzielącej ich przestrzeni. Mimo dni, które nieubłaganie minęły odkąd ostatni raz się widzieli. Mimo wielu wydarzeń w jej życiu i jego życiu, które zmieniły ich charaktery czy sposoby myślenia zapewne nie do poznania. A teraz musieli razem wejść tam, gdzie ostatni raz zobaczą dziadka. Tylko tym razem dziadek nie uśmiechnie się do nich, nie obejmie ich i nie poczochra po głowach. Dziadek nawet nie będzie oddychać… Zosia naprawdę miała ochotę zatrzymać się albo co lepsze uciec daleko, daleko od kościoła. To spojrzenie na twarz kuzyna popchnęło jej nogi do przodu, nie pozwalając ciału stanąć. W jednej chwili jej umysł zalała myśl, jak bardzo tęskniła za Starym Polesiem - za dziadkiem, za babcią, za kuzynem. Gdyby tylko znów mogła być tą małą psotną dziewczynką.
Dorian Celestyn Jastrzębiec, jak zapisany był w każdym dokumencie, patrzył na uciekającą kuzynkę, właściwie nie wiedząc, co zrobić. Był zaskoczony jej zachowaniem. Owszem, sytuacja była ciężka. Śmierć bliskiej im osoby była trudna, w szczególności dla Doriana, który od około pięciu lat nie widział się ze swoim dziadkiem. Jednak nie czuł potrzeby ucieczki. Wiedział, że musi wejść do kościoła i przetrwać ceremonię. Nawet gotów był spojrzeć w otwartą trumnę, tłumacząc sobie, że była to okazja do ostatniego pożegnania ukochanego dziadka.
Obejrzał się za siebie, na wchodzących do kościoła ludzi. Odpowiedzialność wpojona mu przez surowe wychowanie nakazywała mu zignorować kuzynkę i ruszyć na mszę. Jednak coś w nim się przełamało. Jakaś cząstka Doriana sprzed kilkunastu lat, podatna na prowokacje kuzynki, popchnęła go w ślad za nią.
Kolejny podmuch wiatru przyniósł pierwsze drobniutkie i samotne kropelki deszczu. Jak nic, niebo miało zamiar zapłakać za dziadkiem, tak samo jak zaraz zrobią to jego najbliżsi. Z pobliskiego drzewa z impetem wyleciało kilka ptaków, a gdzieś w oddali dało się słyszeć szczekanie psów.
Dorian dogonił Zosię. Nie było to jakimś wielkim wyzwaniem, w końcu kondycję miał niczego sobie dzięki zamiłowaniu swojej dziewczyny. Zanotował sobie w pamięci, by kiedyś jej podziękować.
- Hej! Zaczekaj! - zawołał za Zośką, łapiąc ją za rękę, by zwolniła i w końcu się zatrzymała.
Dopiero wtedy, kiedy już stanęli w miejscu, zauważył, że stali na małym pagórku, z którego rozpościerał się malowniczy widok na całą wioskę. Rósł tam też samotny dąb, na który często się wspinali i oglądali zachód słońca. Było to ich ulubione miejsce, gdzie czekali do ostatniej minuty, póki babcia Ula nie zaczęła ich wołać do domu.
- Pamiętasz to miejsce? - zapytał Dorian, puszczając rękę Zosi i podchodząc do drzewa. - Cholera, wciąż jest stąd piękny widok na Stare Polesie.
Musnął dłonią konar dębu, a kolejne wspomnienia napłynęły jak fala tsunami. Uśmiechnął się, po czym odwrócił się do kuzynki.
- Słuchaj, wiem, że jest ci ciężko - zaczął, przyglądając się jej czy aby czasem nie zamierza znowu uciec. - Mi też jest trudno, ale myślę… Myślę, że dla dziadka powinniśmy się przemóc. Pożegnać go ten ostatni raz. Potem będziemy żałować, że… nie mieliśmy czasu - ostatnie słowa dodał jakby sam do siebie.
Wszystko wskazywało na to, że dziewczyna nie ma zamiaru już nigdzie dalej biec. Widok drzewa, nie jakiegoś zwykłego po prostu drzewa, tylko TEGO drzewa wprawił ją w lekkie osłupienie. Pamiętała. Oczywiście, że pamiętała. Walcząc sama z sobą, by w jej oczach nie stanęły łzy, pokiwała potakująco głową.
- Masz rację - odparła po dłuższej chwili. - Dla dziadka.
Po tych słowach wyciągnęła rękę w stronę kuzyna, zupełnie jakby chciała, by ten znów ją za nią złapał.
Dorian, nie mając wiele przeciwko, chwycił dłoń Zosi i razem pomaszerowali w stronę kościoła, czując się trochę jak za dawnych lat, zostawiając za sobą samotny dąb.
[MEDIA]http://cdn.classfmonline.com/kitnes/data/2016/02/03/1.8636132.jpg[/MEDIA]
 
Pan Elf jest offline