Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2016, 08:17   #251
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ARISA

Sygnał który usłyszała Arisa był słaby. Trzeszczący głos łamał się i urywał, tak że zdołała zrozumieć tylko jeden fragment, powtórzony kilka razy.

- ... ędne... ędne... ędne... ędne...

- Jakie błędne, do kurwy nędzy - rzuciła Arisa krzywiąc przy słuchawce. - Ofiara śmiertelna, kolejni ranni. Zapierdalajcie tu z tymi helikopterami!
Warknęła, niczym dzika wilczyca, wracając do odczytów GPSu, z których sczytała obecną pozycję, a potem wyjrzała ostrożnie przed namiot, by zorientować się w sytuacji na zewnątrz, gotowa jednak do ucieczki przez wyciętą z tyłu dziurę, jeżeli okazałoby się to konieczne.

Czerwień wystrzelonej flary zalała obóz krwistym blaskiem.

CONNOR

Niewielki pistolet sygnalizacyjny w rękach ważył tyle, co nic, ale był teraz czymś, na czym Connor skupiał swoją uwagę.

Wycelował, strzelił trafiając prosto w plecy oddalającego się za Bearem … mordercy. Jakoś nie potrafił myśleć o przeciwniku, jak o Brucie. Już nie.
Flara zapłonęła, poraniła oczy Connora gwałtownym rozbłyskiem ognia i światła.

Przeciwnik upadł. Jego ubranie i chyba włosy zapłonęły. Wrzeszcząc dziko z bólu zaczął wić się po ziemi. Z jego ust wydobywały się nieartykułowane, agonalne wrzaski w których dominowało tylko jedno … cierpienie fizyczne, jakie zapewne wynikało z poparzeń od flary.

Bruce! Bruce wrócił?!
A może jednak nie?

BEAR

Odciągnął mordercę prawie pod krawędź obozowiska, za linię namiotów. Gotów wciągnąć go pomiędzy drzewa. Kluczyć. Zwodzić. Byle dalej od dziewczyn. Byle dalej od ludzi. W las. Tam, gdzie miał może jeszcze jakąś szansę.

Tuż przed linią drzew przeciwnik oberwał flarą w plecy. A więc Connor zrozumiał jego gestykulację! Super.

Morderca został trafiony. Upadł na ziemię wrzeszcząc i wyjąc z bólu. Z bólu?! Nigdy wcześniej tego nie robił, nawet kiedy ciśnięte przez Beara kamulce trafiały go w czaszkę. A wtedy musiało go cholernie boleć.

Coś było nie tak. Instynkt podpowiadał Bearowi – uciekaj, rozum – zobacz, co się dzieje.

Był od powalonego, wijącego się straszliwie wroga może o jakieś dziesięć kroków. Tuż przy drzewach. Cofając się tam, skąd przybiegł, Bear mógł stracić cenną przewagę i dystans.


FRANK I ANGELIQUE

Angie wspięła się na drzewo, zwinna niczym łasica. Adrenalina zrobiła swoje. W miejsce, z którego Bruce zdjął rogatą czaszkę. Tą wielką. Nieludzką. Która tak bardzo zadziwiła Beara i przeraziła część ekipy, chociaż nikt by się do tego nie przyznał.

Łapacz snów znaleziony przez Franka przy ciele mordercy zawisnął na gałęzi. Angie obwiązała go wokół drewna oczekując na coś, co pomoże jej upewnić się, że zrobiła dobrze.

Nic takiego się nie stało. Nic się nie zmieniło!

Wiatr wiał, jak wcześniej niosąc ciężkie, burzowe chmury. Wręcz czuła, jak jeżą się jej włoski na ciele. Instynkt ostrzegał ją przed dzikim załamaniem pogody.

I wtedy Angelique ujrzała rozbłysk odpalonej flary i usłyszała przebijający się przez szum wiatru krzyk. Krzyk jej brata. Krzyk Bruce’a, który zwijał się na ziemi na skraju obozowiska, próbując stłumić ogień. Krzyczał z bólu tak, że jej siostrzane serce rozdzierało się na pół.

Frank poczuł, że uginają się pod nim nogi. Aby nie upaść, musiał przytrzymać się pnia drzewa. I wtedy o zobaczył. Stojącą przed nim, skrytą w cieniu, niewyraźną postać. Sylwetkę złożoną z dymu i cienia. O mniej więcej ludzkim kształcie i ludzkich proporcjach, lecz na pewno człowiekiem nie będącą.

Upiór - bo ta nazwa jakoś sama nasunęła się Frankowi na myśl – stał, jakby na coś oczekiwał.

Czy to była śmierć? Czekająca na niego, aż padnie z upływu krwi?

I wtedy Frank usłyszał szept. Cichy. Prosto przy uchu.

- Nie drzewo. Jaskinia w której ukryto ciało. Widzieliście ją. Widzieliście ją w swoich snach. Drogę do niej. Odbitą w koszmarze Śniącego. Ścieżkę pajęczyny. Ścieżkę sowy. Pamiętasz? Ale to go nie powstrzyma. Nic go już nie powstrzyma. Nie przeżyjecie. Musicie uciec poza strefę jego wpływu. Najszybciej, jak zdołacie. Nie ma innej nadziei dla was. Nie ma innej drogi. Powiedz im. Powiedz im…

Szept zmienił się w coraz silniejszy głos. Postać z dymu i czerni w zarys Indianina. Im bardziej Frank tracił siły, im bliżej śmierci się znajdował, tym wyraźniej postrzegał upiora. Wszystkimi swoimi zmysłami.
 
Armiel jest offline