Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2016, 12:59   #104
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
W czasie trzech dni spędzonych na przeczesywaniu ogrodu.

Marc Vernier zagadał do Luisa Deullina:
- Wiele osób zginęło w czasie Wojny. Byłem tam całkiem długo, choć też muszę przyznać, że widziałem większe wybuchy niż tam na froncie… pewnie jak nam się nie uda powstrzymać kultystów to ofiar będzie znacznie więcej…

- Racja. Wielu… Zgodził się Deullin. - Zbyt wielu z nich znałem. W jakiej jednostce służyłeś? Ja byłem pilotem. Nie pamiętam czy wcześniej o tym wspominałem.

- Byłem w piechocie. Na pierwszych liniach, często w tych pierwszych atakach - miałem wiele szczęście. - powiedział Marc Vernier, a po chwili jakby przetrawił to co mówił Luis dodał - Z samolotów to musiał być niezły widok na wojnie, prawda? Niewiele latałem, a i tak po wojnie i w kabinie pasażerskiej. Jakieś ciekawe wspomnienia wojenne?

- Nie da się zaprzeczyć. Widok całkiem niezły, lecz kto by chciał to oglądać z własnej woli? Poza tym niskie latanie przyciąga kule wroga, no i wzrok lepiej skupiać na niebie w poszukiwaniu przeciwnika. Czasem wydaje mi się że miałem wtedy więcej szczęścia niż rozumu, ale kontrola nad samolotem to coś nie do opisania. Gdybym miał wybrać jeszcze raz, zrobiłbym to samo. Luis rozmarzył się na moment. - Myślisz że ci kultyści mogą tu sprowadzić coś gorszego niż tamto piekło? Zapytał zaniepokojony.

- Tak. Bardzo dużo czasu spędziłem z Castorem i rozmawialiśmy na bardzo różne tematy, a w tym i o niepokojących i powtarzających się szczegółach w mitologiach różnych ludów. Na przykład o powtarzających się przekonaniach na temat końca świata zbyt globalnych jak na ludy, które przecież rzekomo nie kontaktowały się nawzajem ze sobą… w każdym razie jak widać po moich ostatnich doświadczeniach zwykły nóż zwykłego rzezimieszka stanowił dla mnie większe zagrożenie niż niewidzialne potwory, które grasowały w domu Castora. Z drugiej strony… czy rzeczywiście mamy pewność co się stanie, gdy kultystom się uda? Być może te niewidzialne byty znikną same z siebie… - odpowiedział poważnie Marc Vernier nie ukrywając niczego ze swoich przekonań.

-Kto wie czy sami kultyści są pewni tego co się wtedy stanie. A co do tej istoty z posiadłości mego wuja to nie wydawała się ona wrogo nastawiona. Jedynie śledziła, obserwowała. Widziałem ją i jestem pewien że gdyby tylko tego chciała, mogłaby mnie dopaść kiedy tu nocowałem. Lecz od powrotu z Hiszpanii nie odczuwam tej niepokojącej… obecności? Coś się zmieniło. Być może przez brak kóz to coś odeszło? Lecz w jakim celu Castor je trzymał i karmił? Zapytał zaciekawiony Luis.

- No mam nadzieję, że nie po to, żeby pilnować statuy w piwnicy, bo w takim układzie to był kiepski strażnik. Ciekawa uwaga z tym obserwowaniem, bo mi raczej wydawało się, że to było gotowe zaatakować nas w każdym momencie, a nie robiło tego z niewiadomych mi przyczyn. Wolę jednak o tym myśleć jako o czymś wrogim - nie widać tego i nie wiem czy krwawi, więc nie wiem czy można to zabić. Poza tym przebywałem tu całkiem sporo czasu i nigdy nie widziałem, aby były sprowadzane jakieś kozy, choć rzeczywiście nie byłem tutaj non stop… jakoś mam też złe przeczucia odnośnie wiedzy kultystów. Obawiam się, że to banda szaleńców, którzy w ogóle nic nie rozumieją i sprowadzą na siebie i na wszystkich innych zgubę. No i skoro to szaleńcy to raczej odpada negocjowanie z nimi. Kiepsko być na wojnie i nie móc strzelać… - zakończył Marc Vernier i uśmiechnął się - Najlepiej by było ich wszystkich zindentyfikować i spróbować ich zwalczyć metodami zgodnymi z prawem…

- Lecz czy Castor ryzykowałby trzymając w domu coś zupełnie wrogiego? Ale nasze domysły w tym wypadku nigdzie nas nie doprowadzą. Staruszek również tę tajemnice zabrał do grobu. Odnośnie zwalczania kultu to zaczynam tracić nadzieję że da się to robić zgodnie z literą prawa. Już pokazali że pieniądze i koneksje nie stanowią dla nich przeszkody.

- Mamy inne sposoby? Jak na wojnie? - zapytał Vernier całkiem poważnie.

- Nie. W najgorszym wypadku samoobrona. Odpowiedział natychmiast Luis. - Jeśli zaczęlibyśmy się nawzajem mordować, niewiele by nas od nich różniło. Trafiłeś jeszcze na coś przydatnego w tej księdze od szanownego nieboszczyka? Zmienił temat.

- Nie, ale jak wy pojedziecie na swoją misję to ja jeszcze zajmę się książką. Jest pisana przez jakichś totalnych szaleńców, dlatego ciężko idzie uzyskanie jakichkolwiek ważnych informacji. Nie jest to dobry znak, że polegamy na wiedzy z tej ksiażki, bo szaleńcy, którzy są naszymi przeciwnikami wierzą w jej zapisy (lub podobnej książki). Myślisz, że facet, który mnie pchnął nożem współpracował z tym Gonzagą, o którym mówiliście?*

- A jak często zdarzają się przypadkowe pchnięcia nożem na ulicy? To nie był przypadek jeśli wziąć pod uwagę cegłę z wiadomością w antykwariacie Ottona. Zastanawiam się co jeśli uda nam się nawiązać z nimi kontakt i będą chcieli nas przeciągnąć na swoją stronę. Jak daleko będziemy musieli się posunąć. No i czy po prostu nie postanowią nas zabić. Luis wyciągnął z kieszeni fajkę i zaczął nabijać ją tytoniem.

- A jak mogliby was przeciągnąć na swoją stronę? Przecież najwyżej co wam pokażą to magiczne sztuczki związane z kamieniem, a przecież już o nich wiecie i wiecie, że to jest śmiertelnie niebezpieczne…

- Pytanie czy oni o tym wiedzą i ewentualnie jak blisko pozwolą nam podejść. Na wiele zaufania nie mamy co liczyć. Poniekąd słusznie. Wzruszył ramionami i zapalił fajkę.

Posiedzieli jeszcze chwilę w ciszy, a gdy tytoń dopalił się, Deullin wrócił do niewdzięcznej pracy. Przynajmniej pracując fizycznie mógł przestać rozmyślać nad niepewną przyszłością i choć trochę odpocząć psychicznie po ostatnich szaleństwach. Z drugiej strony wcale nie spieszyło mu się do zakładania własnego ogrodu.


***


Wiadomości od potencjalnego i pewnych kultystów wyraźnie ożywiły Luisa. W końcu czuł że znów są na właściwej drodze. A czy była to droga do piekła, czy grobu to miało okazać się już niedługo.

- Doskonale. Zwrócił się do towarzyszy przy posiłku. - Dobrze żeby ktoś w te dni czekał tu na telefon, albo jakiś inny sygnał od nas że... żyjemy Zasępił się nieco.
- Ktoś również mógłby pojechać z nami do Carcassonne ale innym wagonem, czy nawet pociągiem. Zatrzymałby się w umówionym miejscu i czekał na wieści. Jeśli znikniemy będzie mógł to przynajmniej zgłosić władzom, za dowód mając depeszę. Z drugiej strony sądząc po ich rozległych koneksjach, pewnie na niewiele się to zda lecz lepsze to niż nic. Prawda? Zmarszczył brwi i wypuścił spory obłok dymu z fajki.
- Radze przygotować broń. Lepiej mieć i nie potrzebować niż na odwrót.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline