Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2016, 04:54   #26
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Mordax nie wdawał się w sprzeczkę pomiędzy członkami ich małej grupki. Przedstawił na prośbę inkwizytora swe zdolności.

Podszedł wraz z Natashą do Kaarela. Mordax odpiął hełm. Cichy syk powietrza towarzyszył wyrównaniu ciśnienia.
Cienkie siwe włosy opadły na ramiona. Z pod oczy o kolorze szarej stali wpatrywały się czujnie w stojącego na przeciwko karskina. Mordax wyglądał na zmęczonego życiem starca. Jednak na chwilę, jego pobrużdżona zmarszczkami twarz rozjaśniła się przyjacielskim uśmiechem.
- Jak tam żona i dzieci, żołnierzu Cotant? - rzucił ich zwyczajowym żartobliwym powitaniem.

Obok psykera z Upiorów Esperii, stała drobna gwardzistka z 412 Cadiańskiego. Nawet pancerz karapaks nie mógł zamaskować jej drobnej figury, dziewczyna miała z pewnością mniej niż 160cm wzrostu.
Zielone oczy iskrzyły życiem, blond włosy nieprzepisowo długie, sięgały aż za ramiona. Na jej młodej ładnej buźce rysował się niepewny uśmiech.
Zagryzła jakby w zdenerwowaniu dolną wargę. Nie była pewna, czy Kaarel ją jeszcze pamięta. Byli z tego samego regimentu, ale w różnych drużynach. Ona była wtedy młodą rek rutką, on zaś cieszył się już sporą reputacją. Rozmawiali raz, jeden tylko. Po jakimś zwycięstwie, gdy wszyscy odrobinę świętowali.

Mordax poczęstował kolegę cygarem. przez chwilę wymienili się ostatnimi wieściami.

Gdy inkwizytor wyznaczył szyk, Mordax i Natasha włączyli swoje maskowania, a do tego Lestourgeon użył swej mocy, by uczynić się niewidzialnym.
Kolegom z szyku, którzy mieli teraz nie lada kłopot go dostrzec, zdradzał swoją pozycję poprzez telepatyczne przesłania, by uniknąć kompromitującej dość sytuacji, gdy ktoś na niego przez przypadek nadepnie.

Stary psyker uśmiechnął się, gdy usłyszał Kelvara recytującego znaną mu modlitwę.
Dołączył się do szeptanej modlitwy, nie było wielu bardziej wzniosłych chwil, jak łączenie się w uwielbieniu boga imperatora.
Pozwolił sobie na to jednak jedynie na początku, potem dbał już o to, by nie zdradzić swej pozycji ni dźwiękiem ni ruchem.

Korytarz, który podążali mienił się mu w odcieniach niebieskiego. Zimne ściany właśnie tak wyglądały na termowizji. Koguty, kąpiące korytarz pomarańczowym światłem alarmowym, dla niego iskrzyły się na żółto dzięki wydzielanego przez nie ciepła.
Większość towarzyszy było namalowanych barwami czerwono żółtymi, w zależności od ich temperatur.
A dodatkowo Mordax spostrzegał równolegle świat osnowy. Widział płomyki dusz swych towarzyszy, w przypadku psykerów te płomyki raczej przypominały ryczące słupy ognia. Wiedział, że ma do czynienia z uzdolnionymi osobami, obdarowanymi przez boga imperatora solidną dawką mocy.
Bardzo, ale to bardzo denerwowały go ustrojstwa wbudowane w ścianę. Czuł się nieco jak w klatce. Gdy zwykle potrafił wykrywać demony i silniejsze emanacje w zasięgu kilku kilometrów... to teraz był niczym w klatce, ograniczony do malutkiej przestrzeni od jednej do drugiej ściany. Było to nad wyraz irytujące.
Ściany jednak nie przeszkadzały mu użycia pomniejszego wieszczenia. Jego zdolności w odnajdywaniu przeciwników czy pułapek nie mogły równać się z tym, co potrafił Matuzalem, jednak działało to nieco inaczej.
Mordax wyczuwał zagrożenia, które dopiero miały nadejść. Spoglądanie w osnowę pozwalało mu dostrzec rzeczy, które miały się dopiero wydarzyć. A nawet potrafił nieco manipulować liniami losu, dając nieco pecha jednym lub nieco szczęścia innym.
Jak Kaarel, ku swemu strapieniu, mógł się niegdyś przekonać, było to niezmiernie przydatne podczas gry w karty czy kości. Lecz pozwalało też ocenić, czy otwarcie drzwi, naciśnięcie przycisku czy nawet przejście kilku kroków, niesie w sobie jakieś zagrożenie, czy może coś pozytywnego.


Centrum dowodzenia i łączności

Mordax musiał przyznać, że drużyna szybko znalazła wspólny rytm. Nie trzeba im było wiele, by już działali jak jeden dobrze naoliwiony mechanizm.
Mordax starał się nie wychylać podczas tej akcji za bardzo. Bardziej wspierając i oceniając towarzyszy. Z pod osłony swej niewidzialności głównie używał dominacji, by zmuszać wrogów do rzucenia broni lub do strzału do własnych towarzyszy.
Jego ulubiona moc, ta wielka kula ognia, nie została tym razem spuszczona z łańcucha. Zbyt dużo sprzętu, na dodatek jeńcy, no a potem byli już za blisko, by zalać wszystko płynnym ogniem.

Kantyna
Pogrążone w absolutnym mroku korytarze prowadziły ich w głąb kompleksu. Tu i ówdzie napotykali na ślady walki, tam ślady po wiązkach lasera, ówdzie dziury po kulach. Od czasu do czasu kilka trupów. Lecz od pewnego czasu było bardzo cicho. Gdzieś w trzewiach wierzy trwały walki, jednak tutaj dochodziły jedynie stłumione odgłosy, jakby dalekiej burzy szalejącej gdzieś na horyzoncie.
Wtem doszedł ich głośny łomot. Jakby coś ciężkiego, raz po raz uderzało w stalową ścianę.
Kolumna na chwilę się zatrzymała. Jednak po ocenie dźwięku stwierdzono, iż jego źródło, owszem jest gdzieś przed nimi lecz jeszcze daleko.

Ostrożnie ruszyli dalej.
W miarę, jak zbliżali się do równomiernego dudnienia, Mordax odczuwał psychiczny nacisk. Jedno spojrzenie na Matuzalema zdradziło mu, iż on też to czuje. I to pomimo tłumień w ścianach. Po prawdzie, przechodzili akurat przez sekcję użytkowe, o zerowej strategicznej wartości i minimalnym poziomie zabezpieczeń, co rezultowało oczywiście w mniejszych nieco nakładach na wytłumia cze w ścianach. Jednak i tak natężenie i.. smak tego czegoś był niepokojący.
Mordax widział, jak Matuzalem podchodzi do inkwizytora, najwidoczniej składając mu raport. Stary psyker nie słyszał o czym mówią, jednak inkwizytor nie zmienił trasy przejścia. Może nie było innej drogi, może był ciekaw, co tam przed nimi się zbiera i kłębi.

Podążając za odgłosem dudniących uderzeń drużyna dotarła do kantyny. Przez okienka w poszatkowanych drzwiach zerknęli do środka. Kantyna miała po dwoje drzwi w każdej ścianie. W środku, pomiędzy poprzewracanymi stołami i krzesłami leżała spora ilość ciał. Dość solidnie poszatkowanych. Podłoga aż lepiła się od szkarłatnej posoki. Oderwane kończyny i kawałki miękkiej tkanki mieszały się z żółcią, krwią i... dzisiejszą grochówką...
Znaczna większość trupów należała, o ile byli to w stanie stwierdzić, do gwardzistów z białymi opaskami.
Po chwili okazało się, że czerwoni zrobili sobie w przeciwległych względem drużyny inkwizytora drzwiach prowizoryczne gniazdo ckm. Tylko dlaczego biali tak ochoczo wleźli pod tą lufę?
I dlaczego gniazda były opuszczone? Ciężka lufa broni wsparcia spoglądała teraz smętnie w sufit. Taśma nabojów zwisała bezwładnie.

Psioniczna emanacja nasilała się. Drużyna ruszyła dalej. Tutaj uderzenia były już na prawdę głośne. Jednak teraz słyszeli również głosy. Jakby lament... przekleństwa...
Drużyna dotarła do magazynu z żywnością.
Stalowe drzwi do chłodnicy oblężone były przez tuzin czerwonych. Niczym karaluchy starali się wszelkimi możliwymi metodami przedostać do środka.
Większość drapała metal własnymi paznokciami, pozostawiając na chromowanej powierzchni smugi krwi. inni uderzali szaleńczo pięściami, które już dawno przemieniły się w kawałki krwawego mięsa.
Jedynie kilkoro było na tyle przytomnych, by uderzać kolbami swych karabinów. Liczne ślady na drzwiach świadczyły o tym, że wpierw opróżnili oni swe całe magazynki w bezsensownej próbie przebicia się do środka.
jedynie jeden, zdawał się posiadać jeszcze resztki rozsądku. Zarazem będąc źródłem donośnych dudnieć, jakie zwabiło drużynę tutaj.
Z szaleńczym uśmiechem, ów osobnik siedział w małym widlaku, raz po raz wjeżdżając w bramę. Cofając i taranując ją ponownie. Zmasakrowane i potrzaskane ciała, leżące pod drzwiami, były jednak makabrycznym świadectwem, że nie baczył podczas prób staranowania przeszkody na swoich kolegów.

Po pierwszym szoku, drużyna szybko rozprawiła się z szaleńcami. Ci zdawali się nawet nie zauważać, że są pod atakiem, nie przerywając prób pokonania ciężkich drzwi nawet gdy szatkowały ich kule i paliły wiązki laserowe. Uporczywie czołgali się na powrót do chłodnego metalu by jeszcze ten jeden raz zadrapać chromowaną przeszkodę.

- Coś się tam czai - rzekł Mordax, widząc wzburzoną osnowę.
Pozostali psykerzy również to czuli.

Durran podszedł do drzwi. Metalowa brama chłodnicy nie była przeszkodą dla jego obleczonej polem siłowy pięści.
Osłaniając się nawzajem, drużyna przedostała się do środka.
W wewnątrz panował nienaturalny chłód.
Mordax wskazał na ścianę. Na oczach wszystkich wykwitały na niej, jakby malowane przez jakiegoś niewidzialnego malarza krwawe kwiaty. Przepiękne w swej stylistyce, gdyby nie szkarłatna farba, jaką niewidzialny mistrz wykorzystywał.
Było tu również znacznie zimniej, niż powinno.
Kawałek dalej drużyna natknęła się na nagą dziewczynę. Biedaczka wisiała na wbitym pod żebro haku, zwisającym z sufitu. Pod nią, najpewniej w jej krwi, wyrysowane były plugawe znaki.
Te same wyryte były również w jej skórze. Co gorsza, dziewczyna żyła, i używając małej brzytwy, ciężko dysząc, wycinała kolejne znaki w własnym ciele.
Obok na stole leżała otwarta księga. Stare tomiszcze, bez wątpienia wykradzione z kazamat ni twierdzy.
Krwawe ślady oddalały się od tego miejsca, znikając gdzieś między wysokimi regałami z żywnością.
Ammanar i Mordax bez wahania skierowali snopy jaskrawego niczym słońce ognia na postać dziewczyny i znajdujące się pod nią znaki. Potępieńczy wrzask ofiary urwał się prawie natychmiast, a po jej bluźnierczym ciele nie zostało nic, ponad niewielką kupkę popiołu.
- Ogień zmywa winy, jak i mięso z kości. - wyszeptał Mordax.

- Nie! nie! - zawołała postać wyskakująca z pomiędzy półek. - Wszystko zniszczyliście! - wrzasnął opętańczo mężczyzna odziany w szaty niższego rangą skryby.
Cisnął w drużynę potężnym elektrycznym wyładowaniem.
Psychic Hood jaki Mordax miał pod hełmem zalśnił na błękitno. Z trzaskiem pioruny oplotły jego dłonie i znikły.
Szaleniec nie otrzymał drugiej szansy. Wszyscy otworzyli ogień. Przez chwilę skryba podrygiwał niczym w szaleńczym tańcu, gdy kule wyrywały fragmenty jego mięsa i żłobiły głębokie dziury, a smugi laserów wypalały kolejne otwory. Gdy uderzył o ziemię, był już jedynie ochłapem krwawego mięsa.


Munitorium
Szło im już tak dobrze. Już prawie dotarli do wybranej uprzednio dogodnej pozycji. Ale coś się zrypało. Ktoś ich dostrzegł. Wróg cisnął w ich stronę granaty. Ich pozycję zalał huragan wrażego ognia. Byli odkryci. Prawie instynktownie Mordax przerwał swą niewidzialność i postawił ochronną kopułę. Powietrze lekko zamigotało niebieskimi wyładowaniami. Ostrzał był wściekły i gwałtowny. Krople potu pojawiły się na czole starego psykera gdy swą mocą przeciwstawił się takiej sile ognia.
Po chwili dym zasłonił ich pozycję całkowicie. Nad nimi przefrunął Durran.
Złość na wroga wezbrała w psy kerze. Temperatura jego ciała wzrosła, jaskrawa łuna otoczyła jego ciało.
Z głośnym świstem, wezbrana energia została wyzwolona w formie ognistych pocisków w wrogów. Otaczający psykera dym nie mógł skryć gwardzistów przed jego termowizją. Niekończąca się liczba ognistych kul dosięgła trzech przeciwników. Płomienie wgryzły się głęboko w ciało, przepalając się przez pancerz i spopielając miękką tkankę. Przeraźliwy wrzask poparzonych przebił się nawet nad kanonadę trwającej wymiany ognia.
Dymiące trupy opadły na ziemię. Zostało z nich niewiele, puste oczodoły wpatrywały się bez zrozumienia w przestrzeń, otwarte w niemym krzyku pozbawione warg i policzków szczęki, skarżyły się nad swym losem. oblepione resztkami zwęglonego mięsa rozczapierzone kości dłoni wydawały się sięgać po coś, cokolwiek co uwolni ich od męki.

W zbrojowni Mordax pobrał głównie granaty i środki wybuchowe. Rzadko korzystał z innej broni niż swoich mocy, zatem magazynek miał nadal prawie pełen. A granaty i inne zabawki o wybuchowej naturze nadawały się znakomicie , by je za pomocą pomniejszej telekinezy podłożyć wrogowi pod tyłek.

Barabbas
Mordax przysłuchiwał się w milczeniu wieścią, jakie miał dla nich czcigodny Barabbas.
Jego pierwszym odruchem było dołączyć do inkwizytorów walczących z demonami, jednak najwidoczniej imperator miał dla nich inne zadanie. Mordax nigdy nie widział na własne oczy Komusa, Gwiazdy Tyrana, lecz słyszał o niej. Uniósł siwą, krzaczastą brew. Wiedział, że w pałacu inkwizycji muszą siłą rzeczy kryć się niebezpieczne artefakty, lecz coś tak potężnego? I niebezpiecznego? Dlaczego nie zniszczono bluźnierczej maszyny? Cóż. Nie jego to była sprawa. Być może imperator miał w tym swój zamysł.
Nie można było jednak pozwolić, by zdrajczyni uciekła z tak niebezpiecznym łupem.
Nie było nic do powiedzenia, toteż Mordax milczał. Była tylko misja, służba i obowiązek.

Na dole
Mordax skinął głową, gdy inkwizytor wyznaczył go i Uriel 'a na szpicę drugiej grupy. Nie lubił stawać w pierwszej linij, za dużo tu latało ołowiu w powietrzu. Ale co zrobić, jak rozkaz to rozkaz.
- Trzymaj się z tyłu. - Polecił Natashy. Dziewczyna była dzielna, ale i młoda. A Mordax odczuwał dziwny lęk na myśl, że mogło by się jej coś przydarzyć. Oboje włączyli swoje maskowania i ruszyli do windy.
Podczas zjazdu panowało pełne napięcia milczenie. Wszyscy przygotowywali się do akcji.

Plan Durrana był śmiały, i Mordax zaproponował swoje wsparcie przy jego wykonaniu. Liczył, że i bez pola jest dość bezpieczny. Nadal miał maskowanie, moc pomagającą mu unikać to, co jeszcze nie nadeszło, no i jego stare ciało było dzięki kilku wszczepom, pancerzu i noszonej przez niego tarczy dość odporne.

Puki jednak nie doszło do wprowadzenia w życie powietrznej szarży, Mordax stawiał kopułę, by osłonić swych towarzyszy.
Podczas ataku głównie korzystać zamierzał z inferno i dominacji. Te bowiem moce, były równocześnie bardzo skuteczne i nie zdradzały jego pozycji.
Bezszelestnie przekradał się od zasłony do zasłony, dbając zawsze o solidną zaporę pomiędzy nim a świszczącymi kulami wroga, cały czas wypatrując swymi czułymi zmysłami psionicznych emanacji. Jego Psychic Hood jarzył się pod hełmem na niebiesko. Mordax zamierzał znacznie utrudnić manifestację jakichkolwiek mocy ich przeciwnikowi.
 
Ehran jest offline