Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2016, 08:12   #256
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY

Płomienie zostały ugaszone i Angie przyklękła przy bracie. Bruce jęczał i wił się, skowycząc nieludzko, jak ranne zwierzę. Łzy płynęły dziewczynie po twarzy. Nie potrafiła nad tym zapanować.

Fran kusztykał w stronę obozowiska czując, że nie utrzyma się na nogach zbyt długo. Ale jakimś tytanicznym wręcz wysiłkiem dawał radę. Plecy i nogi zalewało mu coś ciepłego – jego własna krew. Tracił jej naprawdę sporo i potrzebował opatrunku. I to szybko.

Connor obserwował wijącego się mordercę, czy też Bruce’a - nie był już tego pewien, z przeładowaną rakietnicą, gotów zrobić z niej użytek, jeśli zmusiłaby go do tego sytuacja.

Arisa ukryta w namiocie obserwowała przebieg wydarzeń. Była pewna, że wysłano pomoc. Jakby na potwierdzenie tych myśli otrzymała SMSa na telefon, z którego o nią poprosiła.

ŚMIGŁOWIEC RATUNKOWY W DRODZE. CZEKAJCIE NA MIEJSCU.

Bear stał na linii drzew. Też obserwował to, co dzieje się w obozowisku.
Nad nimi szalał wiatr. Mocny, górski, wprawiający w falowanie masywne drzewa. Noc była ciemna, chociaż nadciągająca burza co jakiś czas rozświetlała ją odległym fleszem wyładowań atmosferycznych.

Poczuli na sobie pierwsze krople deszczu. Ciężkie, grube, nabrzmiałe – dla osób lepiej rozeznanych w przewidywaniu pogody i survivalu – wyraźnie zapowiadające niezłą ulewę.

Bruce znieruchomiał nagle. Legł, bez życia i bez jęku. Stan ten poprzedzony był dziwnym, bolesnym, przeciągłym westchnieniem, które usłyszała tylko Agnie.

Frank zrobił krok. Zachwiał się i .. podtrzymała go owa widmowa postać, która szeptała mu słowa o jaskini.

- Znam cię – Angie usłyszała szept z ust brata.

I nagle, leżący do tej pory Bruce rzucił się na nią. Rzucił, jak dzikie zwierzę z furią i szybkością, która zaskoczyła Connora, zaskoczyła Beara i przede wszystkim zaskoczyła Agnie.

Dziewczyna poczuła, jak poparzona dłoń chwyta ją za gardło. Czuła smród , jaki bił od popalonego mięsa. Jakimś cudem „Bruce” przewalił ją na ziemię, wskoczył na jej pierś, lewą ręką ściskał za szyję, miażdżąc tchawicę i przyciskając ją do ziemi, a prawą – znów uzbrojoną w tomahawk – wzniósł nad głowę, gotów do zadania ciosu który bez wątpienia miał przeciąć siostrze czaszkę.

Connor strzelił odruchowo, bez wahania. Trafił nisko. Zbyt nisko. Nie w głowę lecz w korpus celu. Flara eksplodowała. Angie wrzasnęła z bólu, kiedyż płonąca substancja zalała jej twarz wypalając oczy. Oślepiając .
Bruce odleciał w tył, jakby kopnął go niewidzialny koń. Upadł na ziemię, a z piersi w którą wbiła się raca wydobywały się płomienie i dym.

- To nic nie da. – Usłyszał Frank szepczącą zjawę. - Nic nie powstrzyma Śniącego. Jaskinia! Musicie zanieść amulet do jaskini!

Connor przeładował rakietnicę. Zostały mu jeszcze dwa pociski razem z tym, który miał w lufie. Frank poczuł, jak nogi się pod nim uginają i nie był w stanie ustać, usiadł więc na ziemi, kilka kroków od rozgrywającego się przy ognisku dramatu. Angie wyła z bólu, z poparzoną twarzą, szlochając dziko.

A Bruce podnosił się wolno, mimo że z jego klatki piersiowej wylewały się płomienie, iskry i dym. Teraz było już pewne, że po bracie Angie nie pozostał najmniejszy ślad. Że to, co wstaje jest czymś nieludzkim, czymś niepowstrzymanym, czymś okrutnym i wyraźnie mającym tylko jeden cel istnienia – mord!

Demonem, którego rewir nieszczęśni uczestnicy spływu mieli pecha naruszyć. W rękach monstrum pojawiły się znów dwa tomahawki i zabójca z piekła rodem ruszył powoli, nie śpiesząc się, w kierunku Connora.
 
Armiel jest offline