Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2016, 12:46   #6
Goel
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Mail z administracji Cytadeli nie zwrócił uwagi Jahleeda. Niejednokrotnie WI chrzaniły adresy wysyłki, rozsyłając chociaż zaproszenia na sesje otwarty rady z adresów windykatorów zaległych czynszy. Siedzą w jednym z pubów niższych okręgów - gdzież indziej mógłby odnaleźć się niedawny rezydent Omegi? - volus otworzył jednak wiadomość. W końcu od tygodnia dzień za dniem mijał Vonowi na piciu nisko oczyszczonych drinków i popatrywaniu z mizernym, acz zauważalnym podnieceniem, na barmankę asari.

W pierwszym momencie Jahleed wziął mail za żart - pomoc dla agenta Cytadeli? Zapewne po przyjściu, agentem Cytadeli okaże się jakiś pół-mózg Kroganin, otoczony wianuszkiem salariańskich i ludzkich pomocników, prezentujących promocyjne ceny na moduły VR.

W drugim momencie, volusa ogarnął niepokój. "A może to pułapka?", pomyślał Von. Może ktoś jednak znalazł go pośród milionów zamieszkujących Cytadelę i w wyrafinowany sposób próbuje zwabić volusa w zasadzkę? Jednak ludzie, z którymi Jahleed robił interesy nie posiadali wyczucia smaku w przestępstwach - Von bardziej spodziewał się batarianina z ręcznym działkiem typu Szpon w zaułkach...

Wreszcie jednak zwyciężyła ciekawość. Po wykonaniu kilku szybkich połączeń, Jahleed ustalił, że dane kontaktowe i dotychczasowe dosier zostały udostępnione przez nieznanego informatora. Z drugiej strony, włamanie na konta Cytadeli było prawie niemożliwe - i chyba nie zaszedł nikomu aż tak za skórę. Chyba.

Odczyściwszy kombinezon na wysoki połysk, Jahleed Von ruszył dumnym krokiem małych nóżek ku klubowi Flux - lokalowi należącemu do ścisłej czołówki miejsc, gdzie tylko najbogatsi watażkowie świadka przestępczego dokonywali mniej lub bardziej legalnych interesów a śmietanka urzędnicza stacji oddawała się "szaleństwom". Na przykład zaspaniu o godzinę do pracy po zarwanej nocy - czysty szał! Przeszedłszy wstępną selekcję i podawszy cel przybycia, volus swobodnym krokiem (truchtem?) wtoczył się do lokalu.

I już na wstępie musiał sięgnąć doświadczeń szkolenia biotyków, by opanować nogi, rwące się do tańca. To był jego kawałek, bogowie przodków! Hit dawnych ludzkich parkietów, sam mistrz John Newman w numerze "Love me again"!

Ale... Z uczuciem głębokiej straty ruszył nasz volus ku stolikowi zajmowanemu przez turianina, pasującego do wyobrażenia Jahleeda o Widmach. Choć, bądźmy szczerzy, do Sheparda nie umywał się...

Vona nie zdziwił sceptycyzm turianina. Jego rasa cały czas uważała, że to Turiańska Hierarchia wyrządziła przysługę volusom, przyjmując Irune do turiańskiej strefy wpływów. Oczywiście, miliardowe wpływy umożliwiające działanie rozbuchanej turiańskiej armii (która, swoją drogą, niewiele umiała zdziałać przeciw Suwerenowi) nijak nie wpływały zabaw generałów rasy przerośniętych jaszczurek. Już kroganie byli bardziej uczciwi - oni po prostu wkurwiali się i ... hm, walili prosto z mostu.

Przybycie asari odmieniło jednak charakter spotkania. Jahleed uwielbiał kobiety wszystkich ras - był wprost koneserem kobiecego piękna! Nie trzeba wspominać, że z żadną właściwie do niczego nie doszło - zapach amoniaku raczej nie służył amorom z rasami innymi niż volusowie. Czy to jednak przeszkadzało jakkolwiek w docenianiu doskonałości samic? Po przybyciu biotyczki, Jahleed odłożył plan dogryzienia "dowódcy" na później. Na przykład na czas wspólnego posiłku - który, przypadeczkiem, przygotował właśnie Jahleed, o nie!

Gdy Barrus nakazał wymarsz, ustąpił miejsca kobiecie i ruszył za resztą "pomagierów wspaniałego Widma".
 

Ostatnio edytowane przez Goel : 14-07-2016 o 14:07.
Goel jest offline