Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2016, 19:34   #260
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Angelique chciała sama zawalczyć o brata. Mogła zginąć, czemu nie? Jeśli on by miał przeżyć dzięki temu, to była w stanie zginąć tu i teraz, ale powstrzyma go dając innym czas na ucieczkę. Najwyraźniej inni nie zrozumieli jej dobrych intencji i opiekuńczości w stosunku do młodszego rodzeństwa, a to co później się zadziało, można by nazwać zwykłą bezmyślnością. Najgorsze, że to był pomysł strażaka... Aż przychodziły na myśl zastanowienia, czy aby na pewno nim był. Kiedy iskry z racy zraniły jej oczy, Ange zaniosła się krzykiem. Najpierw był to odgłos bólu i cierpienia. Zasłoniła oczy dłońmi, wyjąc z bólu i wypuszczając brata z uścisków. Z ledwością zaczęła odczołgiwać się, nie mając pojęcia, w którym kierunku pełznie na czworaka. Wycie bólu nie ustępowało, gdyż był on wręcz niewyobrażalny, nie do określenia. Może najłatwiej byłoby porównać to do polania skóry żrącym kwasem? Gałka oczna była wrażliwym organem, a Ange ze względu na swój zawód doskonale o tym wiedziała. Próbowała mrugać oczami, żeby sprawdzić czy chociaż coś za mgłą może dojrzeć, jednak ruszanie powiekami sprawiało jej ogrom bólu. Po chwili poczuła dłonie, szorstkie, duże, męskie. Pochwyciły ją za ramiona prowadząc gdzieś, potem została uniesiona. Rozpoznała dotyk, jak i zapach mężczyzny, a późniejsze słowa brzmiące wyraźnie koło jej ucha, upewniły ją we własnym przekonaniu.
Ange była zrozpaczona. Utratą brata, ranami Bobbyego i Franka, zniknięciem Arisy... W dodatku nie wiedziała, czy jej wzrok będzie do odratowania? Czy w ogóle był sens, aby Bear przeciążał się jej ciałem, niósł ją, ratował? Po co? Dlaczego? Kobieta wciąż wyła z bólu, wtuliła twarz w ramię mężczyzny, który chciał ją niósł, aby zasłonić oczy. Chciała, aby nie musieć odczuwać tak okrutnego bólu, wolałaby, żeby to był sen, lecz teraz nie miała już na to nadziei, a wręcz była pewna, że nie śnią
- Tak bardzo boli - wyszeptała rozpaczliwie, a jej ramiona zadrżały i spięły się. Pociągnęła nosem, a z ust wydobył się szloch. Jak teraz mogła pomóc, prócz poprzez zostanie przynętą?
- Uciekajcie sami, mówiłam byście stąd poszli - wydusiła z żalem w głosie, trzęsąc się w objęciach Bobby'ego. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że być może to kara za próżność? Nie, to nie mogło być celowe. Okrucieństwo nigdy nie miało sensu.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline