Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2016, 22:10   #13
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Rebecca szybko wyciągnęła dłoń w stronę klamki i złapała za nią. A przynajmniej próbowała. Widziała ją, zmysł wzroku działał niezawodnie, jednak nie tylko NIE POCZUŁA chropowatości, której można się było spodziewać, ale jej palce przesunęły się w powietrzu. Wykonała jeszcze kilka prób, jednak za każdym razem dłoń przechodziła przez obraz, który nawet nie drgnął. Kobieta wciągnęła powoli powietrze do płuc, nawyk ze śmiertelnego życia. Powoli zmusiła płuca do wydmuchnięcia zgromadzonych tam gazów i zamknęła oczy.
Nie, odkąd stała się... tym, kim się stała nieszczególnie łatwo było ją przestraszyć. Jednak komuś udało się to już drugi raz w ciągu praktycznie jednego dnia.

Opuściła wzrok ponownie na klamkę. Odwrót i pozostanie w tym czymś, co imitowało jej dom, nie wchodziło w rachubę. Czy sama idea klamki wystarczała, by stworzyć iluzję tak doskonałą, że mogła oszukać wszystkie zmysły? Perfekcyjna iluzja klamki... czy była jakaś fundamentalna różnica między nią a rzeczywistością? Jeśli to zmysły dostarczają wszystkiego, co definiuje świat, czyż nie one rozstrzygają, co jest realne? Wzrok został oszukany, jednak dotyk oparł się. Czy zatem wyobrażenie sobie i przekonanie samej siebie o możliwości naciśnięcia nie powinno wystarczyć?
Becca zamknęła oczy. Powoli, niemal zmysłowo musnęła palcami miejsce, pod opuszkami poczuła opór, przesunęła dłoń, nadal prowadząc swoją rękę delikatnie, jakby zabierała się do pieszczoty. Otoczyła palcami twardość klamki. Poczuła ją. A może wyobraziła sobie, że poczuła? Subtelnym ruchem spięła mięśnie i nacisnęła uchwyt z wystarczającą siłą, aby ustąpił w dół.
Teraz powinien nastąpić dźwięk źle naoliwionych zawiasów. Tak, to pasowało do wizji, którą jej tu przedstawiono, pasowało do tego, co wcześniej widziały jej oczy. Drzwi skrzypnęły więc, dokładnie tak, jak się tego spodziewała. Kobieta oparła drugą dłoń płasko o drewno, pomagając sobie mocniej je pchnąć. Dźwięk, który usłyszała tym razem pasował do sęków, starości drzewa, z którego czyjeś spracowane ręce zrobiły drzwi, przez które właśnie przechodziła. Becca nie wiedziała już, czy rzeczywiście to wszystko wyłapuje swoimi wyostrzonymi, wampirzymi zmysłami, czy stoi w miejscu, a jej wyobraźnia i umysł sprawiają, że wydaje jej się, że przechodzi.
Do działających zmysłów niespodziewanie dołączył węch. Jej nozdrza zadrgały podrażnione zapachem poruszonego, suchego kurzu, który urażony postanowił zaafiszować swoje oburzenie, zakłócaniem jego wiecznego spokoju i bezceremonialnie zaatakował kobietę.
Ciało Rebecci poruszyło się harmonijnie i płynnie, do rąk dołączyły nogi i nieco jakby bez jej woli i znalazła się po drugiej stronie drzwi. Ciche skrzypnięcie, poruszone powietrze i lekki stukot, to było wszystko. Umysł mówił, że tak, przeszła.
Czarnowłosa wampirzyca ułożyła ręce prosto wzdłuż ciała, czując miękkość swoich ubrań, po czym powoli uniosła powieki. Nadprzyrodzony wzrok widział szarość, której nie rozświetlał promień ani sztucznego, ani naturalnego światła. Wiedziała, że gdyby nadal posiadała słabe, ludzkie zmysły, znalazłaby się po prostu w atramentowej czerni, do której oko po prostu nie byłoby w stanie się przyzwyczaić. Człowiek w tym miejscu byłby ślepcem, który utkwił w pustce, gdzie w orientacji musiałyby pomóc inne zmysły. Wampir, cóż, wampir mógł bez zbędnego potykania się i wyciągani rąk w ciemność stwierdzić, że znajduje się tunelu. Na pewno długim, bądź dość bogato zakręconym, skoro nie było widać światła wpadającego z zewnątrz.

Becca tknięta nagłym przeczuciem odwróciła się. Nie było za nią żadnych drzwi, jedynie, wciąż ten sam, sprawiający wrażenie wilgotnego, korytarz. Założyła jednak, że podąży w kierunku, z którego przyszła. To było rozsądne, to pasowało do tego, co na pewno można by nazwać rozsądnym.
Ruszyła powoli przed siebie, jednak powoli jej kroki nabierały tempa i sprężystości. Tak, jakby z każdym kolejnym metrem wydrążonego w ziemi tunelu Rebecca nabierała determinacji.
Kobieta szybko straciła poczucie czasu. Mogła iść dopiero od kwadransa, a równie dobrze mogły minąć godziny. Nie mogła mierzyć czasu oddechem, nie liczyła kroków. Otaczała ją tylko szarość, ostra chropowatość ścian, których w pewnym momencie, zaciekawiona, dotknęła. Na opuszkach palców został jej lepki szlam, tak, jakby kiedyś to miejsce znajdowało się pod wodą. Może nadal tak bywało? Po pewnym czasie Becca dołączyć mogła do swoich spostrzeżeń fakt, że tunel ewidentnie zmierzał ku górze. Czyżby góra mogła oznaczać powierzchnię? Po raz kolejny wampirzyca zaczęła kwestionować racjonalność swoich założeń. Może to wszystko było po prostu iluzją. Czy nadal decydowały o tym zmysły, czy do głosu zaczynał dochodzić jej spragniony odpowiedzi umysł?
Zupełnie niespodziewanie szarość została przełamana lekkim poblaskiem jasności. Na ścianach pojawiły się pochodnie, jednak to nie one dawały światło. Widać było, że kiedyś na pewno palone, teraz jednak były po prostu bezsensowymi ozdobami, które przełamały nudny krajobraz. Rebecca przyspieszyła kroku, zachęcona wizją świeżego powietrza. Miała już dość zatęchłego, nieruchomego otoczenia, które zaczynało wnikać w pory jej skóry.
Po raz kolejny doceniła fakt swojego wampiryzmu. Jako człowiek na pewno nie byłaby w stanie uniknąć upadku. Pamiętała, jak bolały obite kolana i zdarta skóra z nadgarstków. Teraz jednak bez trudu ominęła korzeń, który pojawił się znikąd. Prawie tak, jakby wręcz przed nią wyrósł, a w zasadzie wrósł w ziemię, tuż pod jej stopami. Nie wiedziała, czy to głowa płata jej figle, czy rzeczywiście niektóre z tych roślinnych części wiły się od czasu do czasu, wyciągały w jej kierunku, próbując, sięgając...
Biegła, nie wiedziała kiedy w ogóle zaczęła biec, jednak zdała sobie sprawę, że tak właśnie jest. Że biegnie, nęcona narastającym światłem. Nagle bariera ciężkości, wilgoci i lepkości tunelu została przerwana, Becca wypadła wręcz prostu z tunelu na kamienie. Nad głową miała niebo, usiane drobinkami gwiazd, które teraz skojarzył się jej wplecionymi w materiał nocy klejnotami. Świat mimo nocy, pulsował wokół niej.

Rozejrzała się ostrożnie, karcąc się w duchu za brak uważności, mogła teraz wpaść gdziekolwiek i na kogokolwiek, zaabsorbowana swoim nagłym wydostaniem się z podziemi. Na szczęście w polu widzenia nie było żadnego ruchu. Była jedyną żywą istotą, która stała na kamienistej i nadspodziewanie rozległej polanie. Dopiero w stronę zachodu, w znacznym oddaleniu majaczyły ciemne, pogrążone w nocy drzewa. To tam skierowała swoje niespieszne kroki, mogła w końcu poświęcić tę krótką chwilę na radość z chłodnej, spokojnej nocy.
Zagajnik drzew zbliżał się, nasilał się również wiatr, który próbował lekko poruszać połami jej żakietu. Do uszu Rebecci doszły dźwięki muzyki, niesione psotnym wiatrem, tak, jakby chciał podarować jej prezent, pokazać dodatkowy atut zagajnika, do którego zmierzała. Kobieta skupiła się na delikatnych dźwiękach, słyszała lekko szarpane nuty lutni, czy może zawodzący cicho flet? Nie była pewna, czy to dwa osobne instrumenty, czy słuch ją zwodzi, jednak nie miała wątpliwości, że sprawa niespodziewanych dźwięków wymagała zbadania, a poza tym to i tak właśnie tam niosły ją kroki.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners

Ostatnio edytowane przez Morri : 18-07-2016 o 14:52. Powód: kosmetyka
Morri jest offline