| Spotkanie w klubie nocnym Flux minęło przyjemniej, niż się tego spodziewała. Przede wszystkim okazało się, że współpracę miała podjąć z dwoma turianami - a jak wiadomo, do tej pory całkiem nieźle jej to wychodziło. Można nawet powiedzieć, że czerpała przyjemność z pracy z nimi, mogąc studiować ich strategie, sposoby działania, podejmowania decyzji, a także reakcje na różne sytuacje.
Jakby tego było jeszcze mało, miała podjąć pracę dla Widma. Nie robiło to na niej aż takiego wrażenia, jakby mogło się wydawać, jednak było i tak całkiem imponującym osiągnięciem w jej karierze.
Ponadto jednym z jej współpracowników był szarmancki, czyli też o nienagannych manierach, przedstawiciel volusów - ukryty pod swoim kombinezonem Jahleed Von. Dla Lirithei była to idealna okazja, by przekonać się, do czego zdolni są volusowie, a także jakie mają zachowania w różnych sytuacjach - choć opierać miała się jedynie na obserwacji jednego indywiduum.
Nie zamierzała generalizować, ale wiedziała, że każda indywidualna jednostka i tak zachowuje pewne cechy całego ogółu. Poza tym obserwacja była nieunikniona, jeśli chciała się przekonać czy Jahleed był godny jej zaufania. Póki co obdarowała jego i Barrusa dużym kredytem, bo co do Quina zdążyła się już przekonać, że mogła na nim polegać - przynajmniej kiedy znajdowali się pod ostrym ostrzałem wroga.
Całą czwórką udali się do biura zaopatrzeniowego, które miało wyposażyć Barrusa w nowy sprzęt specjalnie na misję, na którą mieli wyruszyć.
Ten czas Liri poświęciła na rozmyślaniu o zadaniu, które zostało im przydzielone. To dosyć nieprawdopodobne, że jedno z najlepszych widm, do tego utalentowana asari, ginie bez śladu podczas jakiejś rutynowej misji. D'riais nie znała tej całej Agany Temi, ale nie musiała, by wiedzieć o jej zasługach i umiejętnościach.
Kiedyś, kiedy była jeszcze młodą asari, która ledwo co uciekła od swojej matki, by poznawać świat i życie takim, jakie jest, chciała zostać drugą Aganą. Już wtedy o niej słyszała, choć jej osiągnięcia nie były jeszcze tak spektakularne.
Z czasem jak podrosła, jej światopogląd bardzo się zmienił, dziecięce marzenia rozwiały, zastąpione zupełnie innymi.
To i niezwykła prośba napotkanego przed biurem hanara przypomniały jej o kolejnej postaci, która wywarła wpływ na to, kim była Liri.
Aria T'Loak, charyzmatyczna przywódczyni Omegi, oczywiście asari. Lirithea gardziła jej osobą, a jednocześnie zazdrościła jej tego, co osiągnęła. Sama była dopiero w połowie drogi, jeśli w ogóle, i daleko jej było do pozycji, jaką zajmowała jej rywalka. Nie zamierzała jednak poddawać się i była niemalże pewna, że właśnie nadarzała jej się okazja, by nieco skrócić swoją drogę ku marzeniom - a była to współpraca z turiańskim widmem Barrusem Mauriniusem.
Gdy tylko znaleźli się w dokach, Lirithea westchnęła. Nie z zachwytu, ale też nie było to westchnięcie wskazujące na rozczarowanie. Raczej zaczęła się zastanawiać, kto stał za wyborem takiego, a nie innego modelu statku, który im przydzielili.
Andromeda prezentowała się... okazale. Do tego wyglądała na trochę sponiewieraną. Na pewno nie była świeżo z taśmy produkcyjnej, co pewnie musiało trochę zaboleć Barrusa. W końcu Shepard dostał o wiele lepiej prezentującą się Normandię, a turianie znani byli ze swojej niskiej tolerancji dla ludzi.
Kiedy spostrzegła, że zbliża się do nich jeden z radnych, a konkretniej turiański radny, postanowiła opuścić towarzystwo i ruszyć załatwić kilka ostatnich spraw oraz spakować swoje rzeczy na pokład Andromedy.
Pożegnała więc Barrusa, Quina i Jahleeda, po czym ruszyła przed siebie, kołysząc przy tym biodrami.
Wyminęła radnego, uśmiechając się do niego zalotnie i rzucając mu powłóczyste spojrzenie, po czym zniknęła wszystkim z oczu udając się w sobie tylko znanym kierunku. |