Kapłan przygryzł dolną wargę, zaskoczony, aż do krwi. Ork, prawdziwy, żywy i śmierdzący, metr przed nim. Brat po powrocie z ekspedycji z kompanią górniczą Blumenwalda opowiadał mu o tych stworach. Choćby od dzieciństwa czas spędzony na czytaniu książek młody Feilan spożytkował w kuźni jako młotkowy ciężko byłoby mu wygrać z takim orkiem na rękę. Nawet znaleziony eliksir mógłby jedynie odwlec wykonanie wyroku. Tutaj trzeba było sposobu rodem z wojackich opowiadań.
Tymczasem czujne ucho wyłowiło jakieś krzyki i szczęk metalu. Skoro walka, to ork kogoś bił. Czyli także ktoś bił orka. Każdy wróg orka był w obecnej chwili przyjacielem krasnoluda i akurat teraz jakiś wróg orka mógł potrzebować pomocy.
Ufając w działanie środka poślizgowego użytego na zawiasach warsztatowych wrót Olaf otworzył je delikatnie aby przejść na zewnątrz. Z dobytym nadchwytem nożem pochylony skradał się do stojącego tyłem orka. Postanowił pchnąć bronią pod kolano zielonoskórego i jednocześnie napierając swoją masą wywrócić go prosto na wirujący nieustannie i spokojnie portal.