Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2016, 15:40   #2
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Zasnąłem nad papierami?” - pomyślał z niedowierzaniem Rodolphe, zanim poczuł nieprzyjemną sztywność ciała i ospałość umysłu. Zebrał się w sobie i wstał, chwiejąc się lekko. Jednak nie zasnął nad papierami. Okazało się, że leżał na środku korytarza. I jak to w takich momentach bywa wypowiedział magiczne słowo: “kurwa”. Wystarczało ono za tysiąc innych, które musiałby z siebie wyrzucić, by opisać ból stłuczeń od upadku, który powoli narastał, niechęć do zbierania dokumentów z podłogi, niezrozumienie sytuacji oraz nieumiejętność przypomnienia sobie dnia tygodnia. No i do tego nie musiał nic już mówić, gdy odkrył, że Pascal także była nieprzytomna, jak i również pan Trouve. Zwołał ich do gabinetu kobolda i zapytał, czy może oni nie wiedzą, co się stało. W międzyczasie próbował przypomnieć sobie, czy słyszał kiedyś coś o takiej chorobie czy zjawisku. Może miał podwyższoną ciepłotę ciała albo serce biło zbyt szybko?

- Idź czarna kobieto i sprawdź w oknie co się tam wyrabia na rynku.. - jęknął Jean-Christophe Trouve trzymając się za głowę - To musiały się jakieś wredne grzyby zalęgnąć w budynku, panie Merze. Musieliśmy się nawdychać cholerstwa.. Albo. - zniżył ton i szeptem dodał po chwili - to przez tę dziewuchę, sir. Nikt normalny nie jest aż tak czarny... Pewnie przywiozła ze sobą jakieś “niespodzianki”...

Rudolphe analizował własne ciało. Tętno było lekko przyspieszone, ale w normie. Był nieco wychłodzony, w głowie się delikatnie kręciło, ale w zasadzie nie odczuwał większych dyskomfortów. Nie pamiętał, by coś mu się śniło. Nawet jeśli były to jakieś spory, jak mówił kobold, to nie podziałałyby tak stanowczo i jednakowo na wszystkich. Ziółka?...

- Tam chyba coś się wydarzyło sir - powiedziała Iris, która przyglądała z okna. Po chwili też odwrócił się do sali - No i ... dyliżans zdążył przyjechać...

- Cholera - wyrwało się merowi. - Dyliżans przyjechał w takim momencie?!

Zielarz złapał się za głowę. Co tu zrobić? Skoro wyglądało to na masowe omdlenie, nie mogło być ono spowodowane niczym poza magią albo zatrutą wodą w studni. Tylko przy zatrutej wodzie, nie wydarzyłoby się to tak nagle i ze wszystkimi naraz. A może… Może to ten dyliżans?

- Wychodzę, panie Trouve. Zajmij się dokumentami, odsapnij nieco. Ty - wskazał na Iris - chodź ze mną.

Zielarz zaoferował dziewczynie ramię i wyszedł na plac, by przywitać gości w Szuwarach oraz katastrofę. Musiał wybrać się do maga albo wiedźmy…

Na zewnątrz panował chłód i gwar. Mieszkańcy pomagali sobie nawzajem jak mogli. Niektóre drzwi i okiennice domostw uchylały się ukazując zatroskane głowy
- Dzień dobry panie Merze! - wrzasnął ktoś z dalekiej lewej strony
- Panie merze - rzekł kulejący Roch DeVillepin i uchylił kapelusza.
Iris podobała się nobilitacja. Całe miasteczko zauważy że kroczy ona właśnie z Merem Szuwar pod rękę. Jak równy z równym. Oby tylko wydarzenia wstrząsające tą miejscowością nie przysłoniły innym tego widoku.
Na środku stał dyliżans, a przy nim ochroniarz.

Ku, zapewne, niezadowoleniu Iris, zielarz poprosił ją, by zajęła się potrzebującymi - czy to ktoś mógł mieć rozbitą głowę, czy to może płakał i nie widział co się dzieje. Niestety (dla niej) do tego właśnie była mu potrzebna. On sam zaś ruszył w stronę ochroniarza.

- Dzień dobry - przywitał się jeszcze z ludźmi i skinął każdemu głową. - Dzień dobry - zwrócił się do ochroniarza. - Jestem Rodolphe Trottier, wybrany na mówiącego w imieniu tej mieściny. Wszystko w porządku?

- Ale ja doskonale wiem kim pan jest, panie Trrotier - odrzekł DeVramount i chciał nawet uścisnąć dłoń mera, ale szybko znów złapał za uzdę konia - Chyba tak, chyba wszystko w porządku. A u pana? Bo tak dziwnie.. trochę.. Wszyscy pokotem...

Rudolphe przypomniał sobie, że rzeczywiście zna z twarzy ochroniarza. Nie rozmawiał z nim nigdy, ale mężczyzna tu bywał i pracuje u Boldervine’a długo.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline