Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2016, 15:38   #10
Goel
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Przed biurem zaopatrzeniowym

Lirithea powiodła wzrokiem za unoszącą się w powietrzu różową galaretką. Potem spojrzała na swoich nowych współpracowników i oparła się ręką o biodro.

Lirithea D'riais: Śmiem wątpić, że to zwykły przypadek, że znowu spotykamy tego samego hanara. Wydaje się mieć jakąś sprawę do naszego Widma…

Barrus Maurinius: Możliwe. Nie mam jednak czasu na problemu. Quin, byłeś śledczym w SOCu? Dowiedz się o co mu chodzi. Jeśli będzie trzeba zezwalam na użycie siły.

Lirithea parsknęła krótko pod nosem.

Lirithea D'riais: Poważnie przewidujesz użycie siły?

Asari spojrzała z rozbawieniem najpierw na jednego turianina, potem na drugiego, a na końcu pokręciła z niedowierzaniem głową.

Lirithea D'riais: Jahleed, ty jesteś socjologiem. Powinieneś mieć coś więcej do powiedzenia w tej sprawie, czyż nie?

Spojrzenie szmaragdowych oczu asari skierowała na volusa.

Westchnąwszy teatralnie, volus rzekł:

Jahleed Von: Turianie i turiańska… dyplomacja.
Po czym ruszył truchtem ku hanarowi.

Jahleed Von: Ekhem… niech ten, który pożegnał się, poczeka chwilę…. Klanie Kahje! - rzucił jeszcze, zasapawszy się nieco.

Ale czyż mógł okazać słabość przed uroczą towarzyszką? Dogoniwszy meduzę, miast skłonić się by zebrać oddech wyprostował się i dodał, siląc się na stłumienie szumu histerycznie pracujących filtrów kombinezonu.

Jahleed Von: Witaj, czcigodny panie… Czy tylko zdaje mi się, że … nasze drogi skrzyżowały się niepierwszy raz? … Czy aby coś nie trapi umysłu ... i nie ciąży duszy tego, który… stoi przede mną?

Quin: Powiedzcie, czy ja na prawdę wyglądam tak, że pierwsze co przychodzi na myśl to przemoc? Myślcie, że jak jestem turianinem z SOC to przy zwyczajnej rozmowie będę wymachiwał bronią…

Spokojnym krokiem Quin podąża za volusem i hanarem.

Quin: Opcje są dwie, mój lewitujący przyjacielu. Albo zostałeś wynajęty na przeszpiegi i idzie Ci to naprawdę słabo, przez co będziemy musieli Cię zaaresztować, albo druga opcja, chcesz czegoś od nas, ale jesteś nieśmiały albo niepewny swego, w tym wypadku nie trafisz do aresztu. Chyba że nadszarpniesz naszej cierpliwości i czasu.

Quin spojrzał na Jahleeda i powiedział dostatecznie głośno, tak aby i hanar usłyszał.

Quin: Ty graj dobrego glinę, mi za szybko puszczają nerwy.

Jahleed Von: Ekhem… więc, czcigodny? ... Czy wspaniałe Widmo i my, jego … pokorni słudzy, możemy służyć temu pomocą?

Hanar: Ehm… tak, Widmo i jego towarzysze mogliby pomóc temu, ale ten lęka się zapytać. Prosi, aby mu nie grozić. Ten słyszał, że Widmo zabiło wielu niewinnych podczas ataku stronników Sarena. Ten nie chce być następny. Dlatego podsłuchiwał Widmo i chodził za nim i jego towarzyszami. Ten liczył, że uda mu się zebrać samemu na odwagę i zapytać, ale Widmo przeraziło tego.

Podrapał się nerwowo macką po korpusie.

Hanar: Ten ma wielką prośbę do Widma i jego towarzyszy. Ten wie, że wyruszają oni do Systemów Terminusa. Ten również musi się tam dostać, ale musi się dostać tam nie zwracając uwagi władczyni Omegi. Pomyślał, że Widmo o jednym oku bez problemu przetransportuje tego na Omegę, tak żeby nikt nie widział. Ten bardzo, bardzo prosi. Od tego zależy życie tego!

Ostatnie słowa, jak na spokojny ton mówienia hanarów, wydawały się wyjątkowo zdesperowane.

Quin: Po pierwsze, co zagraża Twojemu życiu. Po drugie, na prawdę uważasz że uda nam się niepostrzeżenie dostać na Omegę tak, aby Aria nie wiedziała kto tam trafia?

Barrus Maurinius: A po trzecie, nie mam zamiaru narażać się Arii dla przysługi. Jej pomoc może okazać się znacznie ważniejsza dla mojej misji niż twoje życie Hanarze. Przekonaj mnie więc żebym Ci pomógł. Daj mi coś co chociaż w małym stopniu opłaci moje ryzyko.

Widmo powiedziało podchodząc.

Hanar: Ale Widmo musi pomóc temu! Jeśli ten pozostanie na Cytadeli, grozi mu śmierć! Temu drepczą po piętach wrogowie, ten musi się wydostać! I nie, ten nie prosi Widma o niezwracalną przysługę. Widmo nie docenia tego. Ten może się sowicie odwdzięczyć, bo ten ma coś, co może przysłużyć się waszej misji. Jednak aby to zdobyć, musi znaleźć się szybko na Omedze. Aria T’Loak wam nie pomoże, jej wiedza jest ograniczona.

Lirithea spojrzała na hanara z zaciekawieniem.

Lirithea D'riais: Podoba mi się ten hanar, powinniśmy mu pomóc. Poza tym ma rację, Aria jest ograniczona do swojego własnego tyłka. Nie pomoże nam, jeśli nie będziemy mieli jej nic do zaoferowania.

Kiedy Liri wypowiadała się o Arii, mówiła z wyraźną niechęcią i pogardą.

Barrus Maurinius: W porządku. Jeśli Lirithea Ci ufa to ja także zaufam. Udaj się pod ten adres i czekaj tam na mnie. Gdy przyjdzie czas zabiorę Cię na mój statek, do tego czasu powinieneś być bezpieczny w apartamencie Widma. Możesz też pokręcić się po akademii do tego czasu.

Barrus podał hanarowi swój adres.

Hanar: O… Widmo się zgodziło. Ten dziękuje. Bardzo dziękuje. Ten zapewnia, że Widmo nie pożałuje.

Po tych słowach oddalił się powoli.

Zaskoczony szybkością podjęcia decyzji, volus zaniemówił na chwilę.

Jahleed Von: Jak…? Po co…? Za ile…? Do stu tysięcy obsranych vorchów… jakbyśmy grali w jakąś pieprzoną … grę wideo! Idę - dołączę do was na statku. Dyplomaci, krogańska wasza mać…

Oddalił się również w sobie wiadomych sprawach.


****


Jahleed był bardziej, niż niezadowolony z przebiegu rozmowy. Turianie sprawdzają się jako wojownicy, dowódcy i psy gończe Rady - nijak jednak nie nadają się do pertraktacji. "Zaczynać od gróźb?!", pomstował volus drepcząc wściekle przed siebie. "Jeśli mnie nie zdenerwujesz? Co to w ogóle za sposób rozmawiania z kontrahentami! Na poziomie batariańskich piratów przejmujących statek handlowy, vareńska wasza mać!", wściekał się dalej, minąwszy funkcjonariusza SOC. Oczywiście, rosłego turianina. "Można było wiele więcej ugrać od tej galarety ale nieeee.. Trzeba pokazać, kto tu ma jaja! No jak to kto?! Jaaaa, wspaniały Quintus Diccus Biggus!", kontynuował tyradę voluski szturmowiec.

Ale im bardziej oddalał się od biura zaopatrzenia i irytujących jaszczurek ("Ptaków, nie jaszczurek", napomniał samego siebie volus - jeszcze któryś ze wspaniałych "luźnych żuchw", jak niektórzy przezywali turian, gotów się zirytować o tak jaskrawe niedopatrzenie w zakresie ich fizjologii...), tym bardziej Jahleed uspokajał się. A im bardziej się uspokajał, tym bardziej uświadamiał sobie, że niewiele miał do roboty przed wylotem. Zamówił sprzątanie klitki, którą nazywał mieszakaniem, zabrawszy ze swojej gawry broń, zapasowe medpaki oraz kość pamięci z danymi z czasów wojaży po Omedze. Oczywiście, siedemdziesiąt procent powierzchni dyskowej zajmowały książki kucharskie wszystkich gatunków ze znanego kosmosu. Spakowawszy się i pozostawiwszy dyspozycje opłacania czynszu na wirtualnym koncie, ruszył do doków.

Po chwili szukania, obsługa doków wskazała mu miejsce teoretycznego przebywania jego drużyny - dwóch wyniosłych turian aż nadto rzucało się w oczy. By jednak nie zaogniać sytuacji, wbiegł na pomost koło towarzyszy udając zdyszanego, załatwiającego swoje sprawy zwykłego, śmiesznego volusa.

Jednostka nie prezentowała się okazale - Jahleed nie lubił "odpicowanych bryk", te bowiem były brane na cel jako pierwsze przez piratów. Pasowało mu, że mimo obskurności kryła w sobie potężną siłę ognia; jak i w rozmowie, tak i w bitwie volus lubił zaskakiwać przeciwników, delektując się malującym się na ich twarzach zaskoczeniem i gniewiem. Kwestia kabiny dekompresyjnej była rzeczywiście istotna - w przeciwnym razie kombinezon zdjąć będzie mógł dopiero na Omedze, w jedynym voluskim pubie w tym kwadrancie galaktyki...

Gdy Barrus ruszył ku radnemu, po zadziornym (w mniemaniu volusa...) pożeganiu, Von rzucił się ku nowej jednostce, gotów przygotować dla Quina szczególnie paskudny drink. Stanąwszy przed wejściem do jednostki, zmieszał się znacząco. Bo jak miał wejść do statku bez kapitańskiej autoryzacji? "Może WI jednak mnie rozpozna... Tylko jak ona może mieć na imię?!", pomyślał z powątpiewaniem , po czy podszedł do interkomu i rzekł:

Jahleed Von: ... Darek... otwórz ... ?
 

Ostatnio edytowane przez Goel : 21-07-2016 o 12:30.
Goel jest offline