Władanie ręką powoli wracało, chociaż rana pozostawiona przez topór mutanta miała już na zawsze odcisnąć się paskudną blizną. Adar poruszył barkiem i poprawił uchwyt na tarczy. Wiedział, że każdy przyjęty na nią cios przyniesie mu ogromną dawkę bólu, ale przynajmniej zdrową kończyną wciąż mógł władać mieczem. Tak też dobył Pobrzask i stanął przed skarpą.
Szarak był już zmęczony – dawny zapał gdzieś wygasł. Przodowało tylko wyczerpanie oraz żal za poległych towarzyszy. Widział w tej drodze swój koniec. Dwa razy godził się ze śmiercią. Za pierwszym razem, kiedy Krwawa Turzyca próbowała go wciągnąć i strawić żywcem. Wtedy jednak wróciła się po niego Katarina. Drugi raz, kiedy został powalony na wyłomie w Goboczujce. Zaakceptował to - swoją śmierć. Ale zanim zginie, chciał jeszcze skosztować krwi. Ten ostatni raz.
Nie miał broni dystansowej, ani nie potrafił się nią posługiwać. Dlatego strzelanie zostawił innym, samemu ustawiając się w pierwszej linii. Jeśli zwierzoludzie wespną się na skarpę, on będzie pierwszy, który zacznie ich spychać. Nie był to skomplikowany plan.
Adar spojrzał jeszcze za siebie, zatrzymując wzrok na lodowej czarownicy i Harpii z Norski. Kolejny raz został potraktowany jak śmieć, chociaż nawet nie chciał się już z nimi zadawać. Policzek wymierzony przez Katarinę odcisnął się wspomnieniem. Szarak spojrzał na nie uważnie i... uśmiechnął się lekko. Nie żywił już do nich żalu. Ostatnie bliskie spotkanie ze śmiercią, a później morderczy marsz w śniegu i walka z mrozem coś w nim zmieniło. Nie stał się jednak obojętny. Wręcz przeciwnie. Zrozumiał, że nie ma sensu karmić siebie i innych goryczą. Bo wszyscy, od najprostszych chłopów po najbystrzejszych królów byli tylko sługami. Sługami bogów i losu. Tak jak on.
Skinął do kobiet i odwrócił spojrzenie na nadchodzącego wroga.
Nie było urazy, nie było gniewu.
Smutek przeminął.
Pozostała już tylko żądza zemsty.
- Czas przyrządzić trochę gulaszu - mruknął, uśmiechając się pod nosem.