Promienie słońca stojącego już dość wysoko na niebie wpadały przez okno do pokoju i świeciły wprost na wpół przykrytą kołdrą dziewczynę. Pokój można było opisać dość krótko: bałagan. Nie, nie bałagan. Burdel. Mimo, iż wczoraj sprzątała, nie przyniosło to żadnych zmian. Ciuchy, książki, płyty, buty, gitara wyjęta z pokrowca, notatki, śmieci i zabawki Sary leżały wszędzie. Wszędzie, tylko nie w miejscach, gdzie rzeczywiście powinny być.
Z dołu dobiegały odgłosy zwykłej niedzielnej krzątaniny przy obiedzie i to właśnie te dźwięki sprawiły, że Margot poruszyła się we śnie, a po chwili niepewnie spojrzała na świat, wciąż mrużąc oczy od nadmiaru światła. Wymruczała coś półprzytomnie sama do siebie i ponownie pacnęła głową w poduszkę. Niestety, w tej chwili, wiedziona zapewne szóstym zmysłem rodzicielki, do pokoju weszła jej mama, burząc miły i ciepły świat sennych marzeń.
- Może księżniczka raczyłaby wstać? Zapewne nie wiesz, ale jest już po trzynastej - jej wzrok zatrzymał się na otwartym laptopie leżącym obok łóżka. - Następnym razem nie siedź do czwartej nad ranem gadając ze znajomymi na Skype.
Chcąc nie chcąc, Margot powoli wstała z łóżka, zaliczając po drodze poranną gimnastykę - serię przeciągnięć, które bardziej pasowały do kota, niż do człowieka. Założyła pierwsze lepsze spodnie na spodenki i bluzę stwierdzając, że przebierze się, jeśli będzie gdzieś wychodziła. Właściwie było to mało prawdopodobne, na dziś nie miała żadnych planów. I bardzo dobrze, pomyślała zbiegając po schodach do kuchni. Przynajmniej będę mogła bez obaw urządzić sobie poobiednią sjestę.
__________________ Ja jestem diabłem na dnie szklanki...
Trzeba mnie pić do dna!
Ostatnio edytowane przez Naikelea : 13-05-2007 o 14:26.
|