Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2016, 01:53   #245
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

Spoglądając w oczy śmierci każdy człowiek dowiaduje się pewnej rzeczy. Mianowicie: lepiej się jej nie dać zbyt łatwo.
Śmierć kolejnych mieszkańców sąsiedniej wioski Katarina przyjęła z ponurą akceptacją. Nie mogła już właściwie zaradzić nic na to, co tutaj się zaczęło dziać. W końcu być może i tak wszyscy zginą, a wtedy będzie co najmniej źle. Myślała, że w najlepszym wypadku ich dusze przynajmniej znajdą ukojenie gdzieś “tam”, ponieważ trudno było jej w jakikolwiek sposób określić to miejsce. Przed wyruszeniem w drogę zmówiła krótką modlitwę nie tylko za zmarłych, ale również za żyjących. Boska opatrzność przyda się każdemu.
Zwłaszcza im.

Młoda czarodziejka już po krótkim marszu była wykończona. Trudy ostatnich kilku dni zeszły się w jedno akurat teraz, na koniec całej tej beznadziejnej kampanii. Parła przed siebie jedynie siłą własnej woli, a zmuszały ją do tego pociągnięcia sznura. Była oczywiście w tej samej grupie co Lexa. Nie miała zamiaru się od niej oddalać za daleko, a być może ona pomyślała to samo o niej? Któż to wiedział?
Nawet nie była w stanie na nią spojrzeć z powodu ciężkiej głowy. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Chłód przenikał jej ciało jeszcze bardziej dotkliwie, niż kiedykolwiek wcześniej w jej krótkim życiu. Stopy i dłonie drętwiały z zimna. Rozumiała te objawy i czuła, że jeśli szybko nie znajdą się u swego celu, to padnie z wycieńczenia.
Nawet Kvas już przestał pomagać.

W pewnym momencie miała wrażenie, jakby cały krajobraz się zmienił, a okolice zamieniły się w rozkopane pola. Wiosna? Ciepły wietrzyk musnął jej policzek niosąc za sobą zapach kwitnących bzów. Słońce oświetlało złotem okoliczne wzgórza nadając im żywych barw. Ruszyła naprzód ciągnącą się drogą aż do pewnego niewielkiego gospodarstwa, przed którym ścieżka się kończyła. Przekroczyła niski drewniany płotek. Tu i ówdzie gęgały gęsi, w oddali zaś beczały owce. Kury biegały dookoła, z dziką zapalczywością dziobiąc rozrzucone ziarno. Krajobraz tętnił życiem.
Zza znajdującej się nieopodal stodoły wybiegł duży wilczur o czarno brązowej sierści. Szczekał radośnie pędząc prosto w jej stronę. Z zadziwiającą wręcz szybkością rzucił się na nią i oboje wylądowali na twardej ziemi. Katarina zaczęła się śmiać ze szczęścia, dziwnego szczęścia zresztą, i drapać Błyska za uszami, kiedy ten lizał ją po twarzy na przywitanie. Intuicyjnie wiedziała gdzie jest… Ale czy to prawda?
Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane, gdy usłyszała okrzyk ekscytacji z jakiegoś miejsca przed sobą. Zawołała psa do siebie i sama pobiegła do zbierającej się z ziemi dziewczyny gapiącej się jak w obrazek w znajdującą się przed sobą osobę. Kobieta nieco niższa od niej samej, z trójkątną twarzą poznaczoną zmarszczkami, szarymi, inteligentnymi oczami, w których widniała mądrość oraz o białych na wskutek siwizny włosach zgarnęła wiedźmę w czułe objęcia. Zaskoczona Katarina dopiero chwilę później odwzajemniła uścisk zdając sobie sprawę z tego, kogo ma przed sobą.
- Mamo? Tak bardzo tęskniłam… - powiedziała przez łzy czarodziejka.
- I my też. Tak długo cię nie widzieliśmy! Wyrosłaś na piękną dziewczynę! - powiedziała pogodnie kobieta i pociągnęła ją w stronę domu - Chodź! Akurat obiad gotowałam dla twojego ojca i siostry!
Była w domu. Prawdziwym domu.
Pierwszym, rodzinnym domu.
Aż się jej zakręciło w głowie. Nie zarejestrowała nawet kiedy znalazła się w izbie. Mały chyboczący się stół z przysuniętymi doń starymi krzesłami były tutaj prawdopodobnie na porządku dziennym. Na kamiennym kominku gotowała się zupa roznosząc smakowity aromat po całym pomieszczeniu, mieszając się z rozwieszonymi tu i ówdzie suszonymi warzywami i ziołami. Do środka wpadało sporo światła przez małe, ale liczne okna. Klapa w podłodze przy przeciwległym do paleniska kącie prawdopodobnie prowadziła do spiżarni, a drzwi zaraz obok niej zapewne do sypialni. Siedziała na stojącej przy ścianie ławie wraz ze swoją siostrą będącą niemal idealnym, zdrowszym odbiciem jej. Złociste kaskady włosów spływały jej po ramionach, miała normalny kolor cery i ciekawskie szare oczy. Katarina była od niej jakieś dziesięć zim starsza. Bawiła się z drugą dziewczyną, Iriną, w łapki, kiedy ta nagle uderzyła ją lekko w policzek.
- Obudź się - powiedziała cicho z nieswoim akcentem.
- Ale… - bąknęła czarodziejka, nim dostała drugi, mało subtelny, silny policzek prosto w twarz.
I wylądowała w śniegu.
Katarina poczuła pieczenie na swoim policzku oraz uchwyt silnej ręki stawiającej ją na nogi. Lexa zdawała się być przejęta tym, co się właśnie wydarzyło i co widziała w swojej wizji, ale nie powiedziała ani jednego słowa, tylko ruszyła dalej. Dziewczyna była zbyt zamroczona, by w ogóle rozumieć to, co się właśnie wydarzyło, ale tchnęło w nią to nowe siły. Jeśli to wszystko się skończy, to może zacznie poszukiwania swojej rodziny?
A może… Potowarzyszy Norsmance przez chwilę?

Śmierć nieustannie deptała im po piętach. Choć ona ledwie się jej wyrwała dzięki reakcji wojowniczki, dosięgła w końcu kogoś innego… Pyotr zaginął. Gdyby lodowaty wiatr nie osuszył jej całkowicie oczu, to by pewnie zaczęła ronić łzy jak nigdy wcześniej. Czasami nie była dla niego miła, takie było prawo młodości, ale… Dlaczego on? Choć spędziła z nim trochę czasu w Krausnick, to wciąż niewiele o tym wiedziała poza tym, że z jakiegoś powodu nadmiernie się nią interesował. Wciąż jednak był kislevczykiem i potrafił ją zrozumieć lepiej, niż ktokolwiek inny.
Posłała kolejną, jeszcze bardziej rozpaczliwą modlitwę w niebiosa mając nadzieję, że bogowie ją posłuchają.

Na widok krwawego ołtarza oraz wszystkich zebranych tam istot Katarina poczuła wywołany strachem ucisk w klatce piersiowej. Prawdopodobnie cała drżała nie tylko z zimna. To był kres ich wędrówki. Teraz wszystko miało się rozstrzygnąć. Ale czy mieli jakiekolwiek szanse, kiedy byli na niemal straconej pozycji z powodu przewagi liczebnej wroga?
Zwątpienie w jej sercu było tak wyraźne, jak nigdy dotąd.
Nagle usłyszała w swej głowie syczący głos jakiejś dziwnej istoty. Nie było jej nigdzie w zasięgu jej wzroku, choć instynktownie rozumiała jej byt. I trwoga prawie ją sparaliżowała.
Wydobyła z pochwy fragment szabli Natalyi. Runy na jego ostrzu lśniły wściekłym, lodowatym blaskiem poświadczając o obecności magii. Mentalny atak z jego strony przybierał na sile obiecując siłę, możliwość uratowania wszystkich sobie bliskich, szybką i brutalną śmierć jej wrogów i inne tego typu rzeczy, za które by pewnie dała się zabić tylko po to, by je mieć.
“Odejdź, demonie!” - powiedziała do bestii odpierając kolejny jego atak - “Nie złamiesz mnie!”.
Nikt nie mógł wiedzieć, co się właśnie działo w głowie Katariny. Miała po prostu zamknięte oczy tak, jakby nad czymś rozmyślała. Choć trwało to krótką chwilę, dla niej była to niemal cała wieczność. Odrzuciła tą straszliwą pokusę.
Nie chciała już wracać do dawnej magii. Oddała się całkowicie Shallyi i zamierzała dotrzymać jej wierności. Pragnęła w przyszłości zostać kapłanką. A to, co proponował jej demon, sprowadziłoby na nią śmierć i ukradło duszę… I już nigdy by nie ujrzała kochanej bogini.
Wyczerpana fizycznie i psychicznie - czekała. Planowanie zostawiła mężczyznom, ponieważ ona nigdy nie miała zmysłu taktycznego. Jedynie co, to przysunęła się nieco bliżej Lexy, a wzrokiem, jakim ją obdarzyła, przekazała prostą, ale zrozumiałą dla niej wiadomość.
“Nie zgiń, proszę”.
 
Flamedancer jest offline